Garncarstwo lubelskie posiada bogatą i odległą tradycję i do niedawna stanowiło jedno z najstarszych oraz najliczniej reprezentowanych rzemiosł w Polsce. W połowie lat 50. XX wieku woj. lubelskie zajmowało drugie miejsce (po warszawskim) pod względem liczby ośrodków garncarskich w Polsce.
Ośrodki garncarskie na Lubelszczyźnie
Do najstarszych ośrodków garncarskich na Lubelszczyźnie zaliczyć należy: Międzyrzec Podlaski (1558 r.), Urzędów (1565 r.), Opole Lubelskie (1569 r.), Włodawa (1599 r.), Lublin (1615 r.), Sawin (1629 r.), Tomaszów Lubelski (1642 r.), Pawłów (1646 r.), Bełżec (1653 r.), Firlej (1690 r.), Białą Podlaską (1738r.), Frampol (1773 r.), Baranów (1779 r.).
W miejscowościach tych istniały już cechy garncarzy (co zarejestrowane zostało w księgach miejskich). Garncarstwem zajmowali się zarówno mężczyźni, jak też kobiety. Na podstawie badań terenowych stwierdzić możemy, że kobiety rzadko toczyły na kole, lecz zajmowały się zdobieniem, „rysowaniem", polewaniem gotowych wyrobów angobami czy glazurą. Rzemiosło to rozwijało się nie tylko w dawnych, przeludnionych miasteczkach, lecz również w pobliskich miejscowościach. Szczególny ich rozwój zaznaczył się w II połowie XIX wieku. Duże znaczenie miała niska cena wyrobów garncarskich i słabe nasycenie rynku drogimi wyrobami metalowymi produkcji fabrycznej. To sprawiło, że przez kolejne dziesięciolecia wyroby garncarskie cieszyły się niezmiennie powodzeniem, a dopiero rozwój przemysłu w XX wieku oraz spadek cen i masowa produkcja naczyń codziennego użytku sprawiły, że ośrodki te stopniowo zamierały.
Do powstawania nowych ośrodków garncarskich na terenie Lubelszczyzny przyczyniały się również migracje garncarzy. Jak podaje prof. Roman Reinfuss, w II połowie XIX w. handlujący garnkami Mosiek Schwarzman z Janowa Lubelskiego sprowadził do Łążka Ordynackiego mistrzów z Sokołowa Małopolskiego i Medynii Głogowskiej, którzy nauczali miejscowych garncarzy sztuki malowania naczyń barwnymi polewami oraz umiejętnego używania glazury.
Nowinki ceramiczne
W celu udoskonalenia rzemiosła garncarzy pawłowskich ks. Antoni Wójcikowski, proboszcz miejscowej parafii rzymskokatolickiej, na przełomie XIX i XX w. wysłał kilku miejscowych garncarzy na kursy ceramiczne do Lwowa. On też zorganizował wysyłkę dużej partii pawłowskich wyrobów na wystawę, która miała miejsce w Lublinie na początku XX wieku.
Inny duchowny ks. Koronat Piotrowski chciał wśród miejscowych podnieść poziom garncarstwa i „wyrobić w nich estetyczne poczucie linii", dlatego też podsuwał im wzory starożytnych naczyń greckich. Garncarze chętnie przejęli nowe wzory, tym bardziej, że zarysowały się przed nimi nowe, o wiele większe możliwości zbytu. Nabywcami bowiem stały się też inne warstwy społeczne - ziemiaństwo, bogate mieszczaństwo i burżuazja, chcący mieć w swych salonach starożytny wazon lub urnę doskonale imitujące stare ceramiczne wyroby z Grecji. Jeszcze w okresie międzywojennym wśród garncarzy pawłowskich byli „artyści", którzy pracowali dla okolicznego ziemiaństwa. Wymienić tu możemy m.in. Stefana Biełomca, Teofila Wanarskiego, Michała Kryma czy Hieronima Wanarskiego.
Kazimierz Czernicki, opisujący w okresie międzywojennym okolice Chełma, zwrócił uwagę na prymitywizm uprawianego w Polsce rzemiosła garncarskiego. Podkreślił, że: „Zarówno piece jak i sam wyrób odbywa się tak, jak przed tysiącami lat. Nic też dziwnego, że przy takim stanie pracy ludność trudniąca się wyrobem garnków zarabia bardzo mało".
Wyroby pawłowskie były „nadzwyczaj tanie, można powiedzieć za bezcen", dzięki czemu miały duże powodzenie u ludności wiejskiej, która chętniej kupowała wyroby gliniane. Jedną z przyczyn tak niskiej ceny wyrobów pawłowskich była niezmiernie duża liczba garncarzy - w porównaniu z innymi ośrodkami -w 1939 r. pracowało ich około 110. Dla porównania w tym czasie pracowało w: Białej Podlaskiej - 5 garncarzy, w Łążku Ordynackim - 9, Firleju - 13, Urzędowie - 25, we Włodawie - 13.
Ceramika pokucka
Interesującym epizodem w dziejach garncarstwa pawłowskiego była tzw. ceramika pokucka, zwana też huculską. W okresie okupacji hitlerowskiej w Pawłowie przebywali Piotr Kuźma, Michał Czepyha i Mikołaj Buc, handlarze - pośrednicy z Kut koło Kołomyi. W 1941 r. sprowadzili do Pawłowa Michała Wołoszczuka - garncarza z Kut. On nauczył młodego, zdolnego garncarza Jana Sławińskiego toczenia typowych form i zdobnictwa stosowanego w ceramice pokuckiej. Gdy Jan Sławiński odkrył odpowiednią glinkę w Pawłowie i sam radził sobie z techniką sgraffito, Michał Wołoszczuk zaproponował mu współpracę, która zaowocowała wysokiej klasy wyrobami.
Stan obecny lubelskiego garncarstwa
Garncarstwo - nie tylko lubelskie - przeżywa w ostatnich latach poważny kryzys, zarówno artystyczny jak i materialny. Spowodowany jest on w dużej mierze zmianą zapotrzebowania społecznego. Warto jednakże podkreślić fakt, że garncarze rzadko wykonują imitacje form antycznych lub im podobnych.
Na początku XX w. na terenie Lubelszczyzny czynnych było około 100 ośrodków garncarskich, w których garncarze toczyli ceramikę użytkową i ozdobną dla okolicznych mieszkańców, głównych odbiorców wyrobów garncarskich. Na początku lat 70. czynnych było 18 ośrodków, w tym na terenie powiatów: bialskopodlaskiego - w Białej Podlaskiej; biłgorajskiego: Bidaczów, Kol. Sól, Wólka Biska; chełmskiego: Pawłów; hrubieszowskiego: Putnowice, Skryhiczyn, Józefów, Jarosławiec, Jasienica; janowskiego: Łążek Ordynacki; kraśnickiego: Urzędów; lubartowskiego: Michów; łukowskiego: Łuków, Glinne; puławskiego: Baranów; tomaszowskiego: Kolonia Dąbrowa; zamojskiego: Krasnobród.
Z wyrobu siwaków słynęły dwa ośrodki: w Białej Podlaskiej, gdzie Jakub Czeczelewski i bracia Stefan i Kazimierz Rogowscy nie mieli sobie równych oraz w Pawłowie, w którym Jan Sławiński, Kazimierz Wanarski, Jan Kwiatkowski czy Aleksander Kozłowski osiągnęli niezwykłe mistrzostwo, wysoką jakość i bogatą dekorację wykonywaną techniką gładzenia. Z malowanej ceramiki, o bogatym zdobnictwie zasłynął w Polsce Łążek Ordynacki, ze znaną, starą rodziną garncarską Startków, Franciszka i Czesława Sikorów, Kazimierza i Antoniego Czubów czy Józefa Kurzyny. Ośrodek w Urzędowie zasłynął w końcu lat 30. XX w. i w okresie powojennym z wyrobu kropielniczek i interesującej rzeźby figuralnej oraz miniaturowych naczyń dekoracyjnych. Wykonywali je: Jerzy i Paweł Witkowie, Teofil i Jan Gajewscy, a kontynuują obecnie
Zygfryd Gajewski wraz z synem
Cezarym. Liczącym się ośrodkiem na terenie Lubelszczyzny był Baranów, w którym rodziny garncarskie Dąbroszów, Kołodyńskich, Maśnych wykonywały ceramikę glazurowaną wewnątrz i na zewnątrz, dekorowane motywami roślinnymi i geometrycznymi, wykonywanymi kremową pobiałką.
Wspomniano tu jedynie kilka ośrodków ze wskazaniem kilku garncarzy, którzy zaznaczyli się silnie swą działalnością i pozostawili „pewne" piętno, na podstawie którego możemy łatwo rozpoznać, z jakiego ośrodka pochodzi dany wyrób. W chwili obecnej (w świetle posiadanych danych) czynnych jest 6 ośrodków, w tym w: pow. chełmskim: Pawłów; pow. janowskim: Łążek Ordynacki; pow. kraśnickim: Urzędów; pow. łukowskim: Glinne; pow. tomaszowskim: Dąbrowa Tarnawacka; pow. zamojskim: Krasnobród.
Podejmowane w ostatnich latach próby ratowania ludowego rzemiosła garncarskiego w Polsce nie odniosły większych sukcesów. Zarówno konkursy organizowane przez muzea, mobilizujące miejscowych twórców do kolejnego sprawdzenia swych umiejętności, jak i działania podejmowane przez Ministerstwo Kultury i Sztuki w ramach ogólnopolskiego programu „Ginące zawody" nie przynoszą, spodziewanych rezultatów. Organizowane od kilku lat w Urzędowie Ogólnopolskie Warsztaty Garncarskie również nie są w stanie spowolnić procesu odchodzenia od zawodu garncarza. Jest zbyt dużo uczestników nie związanych z garncarstwem, którzy traktują warsztaty jako tani kurs nauki rzemiosła, po ukończeniu którego uzyskują „dyplom uczestnictwa”.
Chlubne są próby ratowania ludowego rzemiosła garncarskiego podejmowane przez miejscowych animatorów kultury. Jeśli jednak za zapałem i działaniami nie pójdą środki finansowe na ratowanie tego rzemiosła, możemy spodziewać się jego rychłego upadku, a wtedy już tylko pozostanie zgodzić się z obawami Elżbiety Kępy, iż nie doczekamy lepszych czasów, bo „okaże się, że już tylko święci garnki lepią".
Literatura