Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Czerwiec 1989 – władze komunistyczne u schyłku PRL

Po kryzysie, jaki partia przeszła w latach 80., konieczna była zmiana kursu władzy. Decydenci PZPR postanowili podjąć dialog z częścią opozycji, by zachować kontrolę nad państwem.

Spis treści

[RozwińZwiń]

Problemy w partiiBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

W drugiej połowie lat 80. PZPR ogarniał coraz większy kryzys. Brutalna pacyfikacja karnawału „Solidarności” za sprawą wprowadzenia stanu wojennego odebrała władzy i tak niewielkie poparcie społeczne. Państwa zachodnie, w których zaciągnięto w latach 70. kredyty, odmawiały dalszego wspierania PRL. Sytuacja gospodarcza kraju stawała się coraz bardziej rozpaczliwa, nie było też żadnych widoków na poprawę infrastruktury. Powodowało to coraz liczniejsze głosy o odejściu od socjalizmu i zwiększeniu swobody ekonomicznej. Potęgowała je rozpoczęta przez Michaiła Gorbaczowa polityka pierestrojki, która niosła odwilż wszystkim państwom znajdującym się w bloku sowieckim.

Pozycja polityczna kierownictwa PZPR była póki co dość silna. Wojciech Jaruzelski stopniowo eliminował ze swojego otoczenia osoby o ambicjach politycznych (Stefan Olszowski, Mirosław Milewski), dzięki czemu miał pełną kontrolę nad partią. Partie opozycyjne były rozbite i pozbawione nadziei na szybką zmianę sytuacji. Problemem była jednak narastająca obojętność społeczeństwa wobec polityki i apatia.

Amnestia i liberalizacja gospodarkiBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Aby polepszyć pozycję względem Zachodu i własnego społeczeństwa, władze PRL zadecydowały o tymczasowym rozluźnieniu polityki wewnętrznej. We wrześniu 1986 roku uchwalono amnestię i zwolniono ponad dwustu więźniów politycznych. Wbrew przewidywaniom nie doprowadziło to do poprawienia wizerunku władzy wśród społeczeństwa. Pogłębiający się kryzys ekonomiczny powodował stałe pogarszanie się nastrojów obywateli. Do Wojciecha Jaruzelskiego docierały alarmujące raporty ekspertów, mówiące o konieczności liberalizacji tak ekonomii, jak i życia politycznego. Początkowo nie zdecydowano się jednak na żadne zmiany.

Dopiero wraz z utworzeniem rządu Rakowskiego 14 października 1988 roku, do głosu doszło pokolenie młodych działaczy partyjnych, którzy dawno przestali wierzyć w marksizm. W gabinecie nowego premiera pojawili się tacy ludzie jak Mieczysław Wilczek, Aleksander Kwaśniewski, Ireneusz Sekuła czy Dominik Jastrzębski. Dwudziestego trzeciego grudnia sejm przyjął pierwsze ustawy uprawomocniające prywatną działalność gospodarczą. Jednocześnie rozpędu nabrał proces niekontrolowanego przepływu majątku państwowego w ręce prywatne, nazwany potem „uwłaszczeniem nomenklatury”. Umowy dotyczące przejęcia mienia państwowego w ręce prywatnych spółek podpisywali dyrektorzy przedsiębiorstw państwowych, będący zarazem udziałowcami owych spółek. Skala zjawiska była ogromna – po upadku PRL-u rząd Mazowieckiego doliczył się niemal 1600 takich przypadków, na których skorzystało tysiące przedstawicieli nomenklatury partyjnej.

Okrągły StółBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Początkowo rząd Rakowskiego nie miał zamiaru iść na ustępstwa wobec opozycji, mimo że generał Kiszczak oferował w tym samym czasie Okrągły Stół Lechowi Wałęsie. Powodzenie misji Kiszczaka upewniło jednak partyjnych decydentów o możliwości porozumienia z ugodową częścią opozycji. Sądzono, że pozwoli to legitymizować władzę partii, przy odstąpieniu jedynie małej części władzy.

Do rozmów w Magdalence i przy Okrągłym Stole przedstawiciele PZPR zasiadali doskonale przygotowani. Do obrad dopuszczono tylko ugodową część opozycji, a Służba Bezpieczeństwa miała dokładne raporty na temat każdego z rozmówców. Generał Kiszczak i jego ludzie mieli informacje o sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej, których bardzo brakowało odciętej od polityki opozycji. Stosowano metodę „kija i marchewki” – z jednej strony zastraszano rozmówców, organizując zamachy na działaczy opozycyjnych (SB zamordowała w tym czasie księży Niedzielaka i Suchowolca), z drugiej strony świadczono im niezwykłe uprzejmości. W czasie obrad członkowie władz starali się fraternizować z opozycjonistami. W przerwach pito wspólnie napoje alkoholowe, mówiono sobie po imieniu, nawiązywano znajomości. Jednocześnie wszystkie biesiady były filmowane i fotografowane przez pracowników Służby Bezpieczeństwa, którzy mieli nadzieję na skompromitowanie opozycji, jeśli obrady pójdą w złą stronę.

Wybory czerwcoweBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Po zakończeniu rozmów okrągłostołowych przedstawiciele mogli się uważać za zwycięzców – w kontraktowym sejmie zachowywali niezbędną do podejmowania wszystkich decyzji większość głosów, przewidywano też, że zdobędą ponad połowę głosów w senacie. Kampania wyborcza była więc schematyczna, pozbawiona energii. Niezbyt interesujące spotkania z wyborcami gromadziły na ogół maksymalnie kilkadziesiąt osób. Przemówienia czytano z kartek, powtarzając utarte schematy i używając peerelowskiej nowomowy. Większość członków aparatu partyjnego wychodziła z założenia, że ponieważ zawsze wygrywali wybory, wygrają i te. Bardziej przyłożono się do kampanii kandydatów z listy krajowej, ale i tu wciąż panowały trudne do przezwyciężenia schematy. Reżimowe gazety nachalnie promowały kandydatów, zamieszczając artykuły o nich przy każdej możliwej okazji (np. Dzień Dziecka). Spójnej „drużynie Wałęsy” próbowano przeciwstawić indywidualne kampanie każdego z partyjnych kandydatów. Tylko kilka osób z listy krajowej (między innymi Aleksander Kwaśniewski) zdecydowało się na prowadzenie efektownej kampanii w zachodnim stylu. Rychło okazało się, że otrzymali oni znacznie więcej głosów niż inni kandydaci partyjni. Ostatnie sondaże przedwyborcze były dla PZPR alarmujące, jednak kierownictwo partii ograniczyło się jedynie do apelowania o „jedność narodu” i „zachowanie spokoju”.

Wyniki wyborów były miażdżące dla koalicji PZPR – poza gwarantowanymi kontraktem mandatami, władzom nie udało się wprowadzić do sejmu ani jednego posła. W senacie partia nie otrzymała nawet jednego miejsca – poza działaczami „Solidarności”, przeszedł tylko kandydat niezależny, Henryk Stokłosa. Choć wiadomo, że wyższe władze PZPR liczyły się z niepowodzeniem, nie przewidziano tak kompromitującej klęski. Decydenci partyjni obawiali się, że mający ogromne poparcie społeczeństwa działacze „Solidarności” wypowiedzą ustalenia Magdalenki i Okrągłego Stołu, i zaczną realizować własną politykę.

Pierwsza reakcja PZPR była więc bardzo agresywna. Na spotkaniu z przedstawicielami „Solidarności” 6 czerwca Kiszczak, Ciosek i Gdula gwałtownie zaatakowali Geremka i Mazowieckiego, zastraszając ich wizją planowanego unieważnienia wyniku wyborów i represjami ze strony „betonu” partyjnego. Był to całkowity blef – jak przyznawał po latach gen. Jaruzelski nie było wówczas mowy o zamachu stanu, a jedyne, na co mogła sobie pozwolić konserwatywnie nastawiona część aparatu partyjnego to „wątpliwości i krytycyzm”.

Wybór prezydentaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Blef jednak podziałał – przedstawiciele „Solidarności” nadal nie mieli dobrych informacji o sytuacji wewnątrz PZPR, nie wiedzieli też o postępującej erozji bloku wschodniego. Wciąż pamiętali terror stanu wojennego i obawiali się kolejnego użycia siły przez władze. Mimo ogromnego poparcia społeczeństwa dla reform, przywódcy „Solidarności” zdecydowali się więc przestrzegać okrągłostołowych umów i wezwali do współpracy z władzami. Spowodowało to spadek popularności części działaczy i wzmocniło wyrosłą wokół rozmów magdalenkowych legendę o zmowie elit władzy i opozycji.

Po rozpoczęciu obrad sejmu kontraktowego jednym z najważniejszych problemów stał się wybór prezydenta. PZPR promowała na to stanowisko generała Jaruzelskiego, uważając, że będzie on gwarantem stabilności państwa i uchroni aparat przed dekomunizacją. Nastąpiły nerwowe negocjacje z koalicjantami z ZSL i SD, a także Kościołem i posłami „Solidarności”. Członkowie aparatu partyjnego otwarcie straszyli opozycję „buntem młodych pułkowników” i zamachem stanu. Metoda ta po raz kolejny odniosła sukces. W tej sytuacji doszło do wybrania Jaruzelskiego na prezydenta, jednakże jego kandydatura przeszła 270 głosami przy wymaganych 269, co było kolejnym policzkiem dla partii. Przeciw generałowi głosowało kilku posłów z ZSL i SD, a nawet jedna osoba z PZPR. Stało się jasne, że mimo prób spowolnienia procesu przemian, władza wymyka się z rąk partii.

Rząd Mazowieckiego i klęska PZPRBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Kluczowym momentem było ustanowienie rządu Mazowieckiego, który powstał po nieudanej próbie utworzenia gabinetu przez gen. Kiszczaka. Posłowie „Solidarności” wbrew dotychczasowej polityce współpracy z władzami, nawiązali porozumienie z ZSL i SD, odrywając te partie z koalicji PZPR (co dotychczas wydawało się niemożliwe). Realizacja przez Lecha Wałęsę planu braci Kaczyńskich spowodowała zamieszanie wśród partyjnych przywódców – przestraszono się, że w atmosferze „pękania łańcuchów” dojdzie do wybuchu społecznego niezadowolenia. Obawy te okazały się nieuzasadnione. Nowy premier w przemówieniu do izb parlamentu odciął się „grubą linią” od rządów komunistycznych. Słowa te przeszły do historii w opacznym rozumieniu, jako „gruba kreska”, symbol nieformalnej amnestii dla działaczy partyjnych, także komunistycznych zbrodniarzy. W istocie rząd Mazowieckiego, mimo początkowego ogromnego poparcia społecznego (ponad 84 proc.!), nie spełnił większości pokładanych w nim nadziei. Poza reformą gospodarki, dokonaną przez Leszka Balcerowicza, wszelkie oczekiwane przez społeczeństwo zmiany były podejmowane powoli, z dużą ostrożnością. Efektem takiej polityki miała być utrata znacznej części zaufania wyborców i późniejszy rozłam na „Solidarność Wałęsy” i „Solidarność Mazowieckiego”.

Pozycja PZPR po wyborach słabła jednak z dnia na dzień. Opuszczeni przez sojusznicze partie i pozbawieni wsparcia Moskwy działacze tracili resztki poparcia społecznego. Kolejne osoby występowały z partii, szukając innych sposobów robienia kariery.

W nocy z 29 na 30 stycznia 1990 roku PZPR została rozwiązana.