Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Julia Hartwig – środowisko

Postaci z lubelskiego środowiska artystycznego, z którymi zetknęła się Julia Hartwig, to przede wszystkim Józef Czechowicz, Józef Łobodowski i Wiktor Ziółkowski. Młodzi, z którymi współtworzyła młodsze pokolenie lubelskich pisarzy i poetów to Anna Kamieńska i Jerzy Pleśniarowicz. O niektórych postaciach lubelskiego środowiska literackiego Julia Hartwig opowiadała w ramach programu Historia Mówiona.
Julia Hartwig z Jerzym Pleśniarowiczem i Julią Deryng
Julia Hartwig z Jerzym Pleśniarowiczem i Julią Deryng (Autor: nieznany)

Spis treści

[RozwińZwiń]

Józef ŁobodowskiBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Łobodowski przestawał niejednokrotnie z Czechowiczem. Tego już dokładnie nie wiem, bo nigdy go o to tak dokładnie nie pytałam, w każdym razie znał twórczość Czechowicza niemal na pamięć. Był naprawdę wspaniałym odbiorcą, wspaniałym pośrednikiem także, jeśli chodzi o wiedzę literacką. Bywał u nas w domu, spotykaliśmy się wszyscy wtedy bardzo często.
Podobnie jak Czechowicz, Łobodowski był zainteresowany pismem „W Słońce”. Jednak Czechowicz był człowiekiem wielkiej harmonii, spokoju, łagodności, natomiast Łobodowski ćwiczył boks, często nadużywał trunków, można go było spotkać na ulicy czasem nawet w jakiejś bójce – bo był bardzo zadzierzysty.

Wiktor ZiółkowskiBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Ziółkowski to był człowiek bez żadnych potrzeb osobistych. One dla niego w ogóle nie istniały. Miał jakiś dom, ale on właściwie tego domu jakby nie miał. Był zamiłowanym zbieraczem malarstwa, świetnie się na tym znał. Mój brat ogromnie mu ufał. Swoją witrynę ze zdjęciami zawsze zmieniał i ustawiał ze względu na Ziółkowskiego, po prostu po to, żeby Ziółkowski powiedział co o tym sądzi. Ale Ziółkowski był człowiekiem, który był w sprawach sztuki zupełnie nieugięty i nigdy nie powiedział, że coś mu się podoba, dlatego że chciał sprawić przyjemność, tylko mówił na przykład, że to jest okropne: – panie Edwardzie, jak pan mógł coś takiego zrobić? – I Edward natychmiast to wyrzucał i w to wierzył i miał chyba rację, bo to był wielki gust. On chyba był jednym z pierwszych tych ludzi, którzy przekazali Edwardowi miłość do sztuki, do malarstwa. I jeżeli czasem się mówi, że fotografia Edwarda Hartwiga jest fotografią w pewnym okresie „impresjonistyczną” to między innymi dzięki Ziółkowskiemu.

Jerzy PleśniarowiczBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Z Jerzym Pleśniarowiczem byliśmy naprawdę bardzo zaprzyjaźnieni. Łączyła nas młodzieńcza skłonność do pisania wierszy. On był człowiekiem, który spośród nas był najbardziej wdrożony w sprawy poezji, najwięcej na ten temat wiedział. Właściwie był tym pierwszym, który mówił o awangardzie, o Czechowiczu i on dużo wcześniej niż my wszyscy zadebiutował w literaturze. Wydał tomik, który jest bardzo wyraźnie pod znakiem Czechowicza, ale on jak gdyby stara się iść dalej niż Czechowicz. Nie ma tej siły, jak gdyby uczucia, tego co przepaja twórczość Czechowicza, bo ona jest ogromnie dojrzała i świadoma, ale równocześnie jest przepojona nutą – z jednej strony pewnej ludowości przeobrażonej, a z drugiej strony – uczuciem do rzeczy, o której mówi. Ja sobie osobiście bardzo cenię stosunek poety do przedmiotu. Pleśniarowicz trzymał się litery, jak gdyby litery literatury i to może trochę zaszkodziło jego twórczości. Byliśmy bardzo dumni, że ktoś z nas już wydał tom, że zna ludzi ciekawych, że umie przenieść myśl europejską do Lublina. Pleśniarowicz był człowiekiem bardzo dużej kultury, a poza tym ogromnej takiej delikatności osobistej, niezwykle wrażliwy, bardzo ujmujący i nadzwyczajnie dobrze wychowany.