Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Rodzina Wójtowiczów z Lublina

Historia rodziny Janiny Smolińskiej, z domu Wójtowicz, to przykład połączenia się i przeplatania w codziennym życiu dwóch różnych narodowości, wyznań i zwyczajów.

 

Spis treści

[RozwińZwiń]

RodzinaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Tata Janiny Smolińskiej – Franciszek Wójtowicz – był Polakiem, katolikiem, pochodził z Lubelszczyzny, jego rodzice byli rolnikami. Mama, Antonina, była Rosjanką i pochodziła z rodziny o bogatych tradycjach, była wyznania prawosławnego.

Franciszek Wójtowicz i Antonina Siemienowna poznali się w 1917 roku w Moskwie, gdzie ewakuowany został Główny Urząd Pocztowy w Warszawie, w którym pracował Franciszek. Pobrali się w 1918 roku, w 1919 urodziła im się córka, a trzy lata później – syn.

Kiedy zmarli rodzice Antoniny, to ona jako najstarsza z rodzeństwa została głową rodziny. Sytuacja była bardzo trudna, pracował tylko Franciszek. Jedna urzędnicza pensja nie wystarczała na taką gromadkę. Wówczas zaczął się pojawiać w dyskusjach rodzinnych temat powrotu do Polski. Z biegiem czasu sprawa stawała się bardziej nagląca, bo Polski Komitet Emigrantów w Moskwie zaczął organizować oficjalnie transporty do kraju. Państwo Wójtowiczowie zdecydowali się wyjechać ostatnim transportem.

Przyjechali do Polski jesienią 1923 roku. Zatrzymali się u rodziny Franciszka, we wsi Wzgórze koło Bełżyc, w województwie lubelskim. Potem Franciszek znalazł pracę w Dyrekcji Poczty i rodzina Wójtowiczów przeniosła się do Lublina. Jego żona nie pracowała, bo wtedy nie było w zwyczaju, żeby kobiety pracowały, nawet wykształcone. Zajmowały się domem, mężem, dziećmi...

Drzewo genealogiczneBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Zobacz drzewo genealogiczne rodziny Wójtowiczów (w pliku .doc) >>

Życie rodziny Wójtowiczów na mapie LublinaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

DOM - ul. Leśna 11
- ul. Biernata 27 (wcześniej Piłsudskiego)
SZKOŁY - ul. Chłodna (ochronka)
- ul. 1 Maja (prywatne gimnazjum Pani Michaliny Sobolewskiej)
- ul. Narutowicza 12 (gimnazjum im. Unii Lubelskiej)
- ul. Ogrodowa (gimnazjum Hetmana Jana Zamojskiego)
W tym gimnazjum uczył się syn państwa Wójtowiczów
- ul. Lubomelska (Szkoła Mechaniczna im. Syroczyńskiego)
Do tej szkoły średniej uczęszczał Franciszek Wójtowicz; ukończenie tej szkoły dawało prawo wstąpienia do Politechniki
- ul. Bernardyńska (gimnazjum Czarneckiej)
Do tego gimnazjum uczęszczała Wandzia Pakułówna z zaprzyjaźninej rodziny
- ul Niecała 3 (Gimnazjum Humanistyczne Szperowej)
PRACA - ul. Chopina (Dyrekcja Poczty)
Po przyjeździe do Polski Franciszek Wójtowicz dostał pracę w Dyrekcji Poczty
SKLEPY - ul. Bychawska (żydowski sklep spożywczy)
- ul. Krakowskie Przedmieście (hurtownia braci Sarneckich - skład tkanin)
- ul. Szeroka (żydowska wytwórnia serów)
W tej wytwórni Antonina Wójtowicz kupowała ser, zwłaszcza na wielkanocną paschę
ROZRYWKA - Ogród Saski
- Zemborzyce
ZNAJOMI - Nowy Świat (państwo Bosmanowie)
- ul. Kunickiego (państwo Pakułowie)
- ul. Lubartowska
mieszkała tu szkolna koleżanka Janiny Smolińskiej - Hanka Szterfinkiel
CERKIEW - ul. Ruska
CMENTARZ - ul. Lipowa

 

Wielokulturowość międzywojennego Lublina we wspomnieniachBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

  • Stosunek do Rosjan

W tym okresie, kiedy sprowadziliśmy się do Lublina (...) był bardzo wrogi stosunek społeczeństwa polskiego - ja nie wiem, czy tylko do Rosjan, czy do wszystkich emigrantów. My byliśmy prześladowani, z racji tej, że przyjechaliśmy z Moskwy, że Mama pozostała nadal prawosławna i do końca życia była prawosławną i nie wypierała się swego rosyjskiego pochodzenia... Wykrzykiwano za nami "Kacapy! Kacapy! Kacapy!" a to było określenie bardzo przykre, upokarzające i mój Tatuś postanowił wtedy, oczywiście za zgodą Mamy, załatwić w parafii sprawę przepisania mnie i brata z wiary prawosławnej na wyznanie rzymskokatolickie.
 

  • Stosunek do Żydów

Szczególnie w ostatnich dwóch latach przed samym wybuchem wojny, kiedy ja już byłam studentką, zintensyfikował swoją działalność duży ruch narodowościowy - antyżydowski u nas w Lublinie i nasi studenci również byli z tym ruchem związani. Proszę sobie wyobrazić taką scenę: na Krakowskim Przedmieściu, tu vis a vis Kościoła Świętego Ducha był sklep odzieżowy. Z mamą razem poszłyśmy tam, może nie po to, aby coś kupić, ale po prostu obejrzeć jak się szyje, co się szyje, z czego się szyje. I trzeba tego trafu, a ja byłam bardzo dumna ze swojej białej czapeczki uniwersyteckiej, rogatywka biała, biały i amarantowy lampas, tutaj złoty sznureczek, my mieliśmy złoty, a humanistyka miała srebrny... I ja w tej czapce... Kiedy wchodziłyśmy do żydowskiego sklepu, zobaczyłam, że grupka kolegów robi nam zdjęcia. Ale nie powiesili mnie na tablicy na KUL-u. Nie powiesili, nie wiem dlaczego... Może mama mnie przesłoniła sobą... Nie wiem. W każdym razie ja przeżywałam ten moment, bo się martwiłam, że będę w jakiś sposób miała przykrości na uczelni.
 

  • Stosunki między Polakami i Żydami

Ale Żydzi byli z tych kamienic zawsze bardzo dumni i mówili do nas Polaków: "Nasze kamienice, wasze ulice". Ale to nie było w tym sensie, że oni są właścicielami kamienic, a my u nich mieszkamy. To było powiedziane złośliwie, w tym sensie, że dozorcami u tych Żydów-kamieniczników byli Polacy i sprzątali ulice przed tymi kamienicami. I to miało właśnie taki swój głęboki, złośliwy sens.