Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Etnografia Lubelszczyzny - zaręczyny i wesele

Spis treści

[RozwińZwiń]

SwatanieBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Dawniej o doborze przyszłych małżonków decydowali zazwyczaj rodzice, szczególną uwagę zwracano przy tym na to z jakiej rodziny pochodzi przyszły małżonek lub małżonka i jaki posag (zwierzęta gospodarskie, morgi pola, skrzynia, pierzyna, płótno, kołowrotek do przędzenia lnu itp.) jest w stanie wnieść do związku. 

 
Swatanie
Swatów najczęściej wysyłali, pomyśleli sobie że ta dziewczyna by pasowała, uroda no uroda, ale najważniejsze było co ona może wnieść ze sobo, jakie wiano. No i wysyłali tych swatów. […] jak doszli do zgody to często dopiero się młodzi poznawali. […] Czasami zmuszali, rodzice rządzili dziećmi.
[Stefania Cąkała-Wardach, Brody 2012]
 
Bardzo ważne było, aby na danej rodzinie nie ciążyło żadne „przekleństwo” i zła opinia. Dokładnie więc analizowano genealogię rodu. Zdarzało się, że wypytywano również o stan zdrowia młodych. Rodzice chłopaka do domu dziewczyny wysyłali zazwyczaj w czwartek lub sobotę swata, zwanego także rajkiem, dziewosłębem, wywiednikiem, posłem. Był to zazwyczaj mężczyzna (rzadko rolę tę odgrywała kobieta zwana swatką), który był dobrym mówcą, darzono go szacunkiem, miał poczucie humoru, wykazywał się przewidywalnością i sprytem. Często nie zwracał się on do rodziców dziewczyny o wydanie córki wprost:
 
Zapytanie o wydanie córki
Jeżeli ten swat poszedł do rodziców tej dziewczyny, to on nie pytał tutaj, nie zagajał o dziewczynę, tylko pytał czy mają do sprzedania jałówkę. W ten sposób. […] Jak nie chcieli [wydawać córki za mąż] to mówili że nie mają do sprzedania.
[Zofia Szałkowska, Wola Gułowska 2012] 
 
W zależności od odpowiedzi prowadzono dalszą rozmowę lub z niej rezygnowano. Jeśli na rodzicach dziewczyny chłopak wywarł dobre wrażenie, wtedy wychwalali zalety córki i polewano wódkę. Gdy odmówiono picia, był to zły znak. Czasami w dziewosłęby zamiast wódki zabierano piwo.
 
Dziewosłęby 
Jeszcze się cofnąć to było w ten sposób, że chłopakowi wybierali […] ojciec wybierał że tamta by była dziewczyna, no może by i była, to trzeba jechać do niej w dziwosłęby, czyli na takie zmówiny. Więc chłopak brał jakichś wygadanych dwóch chłopów, no ojciec nie, ale jak we wsi był ktoś kto sobie umiał radzić z mowo, to brał ich i mały antałek piwa na furę i jechali do tej dziewczyny. No ten chłopak jeszcze nie wchodził to poszli ci dwaj i mówio w jakiej sprawie so i z kim so, i czy by byli godni przyjąć tego kawalera […] a to piwo z tym chłopakiem zostało przy furze. To chłopak patrzył co się tam dzieje, może sobie nieraz myślał żeby nie doszło do tego, bo to tam dziewczyna była różna, a czasem był zachwycony przez to okienko jak dziewczynę widział. Już jak wychodził jeden! To już wiedział, że jest szansa, dlatego że wychodzi po tego przyszłego pana młodego i po to piwo, ale już jak wychodziły we dwóch, to znaczy że była odmowa. 
[Stefania Krukowska, Komodzianka 2012]
 
Bywało, że jedna ze stron, aby doprowadzić do ożenku młodych, na czas oglądania (oględziny, oględy) dobytku pokazywała dobra pożyczone na tę okazję od innych, co było swoistym oszustwem. Jeśli warunki i stan gospodarstwa nie odpowiadał młodej i jej rodzicom, wtedy mogło dojść do zerwania dotychczasowego porozumienia. Zwyczaj swatania zaczął zanikać po I wojnie światowej. Gdy młodzi pobierali się bez zgody rodziców, nie otrzymywali należnego im posagu i ziemi, a często bywało, że rodziny zrywały z nimi całkowicie kontakt.

 

 

 

 

 

 

 

Zaręczyny i przygotowania do weselaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

 

Zaręczyny, zwane również zrękowinami, zalotami, układzinami, odbywały się zazwyczaj w sobotę. Dawniej były świecką formą zatwierdzenia związku w obecności rodziny i lokalnej społeczności, a zawieranie małżeństw w kościele upowszechniło się w XVIII wieku. 

 

W przypadku zerwania zrękowin odpowiedzialna za to strona okrywała się niesławą i pokrywała wszelkie poniesione koszty. Często w dniu zaręczyn młodzi udawali się do księdza, aby dać na zapowiedzi, które były głoszone przez trzy niedziele.
 
Zaręczyny
Przychodził wtedy kawaler do domu panny mlodej z drużkom. To jest po polsku starosta, to byl mężczyzna żonaty, obeznany w zwyczajach i obrzędach weselnych, inaczej mistrz ceremonii i on wlaśnie dokonywal zaręczyn. […] w czasie tych zaręczyn on ręcznikiem ozdobionym peryborami wiązał ręce panny mlodej i pana mlodego. […] Przed zaręczynami oglądali nawzajem majątek u panny młodej i u pana młodego.
[Jan Ignaciuk, Dańce 2011]
 
Zdarzało się, że jeżeli kawaler przyjeżdżał na zaręczyny do panny z innej wsi, wtedy miejscowi chłopcy robili mu różne psoty – pobielili wóz i konia, poluzowali koła, rozkręcili wóz, tak aby podczas ruszania rozpadł się itp. Sytuacja taka podczas wizyt kawalera powtarzała się często, aż do momentu ożenku. 
 
W czasie gdy były głoszone zapowiedzi, rodziny przygotowywały się do wesela – gromadziły produkty spożywcze, bito świnię, pan młody zamawiał kapelę, młodzi ustalali skład drużyny weselnej, na której czele stali starosta i starościna – obowiązkiem starosty było zarządzanie weselem. Starano się , aby starosta był mężczyzną urodziwym i poważanym we wsi. W przeddzień wesela izbę ozdabiano gałązkami sosnowymi, tatarakiem, kwiatami z bibuły, żywymi kwiatami itp. Często na ten czas zawieszano pająka. Ważnymi postaciami weselnymi byli również starszy drużba (marszałek) i starsza druhna, którzy towarzyszyli młodym i pomagali im w wielu czynnościach, począwszy od zapraszania gości, aż do oczepin. Starsi drużbowie korzystali z pomocy druhen i drużbów. Kilka dni przed ślubem młodzi jechali po weselne sprawunki – pan młody kupował pannie młodej strój ślubny oraz obrączki, a ona jemu koszulę, krawat lub muszkę. Panna młoda wraz z druhną, a młody z drużbą zapraszali gości zazwyczaj w ostatnią niedzielę przed weselem, czasami trzy dni przed weselem, a drugi raz rano w dniu wesela. 
 
Ważną czynnością obrzędową poprzedzającą wesele było pieczenie korowaja (praktykowane głównie na wschodzie regionu) – tradycyjnego pieczywa obrzędowego, bogato zdobionego. Pieczenie korowaja stanowiło odrębną, ważną część obrzędu weselnego, zajmowały się tym wybrane gospodynie, zazwyczaj te najbardziej szanowane, często pod przewodnictwem starościny (zmieniało się to w zależności od regionu), a także krewne panny młodej. Kobiety zaangażowane w pieczenie korowaja (w okolicach Zamościa wypiekano ich nawet kilka, po czym na weselu wybierano najładniejsze) nazywano korowajnicami. Dużą wagę przykładano do poszczególnych etapów przygotowania korowaja – sporządzenia ciasta, formowania, wkładania i wyjmowania z pieca. Regulowały je szczegółowe rytualne przepisy; wszystkim fazom towarzyszył obrzędowy śpiew zebranych kobiet. Przyjęło się, że korowaj pieczono tylko raz, wobec czego ważne było, aby ciasto się udało, co stanowiło dobrą wróżbę szczęśliwego i dostatniego życia dla młodej pary. Przestrzegano tego tak bardzo, że jeśli korowaj wyrósł tak, iż nie dało się wyjąć go w całości z pieca, wtedy rozbierano piec, by nie uszkodzić ciasta. Korowajem po oczepinach należało obdzielić wszystkich weselników, począwszy od pary młodej. Obecnie w miejsce korowaja pojawił się tort weselny.
 
Korowaj
Starościna przywoziła korowaj. Korowaj to takie ciasto, weselne ciasto jak kiedyś było upieczone w okrągłej blaszce. Na wierzchu ładną musiało mieć skórkę, no coś tego rodzaju, brązową, a jeszcze z ciasta takiego gniecionego co było bez, bez cukru wyrabiano taką, taki warkocz, wkoło układano i tak dziś to przy torcie się robi, do tego mieli, miały gospodynie niektóre miały takie pomysły że ptaszki, przeróżne ptaszeczki wyrabiały i to było układane na tym korowaju. Były listki, były kwiatki a to było obłożone później szparagusem takim, taką rośliną no doniczkową, no i powtykane tam jakieś sezonowe kwiatki. To starościna przywoziła na talerzu, i przywoziła do młodej, wiozła to do kościoła ale tam nie zostawiała.
[Stefania Krukowska, Komodzianka 2012]
 
 
Dzień przed weselem dziewczęta wraz z panną młodą urządzały tzw. wianeczki – wieczór panieński (dziewiczy wieczór, babski wieczór, rózgowiny, wieńczyny). Ważną czynnością wykonywana podczas tego wieczoru było wicie wianka (symbolu dziewictwa), najczęściej z roślin „wiecznie zielonych”, np. mirtu, barwinka, ruty – symbolizujących młodość, płodność, nieśmiertelność. Jeśli panna młoda była w ciąży, nie mogła mieć wianka. Przygotowywano również specjalne bukieciki dla drużbów, pana młodego i starosty.
 
Rozgowiny
[…] to jak były w niedziele wesela to w sobotę były takie rozgowiny, wieczory panieńskie to tam na tych rozgowinach to się schodziły same dziewczyny po prostu koleżanki. […] to przychodziły te, te koleżanki to wszystkie, nawet jakieś ciotki i wite były, takie robione były bukieciki. [...] takie co przypinali tym gościom weselnym, te bukieciki. No i były wite, najważniejsze to były wite wianeczki takie. 
[Maria Jargiełło, Bukowa 2012]
 
Śpiewano wówczas pieśni o wiciu wianka, zaślubinach, pożegnaniu stanu panieńskiego, opuszczeniu rodziny. Dziewczęta wiły również specjalną rózgę weselną (marszałka, palma, chorążka, widełki, rososzka). Wykonywano ją m.in. z kwiatów, zielonych części roślin, przystrajano wstążkami, ozdobami z bibuły, pękami kogucich piór itp. Wieczorem przyjeżdżał pan młody ze swoją drużyną, aby wykupić wianek i rózgę, o którą odbywał się targ. Po oczepinach rózgę palono lub chowano.
 
Rózga weselna
Starszy swat miał taką rózgę, to taki pięcioramienny jak gdyby świecznik a to było z kwiatów. Ogromny kwiat piwonii jak gdyby, coś w rodzaju biały kwiat piwonii, później było dużo zieleni liści i biała biała wstążka, a to wszystko miało z osiemdziesiąt centymetrów i on kręcił nią cały dzień.
[Stefania Krukowska, Komodzianka 2012]
 
 
Stosunkowo młodym zwyczajem (praktykowanym od drugiej połowy XX wieku) jest wieczór kawalerski, podczas którego następuje symboliczne pożegnanie przyszłego pana młodego ze stanem kawalerskim. Było to wydarzenie bardziej radosne niż wieczór panieński, choć niepozbawione żalu za utraconą swobodą. 
 
Wieczór kawalerski
[…] w sobote przed weselem u pana mlodego, to nazywał się zbór, albo zbir, zboru, to był wieczór kawalerski. Za stolem siedziała siostra za męża pana mlodego, albo jego kuzynka śpiewala obrzędowe pieśni, a pan mlody spośród kawalerów, którzy, jego kolegów, którzy przyszli ze wsi wyznaczal na swoje wesele marszałków. Marszałek to w podlaskim weselu nazywa sie drużbant.
[Jan Ignaciuk, Dańce 2011]

WeseleBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

 

W dniu ślubu w domach państwa młodych gromadzili się goście. Po błogosławieństwie młody wyjeżdżał wraz z drużyną po pannę młodą. W trakcie drogi byli zatrzymywani na tzw. bramach (mosty, przegrody, zastawy), gdzie po odpowiednim wykupieniu (dorosłym dawano zazwyczaj wódkę i kiełbasę, dzieciom słodycze) drużyna ruszała dalej. Jeśli panna młoda cieszyła się powodzeniem, bram mogło być nawet kilka, ostatnia zawsze znajdowała się w przy wjeździe na podwórko panny młodej, gdzie organizowali ją goście weselni. 
 
W drodze do ślubu były bramy
Jak jechało wesele do ślubu, to chłopcy robili brame, to znaczy na szosie dwie brzózki, przypuśćmy stawali i tu wstążka, i nie puścili. Pan młody musiał wykupić się butelko wódki, nieraz to i więcej musiał mieć przy sobie. To było takie robienie bramy jak jechali do ślubu.
[Irena Zamościńska, Częstoborowice 2012]
 
 
Na powitanie wychodziła młoda wraz z druhnami i rodzicami. Po przyjęciu młodego przyszła żona szła ubierać się (do komory lub do sąsiada) w strój weselny. Czasami w zakamarki stroju młoda wkładała kawałek chleba – żeby go nie brakowało, cukier – żeby miała słodkie życie i pieniądz – by ich nie zabrakło. Ważne było również, aby młodzi otrzymali od rodziców błogosławieństwo (udzielanie błogosławieństwa w całym obrzędzie weselnym odbywa się w różnych sytuacjach kilkakrotnie – podkreśla to znaczenie tego rytuału), co jest zwyczajem o charakterze ogólnosłowiańskim. Po błogosławieństwie zwanym też ukłonem, pokłonem, przeprosinami, wyjeżdżano bryczkami do kościoła. Błogosławieństwu często towarzyszyła wygłaszana przez odpowiednią osobę przemowa weselna. 
Pierwsza część uroczystości weselnych miała miejsce tam, skąd odchodziło jedno ze współmałżonków, a druga w miejscu, gdzie mieli zamieszkać po weselu. Rodzice witali młodych chlebem, solą i wódką. Chleb i sól spełniały funkcję magiczną, miały zapewnić korzyści materialne i płodnościowe w przyszłym związku małżeńskim.
Dawniej ślub najczęściej odbywał się w niedziele lub święta. Zwyczajem było, że wdowcy zawierali małżeństwo w dzień powszedni. Do najczęstszych potraw weselnych należały m.in. kapusta, kasza jaglana lub tatarczana kraszona słoniną, pierogi z soczewicą, flaki, mięso, barszcz, rosół, placek, sery. W okresie międzywojennym potrawy podawano w miskach, a chleb i kiełbasę w przetaku. Pito głównie wódkę i piwo. Dawniej bywało, że na weselu pito z jednego kieliszka.
 
Dawniej pito z jednego kieliszka
Ojciec na weselu był w karczmie i mówi nie było stołów wcale, tylko ławki dookoła. Muzyka grała, a tu starosta szed z butelko i kieliszkiem polewał i następnemu, a ta starościna szła z przetakiem – chleb i kiełbase, po kawałku. […] popili potańczyli i znowu popili, potańczyli. To przed pierwszo wojno światowo. […] A jak szed na wesele to łyżke każdy musiał se wziońść ze sobo, swojo tu za cholewe wkładał. 
[Adam Augustyniak, Jadwisin 2012]
 
 
Po posiłku gości zapraszano na tańce, wynoszono wtedy z pomieszczenia meble i inne sprzęty, a odpowiedniego pomieszczenia często użyczał na ten czas sąsiad, uprzejmość tę nazywano odstępem
 
Odstęp
Odstęp to do sąsiada na tańce, sąsiad udogodnił mieszkanie żeby tańcować.
[Teodora Olek, Lipiny 2012]
 
Dawniej pierwszy taniec rozpoczynał starosta, często także inicjował różne zabawy. Najczęściej tańczono polkę, oberka, walca, krakowiaka, mazurka, rzadziej kujawiaki. Zazwyczaj na weselach pojawiali się tzw. „nieproszeni goście”, którzy zwykle po otrzymaniu jadła lub wódki odchodzili, czasami jednak zapraszano ich na chwile do stołu i pozwolono zatańczyć. 
 
O północy podczas oczepin (czepiny, czepkowiny, chmiel) poprzez zdjęcie wianka i nałożenie czepca lub chusty panna młoda symbolicznie przechodziła ze stanu panieńskiego w zamężny. Od tego momentu nie powinna była publicznie pokazywać się bez nakrycia głowy. Dawniej praktykowano również zwyczaj rozplecin – przed oczepinami (czasami także w wieczór panieński lub w dniu wesela przed wyjazdem do kościoła) rozplatano warkocz panny młodej i obcinano włosy, w czasach późniejszych zamiast obcinania włosów zaczęto upinać je w kok. Podczas oczepin praktykowano różne zabawy, śpiewano pieśni obrzędowe np. „Oj chmielu, chmielu” zwaną powszechnie chmielem i zbierano dla młodych pieniądze. 
 
Czepiec i warkocz
Kobiety wtedy już przychodziły, nie panny, bo wcześniej to młode, i zdejmowały jej welon a zakładały czepek. Taki czepek, który kobiety nosiły pod chustką […] i się tego chmiela śpiewało. Obcinali też warkocz często jak miała długi, nie zawsze, ale to nie w każdym rejonie to było. I wtedy śpiewały kobiety, robiły kółko […]
[Stefania Cąkała-Wardach, Brody 2012]
 
 
Ważnym elementem wesela i jego kulminacyjnego momentu – oczepin była dzieża, traktowana jako symbol płodności i dostatku. „Oswojenie” się z dzieżą oznaczało również przyjęcie przez młodą mężatkę nowej roli – gospodyni domowej, dla której dzieża jest niezbędnym narzędziem. Ponadto posadzenie młodej na dzieży miało zapewnić dostatek chleba i przyrost majątku, który miał wzrastać jak wyrabiane w niej ciasto. 
 
Panna młoda siadała na dzieży
Przed oczepinami wnosiły dzieże w której zamieszało się chleb, w której wyrastało ciasto na chleb. Dzieże i takie były do maglowania maglownice, takie były niecki i takie wałki rozmaite, no i to w drzwiach [się stawiało] to jak była sprytna dziewczyna, wiedziała o co się rozchodzi, to porozrzucała, porozrzucała żeby przejście było wolne, jak usiadła na dzieży to będzie gospodynie, będzie chleb umiała upiec, to już będzie dobra żona.
[Krystyna Świderek, Rzeczyca Ziemiańska 2012]
 
Panna młoda zazwyczaj  przenosiła się z domu rodzinnego do domu męża, zwyczaj ten najczęściej nazywano przenosinami (przeprowadzinami). Pakowano wtedy na wóz, „co się dało”, często przy brakuku zadowolenia rodziców, ale młodej „nie można było odmówić”. Zabierano kufer wraz z zawartością (wianem), różne przedmioty a nawet zwierzęta. Młoda często zabierała z rodzinnego domu patelnie, „żeby jej się świnie szykowały na gospodarce”. Drodze młodych towarzyszyła muzyka, a teściowie witali pannę młodą w tradycyjny sposób, po czym (w zależności od regionu) następowała dalsza część zabawy weselnej. 
 
Przenosiny panny młodej
Najwięcej to szła panna młoda do młodego tak […] ale wesele było w dwóch domach […] najpierw było u niej wesele a później już tam u pana młodego. I brali jej cały nazywali posag, kiedyś nazywali jado przedane już, kufer czy skrzynie na wóz stawiali. Przebierali się chłopaki co byli na weselu, brali kołowrotek albo take przeńślice […] i już jado, a co ukradły u tej dziewczyny, o na zbytki – czy prosie czy kota, czy kure ukradły jeszcze, no. […] to już tam to wszystko znoszo [do pana młodego] już tamta synowa zostaje, a nie wolno jej było cały tydzień do domu iść, do swojej matki. 
[Leokadia Prokopczuk, Zanowinie 2012]
 
Dawnym zwyczajem weselnym były również tzw. pokładziny – miały na celu sprawdzenie dziewictwa panny młodej. Czas trwania wesela w dużej mierze zależał od majętności rodziców państwa młodych (a także lokalnych zwyczajów) – u biedniejszych rodzin bawiono się krócej. Zazwyczaj organizowano również poprawiny, na które dawniej goście przynosili ze sobą różne produkty żywnościowe, aby odciążyć rodzinę z dodatkowego wydatku W pierwszą niedzielę po weselu młoda mężatka w kościele otrzymywała od księdza specjalne błogosławieństwo oczyszczające, zwane wywodem. Wtedy pod ołtarz, jeszcze jako „nieczysta”, nie wchodziła głównym wejściem, lecz przez zakrystię. 

Zabobony i wróżby weselneBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

 

W dniu wesela dopatrywano się również wszelkiego rodzaju wróżb i oznak wydarzeń, które miały bezpośrednio wpływać na przyszłe życie młodej pary. Wierzono, że złą prognozą dla nowożeńców było spotkanie w drodze do kościoła konduktu żałobnego lub księdza. Zapowiedź nieszczęść na nowej drodze życia stanowiło zachmurzone niebo, deszcz, burza, błoto na drodze, a także korowaj który popękał w trakcie pieczenia. Ładna pogoda i jasno palące się świeczki wskazywały na szczęśliwe pożycie. Jeśli natomiast któraś świeca zgasła, oznaczało to, że ten z małżonków, po którego stronie stała, szybko umrze. Złym znakiem było pozostawienie w domu przez młodych obrączek, rękawiczek czy kwiatów. Po wejściu na wóz, którym jechano do ślubu, panna młoda powinna była usiąść na własnej dłoni, żeby przez pierwsze pięć lat małżeństwa nie było dzieci. W czasie przeprowadzki panny młodej do domu rodzinnego męża kobiety zakrywały otwór w piecu, żeby młoda w niego nie spojrzała, bo teściowa mogłaby wtedy umrzeć. Gdy pan młody, co zdarzało się rzadko, miał zamieszkać w domu rodzinnym żony, pierwszą wykonaną przez niego czynnością musiało być przyniesienie wiadra wody. Wierzono również, że aby zapewnić sobie trwałe pożycie, przez kolejne siedem dni po ślubie młodzi powinni przebywać ciągle razem, nigdzie nie wyjeżdżając, a dziewczyna nie powinna w tym czasie chodzić do rodzinnego domu. Gdy młoda siadała na wóz przed wyjazdem do ślubu, pod siedzenie wkładano miotłę, żeby panny szybciej wyszły za mąż, „żeby je wymiotło”. Przed wyjazdem do kościoła młodych obsypywano owsem, co miało zapewnić pomyślność i bogactwo oraz płodność. Unikano organizowania wesel w maju i listopadzie, ponieważ uważano, że małżeństwa zawarte w tym czasie będą nieszczęśliwe. Aby dominować w związku, młoda zarzucała wybrankowi welon na nogi tak, żeby tego nie zauważył. W czasie proszenia gości przyszła panna młoda, wchodząc do domu, nie powinna była zamykać za sobą drzwi, bo młodym mieszkającym w tym domu mogłoby to „zamknąć życie”; a po wejściu powinna była stanąć przy pierwszej belce pułapowej.
 
 
Przez cały czas trwania wesela śpiewano odpowiednie pieśni i przyśpiewki – kierowano je do poszczególnych osób uczestniczących w weselu, a odnosiły się do danych okoliczności obrzędu. Temat pieśni i przyśpiewek weselny jest niezwykle obszerny, można go zgłębić, korzystając z pozycji znajdujących się w załączonej bibliografii. Wesela ludowe na Lubelszczyźnie mają podobny scenariusz, wykazują jednak pewne zróżnicowania regionalne (np. subregion lubelski, zamojski, chełmski). Tu przedstawiono jedynie zarys ogólny. 
Obecnie zwiększyła się rola obrzędu kościelnego, a swój pierwotny sens zatraciły czynności o charakterze magicznym, które stały się głównie zabawą.
 
 
 
Opracował: Piotr Lasota

RozmówcyBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

 

 

Adam Agustyniak – ur. w 1932  r. w Jadwisinie, gmina Piaski, powiat świdnicki. Nagranie – Piotr Lasota, 2012 r.
Stefania Cąkała-Wardach – ur. w 1942  r. w Brodach, gmina Szczebrzeszyn, powiat zamojski; zamieszkała w Woli Gułowskiej, gmina Adamów, powiat łukowski. Nagranie – Piotr Lasota, 2012 r.
Jan Ignaciuk – ur. w 1928 r. w Dańcach, gmina Hanna, powiat włodawski, zamieszkały w Lublinie. Nagranie – Piotr Lasota, 2011 r.
Maria Jargiełło – ur. w 1948 r. w Bukowej, gmina Biłgoraj, powiat biłgorajski, gdzie nadal mieszka. Nagranie – Piotr Lasota, 2012 r.
Stefania Krukowska – ur. w 1939 r. w Komodziance, gmina Frampol, powiat biłgorajski; zamieszkała w Zaburzu, gmina Radecznica, powiat zamojski. Nagranie – Piotr Lasota, 2012 r.
Teodora Olek – ur. w 1938 r. w Lipinach, gmina Adamów, powiat łukowski, gdzie nadal mieszka. Nagranie – Piotr Lasota, 2012 r. 
Leokadia Prokopczuk – ur. w 1930 r. w Ostrowie, gmina Dorohusk, powiat chełmski; zamieszkała w Zanowiniu, gmina Dorohusk, powiat chełmski. Nagranie – Piotr Lasota, 2012 r. 
Zofia Szałkowska – ur. w 1945 r. w Woli Gułowskiej, gmina Adamów, powiat łukowski; zamieszkała w Dąbrówce, gmina Adamów, powiat łukowski. Nagranie – Piotr Lasota, 2012 r.
Krystyna Świderek – ur. w 1939  r. w Zielonce Górnej (obecnie miejscowość jest częścią Rzeczycy Ziemiańskiej), gmina Trzydnik Duży, powiat kraśnicki, gdzie nadal mieszka. Nagranie – Piotr Lasota, 2012 r.
Irena Zamościńska – ur. w 1929  r. w Częstoborowicach, gmina Rybczewice, powiat świdnicki; zamieszkała w Lublinie. Nagranie – Piotr Lasota, 2012 r.

LiteraturaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

 


Adamowski J., Wesele w relacjach mieszkańców południowego Podlasia, „Twórczość Ludowa” ,1998, nr 2–3.
Bartmiński J., red., Polska pieśń i muzyka ludowa. Źródła i materiały. Tom 4 Lubelskie. Część II – Pieśni i obrzędy rodzinne, Lublin 2011.
Bystroń J.S., Etnografia Polski, Poznań 1947.
Bystroń J.S., Polska pieśń ludowa, Kraków 1921.
Czernik S., Stare złoto. O polskiej pieśni ludowej, Warszawa 1962.
Hołyszowa P., Nasze wesele, Lublin 1966.
Kolberg O., Lud, chełmskie, t. 34, cz. II, Kraków 1964. 
Kolberg O., Lud, lubelskie, t. 17, cz. II, Wrocław–Poznań 1962.
Krukowska S., Tak upływał dzień za dniem..., Szczebrzeszyn 2011. 
Moszyński K., Kultura ludowa Słowian, t. 2, cz. 2: Kultura duchowa, Kraków 1934.
Tymochowicz M., Systematyka współczesnych świąt rodzinnych, [w:] Tam na Podlasiu, cz. II: Tradycje podlaskiej obrzędowości, pod red. J. Adamowskiego, M. Wójcickiej, Lublin 2009.
Walęciuk-Dejneka B., Zakukała kukułecka na śliwie/zaczyna się to wesele scęśliwie. O podlaskiej obrzędowości weselnej słów kilka, [w:] Tam na Podlasiu, cz. II: Tradycje podlaskiej obrzędowości, pod red. J. Adamowskiego, M. Wójcickiej, Lublin 2009.

Powiązane artykuły

Zdjęcia

Wideo

Audio

Historie mówione

Słowa kluczowe