Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Władysław Kochański ps. „Bomba" (1918 - 1980)

Władysław Kochański ps. „Bomba”, „Wujek”, 1918 - 1980. Żołnierz Kampanii Wrześniowej 1939, cichociemny, kapitan Armii Krajowej, dowódca obrony Huty Stepańskiej, więzień NKWD

Władysław Kochański - fotografia
Władysław Kochański - fotografia (Autor: nieznany)

Spis treści

[RozwińZwiń]

Wrzesień 1939Bezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Po zdaniu matury w 1937 roku Władysław Kochański związał swe losy z armią - przeszedł kurs podchorążego piechoty i został wysłany na praktykę do 48 Pułku Piechoty Strzelców Kresowych w Stanisławowie. W momencie wybuchu wojny został awansowany na podporucznika i skierowany na dowódcę obrony przeciwlotniczej pułku. Wraz z 11 Karpacką Dywizją Piechoty brał udział w walkach na linii Sanu, następnie zaś wycofywał się w stronę Węgier, uczestnicząc w bitwie pod Jaworowem. 19 września Władysław Kochański przeszedł granicę i został internowany w obozie pod Magyaróvár.

Na ZachodzieBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Przez Włochy i Jugosławię dotarł w styczniu 1940 do Francji, gdzie wstąpił do formujących się oddziałów polskich. Objął stanowisko dowódcy plutonu ckm w 10 Pułku 4 Dywizji Piechoty w w Les Sables d’Olonne. Po uderzeniu III Rzeszy na Francję został posłany na kurs oficerski, którego nie dane mu było ukończyć - po upadku Francji został ewakuowany z La Turballe na pokładzie niszczyciela HMS Vicsount. W Wielkiej Brytanii znów przydzielono go do plutonu ckm, tym razem w 1 Samodzielnej Brygadzie Strzelców Karpackich. Władysław Kochański chciał jednak wrócić do kraju. W 1941 roku zgłosił się do Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego, gdzie odbył wszechstronne wyszkolenie w zakresie skoków spadochronowych, prowadzenia walki konspiracyjnej i dywersji. Miał stać się cichociemnym - członkiem elitarnej grupy skoczków zrzucanych nad okupowaną Polskę. Przyjął wówczas pseudonim "Bomba".

CichociemnyBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Władysław Kochański wraz z czterema innymi ochotnikami wyruszył w powrotną drogę do kraju na pokładzie bombowca Halifax w ramach operacji „Chickenpox”. Lot odbywał się w nocy z 1 na 2 września 1942 roku - dowódca operacji, Radomir Walczak, musiał przewieźć Kochańskiego i pozostałych cichociemnych z Wielkiej Brytanii nad niemal całą okupowaną Europą. Po drodze, w ciemnościach, bombowiec został zaatakowany przez niemiecki myśliwiec nocny Me-110. Szczęśliwie jednak serie pocisków, choć uszkodziły Halifaxa, nie zraniły nikogo na pokładzie. O godzinie 0.33 cichociemni wyskoczyli z samolotu nad Puszczą Kampinoską w okolicy Stanisławowa, zaś samolot zawrócił do Anglii, gdzie dotarł po niemal 12 godzinach lotu.

Pierwsze zadania w okupowanym krajuBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Odebrany przez placówkę Igła Władysław Kochański pierwszych kilka miesięcy spędził w Warszawie, „aklimatyzując" się do życia w okupowanej Polsce. Zimą 1942/43 został skierowany do „Wachlarza", organizacji dywersyjnej AK na Kresach Wschodnich dawnej RP. Zajął się organizowaniem ośrodka bojowego w Sarnach na Wołyniu, później zaś dowodził patrolem dywersyjnym w Didowiczach. Z wiosną 1943 roku „Wachlarz" został jednak rozwiązany, a nowym przydziałem „Bomby" stała się miejscowość Równe, gdzie miał działać w ramach Kedywu. Przyszłość pokrzyżowała jednak te plany.

Początek Rzezi WołyńskiejBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Sytuacja Polaków na terenie Wołynia stawała się coraz bardziej dramatyczna. Poza koszmarem okupacji niemieckiej pojawiło się nowe zagrożenie - nacjonaliści ukraińscy z UPA. Po pierwszych, pojedynczych morderstwach jakie miały miejsce od początku 1943 roku, nastąpiły zorganizowane i wyjątkowo okrutne napady na całe wsie, zakończone rzezią polskich mieszkańców. Władysław Kochański, który znajdował się wówczas we wsi Wyrka, objął dowództwo nad lokalnym oddziałem polskiej samoobrony. Mimo braku uzbrojenia i wyszkolenia jego oddział starał się przygotować do walki w obronie polskich wsi. „Bomba" zorganizował plutony i drużyny, wyznaczył posterunki i punkty obserwacyjne. Spróbował także negocjacji z oddziałami partyzantki komunistycznej, znajdującymi się w pobliżu Wyrki. Jeden z nich, dowodzony przez Józefa Sobiesiaka „Maksa", wzmocnił polską samoobronę. Sytuacja stawała się jednak coraz cięższa. W Wyrce i pobliskiej Hucie Stepańskiej zgromadziło się przeszło 5000 uchodźców z niszczonych przez UPA polskich wiosek. Zaczynało brakować żywności i nawet kwater dla wszystkich. 12 lipca 1943 patrole samoobrony zaobserwowały gromadzące się wokół wsi ogromne oddziały ukraińskie, liczące kilka tysięcy ludzi.

Pierwsze starciaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Gdy zorientowano się, że oddziały UPA przygotowujące atak na polskie wsie, liczą dziesięciokrotnie więcej ludzi, niż oddziały obrony, Józef Sobiesiak „Maks", dowódca kompanii komunistycznej partyzantki zwołał naradę przywódców społeczności. Postawił na nim ultimatum - albo wszyscy mieszkańcy uciekną wraz z nim na bagna Polesia, albo zostawi ich własnemu losowi. Nikt jednak nie chciał zgodzić się na takie ryzyko - na moczarach nie było szans wyżywienia kilku tysięcy ludzi. Żądanie „Maksa" zostało więc odrzucone. W kilka godzin potem niemal cały oddział komunistycznej partyzantki opuścił wieś, pozostawiając zaledwie dwudziestu ludzi oraz grupę AK „Bomby". Zgromadzeni uchodźcy wsparli oddział Kochańskiego, dostarczając uzbrojonych w kosy i piki ochotników, ale byli to niewyszkoleni cywile, nie mający doświadczenia bojowego. 16 lipca UPA przeprowadziła nawałę artyleryjską, ostrzeliwując Hutę Stepańską i Wyrkę z kilku dział. Choć nikt ze zgromadzonych tam Polaków nie zginął, to świadomość, że banderowcy dysponują nawet artylerią, gdy większość Polaków nie ma nawet pistoletów, wpłynął deprymująco na morale obrońców. Wkrótce potem nadeszło główne uderzenie UPA. Wsie znajdujące się w okolicy Huty Stepańskiej spłonęły, ludność zaś w ostatniej chwili została ewakuowana. Władysław Kochański był stale w sercu obrony, dowodząc, organizując i walcząc wraz z żołnierzami. Do późnego wieczora toczono ciężkie walki, w których zginęło wielu obrońców i napastników. Oddziałowi polskiej samoobrony udało się jednak utrzymać wieś, mimo przygniatającej przewagi liczebnej i lepszego uzbrojenia nieprzyjaciela.

Główny szturm UPABezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

W nocy z 16 na 17 lipca, gdy obrońcy Huty Stepańskiej próbowali odpocząć po całym dniu walk, okazało się, że grupa partyzantów pozostawiona przez „Maksa" opuściła swoje stanowisko i uciekła w stronę lasów, zabierając ze sobą również kilkunastu ochotników z samoobrony. Utrata kilkudziesięciu ludzi była poważnym ciosem dla niezbyt licznego oddziału polskiego, ale rozpaczliwym wysiłkiem udało się utrzymać front. Aż do świtu trwała strzelanina - UPA wypróbowywała polską obronę, sprawdzając, czy nie ma luki w pierścieniu AK. Rankiem na śmiertelnie zmęczonych obrońców spadło główne uderzenie banderowców. Doszło wówczas do wybuchu paniki - setki uchodźców usiłowało uciec na wozach z oblężonej wsi - trafili jednak na linię UPA. Doszło do masakry ludności cywilnej, w której zginęło ponad trzysta osób, w tym wiele całych rodzin. Banderowcy, pewni paniki w Hucie Stepańskiej, ruszyli wówczas do kolejnego szturmu. „Bomba" był wszędzie: na pierwszej linii zagrzewał do walki strzelców i kosynierów, uspokajał ludność cywilną, pilnował by każdy pododdział miał wsparcie i amunicję. Według zgodnych relacji tak partyzantów jak i ludności „dawał przykład waleczności i odwagi". Po południu sytuacja obrońców stała się jednak rozpaczliwa - brakowało amunicji, a straty zdawały się nie zniechęcać oddziałów UPA. Wieczorem nadszedł krytyczny moment walki - grupa Ukraińców przełamała pierścień obrony i wtargnęła do wsi. Byli to jednak „rezuni", bandyci, a nie oddział partyzantów UPA. Zamiast kontynuować walkę, zajęli się mordowaniem ludności cywilnej, zabijając kilkanaście osób. Klęsce zapobiegł oddział kosynierów, dowodzony przez podchorążego "Kazika" (NN), który uderzeniem na broń białą powstrzymał masakrę. Walkę rozstrzygnął „Bomba", uderzając na „rezunów" z ostatnią odwodową drużyną AK. Garstka bandytów, która przeżyła gwałtowne starcie, została wyparta ze wsi. Władysław Kochański odniósł jednak poważną ranę ramienia. Do wieczora oddziały UPA jeszcze dwa razy przebiły się do wsi, za każdym razem jednak zostały odparte ze znacznymi stratami.

EwakuacjaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

W nocy z 17 na 18 lipca walki w Hucie Stepańskiej wygasły. Wśród ludności cywilnej panowała radość - mimo setek ofiar sądzono powszechnie, że odniesiono zwycięstwo a straty banderowców zmuszą ich do wycofania się. „Bomba" i pozostali oficerowie wiedzieli, że wobec braku amunicji i ogromnej przewagi wroga klęska i masakra uchodźców jest tylko kwestią czasu. Mimo ogromnego zmęczenia żołnierzy zdecydowano się na ewakuację wszystkich Polaków w kierunku zajętego przez Niemców Kowla. Władysław Kochański zdawał sobie sprawę, że jego żołnierze nie będą mogli schronić się w mieście, ale podjął decyzję o ratowaniu przede wszystkim ludności cywilnej. Wczesnym rankiem wszystkie siły samoobrony uderzyły na część pierścienia UPA blokującą drogę na Kowel. Całkowicie zaskoczeni banderowcy rzucili się do ucieczki. Przez powstałą w ten sposób wyrwę runęły setki wozów, na których kilka tysięcy Polaków uciekało z Huty Stepańskiej. Gdy po godzinie dowódca UPA, Iwan Łytwynczuk, zorientował się w sytuacji, ponad tysiąc jego żołnierzy podjęło pościg. „Bomba" przewidział jednak taki rozwój wypadków i oddziały ukraińskie wpadły w zastawioną przez AK zasadzkę. Banderowcy, zaskoczeni, wycofali się. Przez kilka godzin, ponad 3-kilometrowa linia wozów polskich uchodźców jechała w stronę Kowla, mijając spalone przez Ukraińców wsie i niepogrzebane wciąż ciała ich mieszkańców. We wsi Grabiny nastąpiło rozstanie: oddział AK nie mógł szukać schronienia w zajętych przez Niemców miejscowościach, żołnierze samoobrony musieli więc dokonać wyboru, czy pójdą za swoimi bliskimi, porzucając broń, czy pozostaną w partyzanckim oddziale. Mimo ogromnego zmęczenia i zagrożenia pościgiem UPA żaden z ludzi „Bomby" nie opuścił dowódcy.

Huta StaraBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Oddziałowi Władysława Kochańskiego udało się wymknąć spomiędzy oddziałów niemieckich i ukraińskich. „Bomba" założył obóz w okolicy opuszczonej polskiej wsi Karaczun, gdzie zatrzymał się, odpoczywając i przyjmując ochotników. Po kilku tygodniach jego, liczący już kilkuset żołnierzy, oddział dotarł do Huty Starej, miejscowości, gdzie istniał już silny oddział samoobrony. Polacy współpracowali z partyzantką radziecką, udzielając pomocy zbiegłym z niemieckich obozów jeńcom, razem atakując niemieckie posterunki, kolej wąskotorową, nawet magazyny organizacji Todt. „Bomba" po przybyciu natychmiast podjął kooperację z rosyjskim zgrupowaniem generała Iwana Szytowa. Nie wiedziano wówczas, że poprzedni dowódca AK w tym terenie, por. Osiecki, został 7 lipca zdradziecko aresztowany i zamordowany przez podległy NKWD oddział płk. Miedwiediewa. Współpraca Władysława Kochańskiego z Rosjanami układała się jednak doskonale. Oddziały polskie rosły w siłę, osiągając wkrótce liczebność 500 żołnierzy, dzięki atakom na niemieckie magazyny dobrze uzbrojonych i wyposażonych nawet w działka przeciwpancerne. Osłaniali oni kilka wsi polskich, w których zgromadziły się znów tysiące ludzi, uciekających przed rzeziami UPA.

Pasmo sukcesówBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Współdziałanie z oddziałami radzieckimi oraz lokalną samoobroną dodało „Bombie" skrzydeł. Jego żołnierze mogli wyprawiać się na dłuższe marsze, patrolując znaczny obszar i odstraszając tak UPA, jak i Niemców od zbliżania się do Huty Starej. W samej wsi powstał prawdziwy obóz szkoleniowy, warsztaty wytwarzające i naprawiające broń, bunkry i ziemianki. Akowcy kilkakrotnie stoczyli walki z UPA, m.in. pod Willą, oraz rozbili niemiecki oddział we wsi Bystrzyca. Sława „Bomby" rosła przez całą jesień, odstraszając banderowców. Dopiero w połowie listopada, gdy liczący niemal 700 żołnierzy oddział Władysława Kochańskiego opuścił okolice Huty Starej, pozostawiając tylko lokalną samoobronę, UPA zdecydowała się uderzyć. Dowodzący 1200 dobrze uzbrojonych ludzi ataman „Jarema" postanowił wykorzystać nieobecność „Bomby", zgnieść obronę i wymordować ludność polskich wsi w tym rejonie. 16 listopada doszło do skoordynowanego ataku na cztery polskie miejscowości. Nieliczne oddziały samoobrony rozpaczliwie broniły wiosek, wsparte przez radziecki oddział kpt. Kotlarewa. W krytycznej chwili powrócił oddział „Bomby", zaalarmowany o gromadzeniu się UPA w tym rejonie. Władysław Kochański osobiście poprowadził atak na największe zgrupowanie banderowców, znajdujące się pod wsią Moczulanka. Nagłe pojawienie się dobrze uzbrojonego i wyszkolonego oddziału polskiego złamało morale Ukraińców. Rozgromione sotnie UPA, poniósłszy ogromne straty, wycofały się, pozostawiając na pobojowisku swoich rannych. Wciąż wstrząśnięci dotychczasowym okrucieństwem UPA żołnierze, tak polscy jak sowieccy, domagali się natychmiastowej egzekucji jeńców. „Bomba" jednak nakazał opatrzyć rannych banderowców a potem załadować ich na wozy i odwieźć do pobliskiej wsi ukraińskiej. Od tego czasu żaden oddział UPA nie próbował ataku na Hutę Starą.

ZdradaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

20 grudnia 1943 roku Władysław Kochański został zaproszony przez oddział partyzantki radzieckiej Michaiła Naumowa „na czaj". Gdy „Bomba" i jego oficerowie przybyli do wsi Bronisławka, gdzie stacjonowali sowieci, zostali przyjęci bardzo przyjaźnie. Wieczorem zaproszono ich na kolację do pobliskiego Zawołocza. Tam, w pewnym momencie jednak radzieccy partyzanci rzucili się na Polaków i zabili jednego z nich, pozostałych zaś rozbroili. Władysław Kochański i jego ludzie zostali przewiezieni przez linię frontu, trafili do Kijowa a potem do Moskwy. Tam poddano ich brutalnym przesłuchaniom. Ostatecznie „Bomba" został skazany na 25 lat katorgi na Kołymie za „szpiegostwo przeciw ZSRR". Powrócił do kraju dopiero w 1955 roku.

LiteraturaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Fijałka M., 27. Wołyńska Dywizja Piechoty AK, Warszawa 1986

Filar W., Wydarzenia wołyńskie 1939–1944, Toruń 2008

Motyka G., Ukraińska partyzantka 1942–1960, Warszawa 2006

Siemaszko E. W., Siemaszko W. E., Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939–1945, Warszawa 2000

Śledziński K., Cichociemni: Elita polskiej dywersji, Kraków 2012

Tochman K., Słownik biograficzny cichociemnych, t. 4, Zwierzyniec–Rzeszów 2011.

Tucholski J. J., Cichociemni, Warszawa 1985

Turowski J. J., Pożoga. Walki 27 Wołyńskiej Dywizji AK, Warszawa 1990

Wolak T., Na Wołyniu najstarszy, największy oddział partyzancki „Bomba” Armii Krajowej, „Biuletyn Informacyjny. 27 Wołyńska Dywizja Armii Krajowej”, nr 1/2010

 

 

Zdjęcia

Wideo

Audio