Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Wierzenia o pszczołach w tradycji ludowej Lubelszczyzny

Na terenie Polski, i szerzej – całej Słowiańszczyzny, pochodzenie pszczół wywodzono ze sfer niebieskich, od istot boskich. Nie można było pod żadnym pretekstem krzywdzić pszczół, a dbałość o zamieszkałe przez nie ule stanowiła nie tylko obwarowany społecznymi sankcjami obowiązek pasiecznika, ale i święty przywilej. Przy kupnie roju nie wolno było się targować. Powiadano, że w takim przypadku pszczoły będą się źle hodowały, a kara za to spadnie na pszczelarza. Zasada ta obowiązuje do dziś. Wierzono, że wraz ze śmiercią pszczelarza owady opuszczą pasiekę lub zginą.

Spis treści

[RozwińZwiń]

Początki legend i wierzeń o pszczołachBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Zwyczaje, przesądy i wierzenia dotyczące pszczół zrodziły się już za czasów pogańskich. Wraz z nastaniem chrześcijaństwa, kiedy pszczoły, jako święte owady, otoczono opieką Kościoła wątki wierzeniowe wciąż ulegają rozwojowi i ewoluują. W sferze koegzystencji ludzi i pszczół przez wieki wzajemnie przenikały się wierzenia Polaków, Rusinów, Niemców, Węgrów i Żydów. Według archaicznych wierzeń religijnych dotyczących powstania świata, to Bóg, przykładając specjalnych starań, stworzył pszczołę. 
W początkach swojej działalności na ziemiach polskich, bartnicy i pasiecznicy nie posiadali wystarczająco dużej wiedzy o pszczołach, skąd wzięło się wiele przekonań i niezwykłych wierzeń  o tajemniczych owadach żyjących w lasach pełnych niezwykłych istot. Z niesamowitymi legendami i opowieściami sięgającymi jeszcze czasów pogańskich, skutecznie, po chrystianizacji, walczył Kościół (tworząc zarazem własne legendy i wierzenia). 
Bartnictwo zaczęło stopniowo ewoluować. W średniowieczu coraz więcej kłód pszczelich zaczęto ustawiać w pobliżu domostw, jednak dawne wierzenia i obyczaje pozostały. W reakcji no to, już w drugiej połowie XVII w., pojawiły się głosy uczonych, duchownych i praktyków (zwolenników racjonalnej hodowli) zwalczające zastaną obrzędowość.
Wśród wielu przekazów ludowych związanych z pszczołami odnaleźć można opowieści o tzw. rojnicy – stworze podobnym do żmii, sprzyjającym pomyślności w pasiece, o czym opowiada Bronisław Gustowicz: Bardzo powszechne jest w Borzęcinie mniemanie, że istnieje gad podobny do żmiji, wydający z siebie rój pszczół; dlatego zwą go rojnicą. Tę rojnicę trzymają w pasiece; ma gniazdo pod ulem. Dostaje raz na dzień bułkę rozdrobnioną w słodkim mleku. W zimę rojnica zakopuję się w ziemię i śpi. Kto ma rojnicę, temu się pszczoły bardzo darzą. Pewien wieśniak, siekąc łąkę pod lasem, znalazł w trawie rojnicę, otoczoną mnóstwem pszczół. Schwyciwszy ją, włożył do kapelusza, przyniósł do domu i osadził pod ulem. Wszystkie pszczoły przyleciały za nią i powchodziły do próżnych ulów. Odtąd darzyły się pszczoły temu wieśniakowi nadzwyczajnie. Gdyby rojnicę był stracił, wszystkie pszczoły by mu padły1
 
W obecności pszczół nie należało przeklinać czy mówić podniesionym głosem. Nie należało również przeklinać na same pszczoły, bo jak mawiano w okolicach Chełma: „pszczeły majut’ takeje duszie jak y lude”. Wierzono, że pszczoła ma duszę, stąd zabicie jej było traktowane na równi z zabiciem człowieka. Z upływem czasu myślenie to uległo zmianie, ale do dzisiaj zabijanie pszczół uważane jest za grzech. Wierzenia o wcielaniu się duszy ludzkiej w pszczołę pochodzą głównie z pogranicza polsko-ruskiego (ziemie chełmskie, hrubieszowskie, wołyńskie, podolskie). Wierzono, że dla ludzi złych, amoralnych, pszczoły nie są życzliwie, nie powinni oni zbliżać się do pasieki, a jeśli zechcą hodować pszczoły, to te nie będą im się darzyć. W dawniejszych czasach składano również przysięgi „na pszczoły”. Same pszczoły miały rozumieć wartość takiej przysięgi i w przypadku jej złamania w pasiece przestawało się wieść, a śmierć ponieść mogły nawet całe roje. Za karę Bożą uważano najście na pasiekę lub bór bartny niedźwiedzia.
Dawni pszczelarze uważali lipy za drzewa objęte opieką Boską, dlatego omijały je pioruny. A miód lipowy znany jest z wyjątkowych właściwości leczniczych, stąd mawia się: „Miód lipowy, to lek zdrowy”. Fakt omijania przez pszczoły niektórych roślin często wyjaśniany jest w przekazach wierzeniowych – wbrew zakazom Boga pszczoły jako jedyne zwierzęta pracują w niedzielę, za karę więc nie mogą zbierać i wytwarzać miodu z kwiatów koniczyny i dębowych liści. Inne wierzenia podają, że pszczoła okłamała Pana Boga pytającego o kwiaty dające najwięcej pożytku nie wymieniając kwiatów czeremchy i przytulii w obawie, że Bóg je odbierze, co spotkało się z jego gniewem. Z Motycza pochodzi legenda o roślinie nazwanej przez Jezusa „zaprzał”, która tłumaczy pochodzenie tej nazwy. Według legendy, pszczoły zauważyły człowieka śpiącego na ich ulubionych kwiatach. Rozzłościły się strasznie i gdy chciały go zaatakować, rozpoznały w śpiącym Jezusa. Zapytane o powód złości wyparły się tych kwiatów i od tego momentu nie mogą na nich siadać. 

Pszczoły w tradycji religijnejBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Pszczoły uważano za szczególne dzieło Boga. Przed II wojną światową w okolicach Łodzi był zwyczaj wkładania do wylotu ula kawałka opłatka, bo „pszczoła ma zasługę od Boga”. Poleszucy obdarzali pszczoły czcią religijną i wszelkie krzywdy im uczynione traktowali na równi z krzywoprzysięstwem czy zabójstwem człowieka. Do dzisiaj istnieje powszechne przekonanie, że pszczoła nie zdycha, lecz umiera, a zabicie pszczoły traktowane jest jako grzech. Dlatego siarkowaniem (rodzaj uśmiercania) rodzin pszczelich trudnili się m.in. handlarze żydowscy, ponieważ ich nie obciążano moralnie za ten czyn. Rolę tę jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym w Rumunii pełnili Cyganie.
W duchu religii katolickiej wierzono również, że pszczoła miała zrodzić się z ran św. Piotra, Pawła, czy nawet samego Jezusa. Ponadto pszczoła produkuje wosk, który płonie na ołtarzu. Znany w wielu regionach obrządek poświęcenia przez duchownego pasieki lub boru bartnego, należało powtarzać po każdym zaszłym nieszczęściu. Po odejściu duchownego pszczelarz dokonywał „właściwego” rytuału – zakopywał w rogach pasieczyska plaster czerwiu, odrobinę miodu, próchno z podkurzacza i gęsie pióro. Dawniej rytuał ten, podlegający modyfikacji, znany był w wielu regionach Polski. W okolicach Zamościa i Hrubieszowa włościanin przed osadzeniem roju żegna go, jak i ul, krzyżem świętym. W Europie powszechne było również przekonanie, że pasieka musi znajdować się w pobliżu kościoła, w ostateczności w zasięgu dźwięku dzwonu kościelnego – w zasięgu głosu Boga. Najlepszym sposobem na zatrzymanie roju opuszczającego pasiekę miał być właśnie dźwięk dzwonu kościelnego.
 
Dzwonki na roje
Ukradli w kościele dzwonki używane do mszy. Było ich sześć. Złodzieje je podzielili i połamali. Ojcu przyniósł mój stryj, a jego brat. […] Dzwonki miały zwabiać roje. Niby kiedy się nimi dzwoniło, to pszczoły miały siadać. Gdy był okres rojowy, to trza było pilnować pszczół. Bo się wyroiły i poszły. I już pszczół nie było. To było takie wierzenie2
 
W wielu regionach istniał zwyczaj zawiadamiania przez pszczelarza pszczół o nadchodzącym święcie Bożego Narodzenia czy Wielkanocy. W zależności od miejscowych zwyczajów powiadamiać mógł zarówno sam pszczelarz, jak również pszczelarz wraz z całą rodziną. 
 
Narodziny i śmierć Jezusa
Ja osobiście, dwa razy w roku, na Boże Narodzenie i na Wielkanoc idę na pasiekę po powrocie z kościoła i melduje pszczołom, że albo się Chrystus urodził, albo umarł. Jest taki fajny wierszyk, który przy każdym ulu mówię, pukam trzy razy nad wlotkiem i mówię: „Chrystus zmartwychwstał, pszczoły zdrowo się chowajcie, gospodarzowi miodu – albo dużo, albo sporo – miodu dajcie”. I żegnam krzyżem i idę do drugiego ula. I obchodzę calutką pasiekę. Czy mróz, czy deszcz, czy obojętnie co. No i dzięki Bogu pszczoły mi się hodują, fruwają i miód dają3.
.
Również w okolicach Kielc zanotowano zwyczaje pszczelarzy, którzy po powrocie z kościoła w pierwszym dniu Bożego Narodzenia podchodzili do każdego ula i chuchając w wylotek mówili: „Chrystus nam się narodził”. Na Podlasiu i innych terenach wschodniej Polski czyniono to w noc wigilijną po powrocie z Pasterki. Na Pomorzu i w Wielkopolsce dodatkowo zawiadamiano pszczoły o nadejściu Nowego Roku. W dniu Bożego Narodzenia pszczelarze małopolscy wkładali jemiołę w wylotek każdego ula, a podlascy i mazowieccy czynność tę, mającą zapewnić obfitość w pasiece w roku następnym, wykonywali już od pierwszych przymrozków. Aby zatrzymać pszczoły i rozwijać pasiekę przynoszono dary bożonarodzeniowe. Pod daszek lub w wylotek ula wkładano opłatek wigilijny, ciasto miodowe, kutię lub okruchy wosku z wigilijnej świecy.
Starano się nie pracować w pasiece w niedziele i święta, ale w szczególnych przypadkach, jak np. zdjęcie roju, odstępowano od tego zakazu. Już w dwudziestoleciu międzywojennym podejście do zakazu pracy w dni świąteczne traktowano bardzo swobodnie, a całkowite rozgrzeszenie miał zapewnić uprzedni udział pszczelarza w mszy świętej. 

Zatrzymanie roju i rabunekBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Wierzono, że wraz z ucieczką roju, z pasieki może uciec szczęście. Starano się więc za wszelką cenę złapać rój i osadzić go w pustym ulu. Środkiem zabezpieczającym przed ucieczkami miała być święcona woda, którą kropiono ule. Najlepiej, jeśli była to woda użyta wcześniej do chrztu dziecka. Przed ucieczką chronić miał również zakopany w pasiece gwóźdź z szubienicy - zabieg ten znano np. na Zamojszczyźnie. W XIX i początkach XX w. zakopywano również jakąkolwiek część szubienicy. Zwyczaj ten znany był na Podlasiu, Lubelszczyźnie, Wołyniu, ale również na Pomorzu. W wielu regionach stosowano również owijanie uli nicią poświęconą podczas pasterki - oprócz trzymania się roju, miało to również zapobiegać spadkom rodzin zimą. Przed św. Janem (24 czerwca) pszczoły kropiono wodą święconą, aby nie gryzły ludzi i żeby „się wiodły”, a pszczelarz obchodził ul trzy razy, by roje nie uciekały daleko. Ponadto wosk kapiący ze świec na ołtarzu, przyniesiony pod daszek ula w dzień Matki Boskiej Gromnicznej, miał także moc powstrzymywania roju przed ucieczką oraz wywoływania rójki w porze wygodnej dla pszczelarza. Osadzenie się czyjegoś roju w pobliżu domostwa traktowano jako dobry znak, bowiem szczęście wraz z rojem przechodziło na nowego właściciela.
Aby zachęcić swoje pszczoły do rabunku innych pasiek, mniej uczciwi pszczelarze stosować mieli wilcze sadło, które ponadto miało pobudzać pszczoły do bardziej aktywnego poszukiwania pokarmu. Panowało również przekonanie, że pszczelarze chcący wywołać napady rabunkowe swoich pszczół na inne pasieki, zakładali na wylot ula wysuszoną głowę szczupaka lub smarowali wylotek sadłem niedźwiedzim. Powszechna na całej słowiańszczyźnie była wiara, że najlepiej utrzymują się pszczoły skradzione. Warto wspomnieć, że oprócz kradzieży rzeczywistej, praktykowano kradzież pozorną, kiedy w określonym czasie od „kradzieży” spłacano wartość roju. Oprócz zabezpieczeń fizycznych nad pasiekami czuwali także święci patroni: Antoni, Bartłomiej i, najbardziej popularny, Ambroży, który w ikonografii przedstawiany jest ze słomianym ulem kopulastym, tzw. kószką lub bezdenką. Znana jest legenda mówiąca o tym, że nad małym Ambrożym (przyszłym biskupem Mediolanu) miał pojawić się rój pszczół, który złożył miód na jego ustach, co miało być zapowiedzią niezwykłego życia dziecka.
 
Święty pszczelarzy
Był najpierw spór - kogo wybrać na patrona pszczelarzy. Św. Ambroży był znany w Niemczech, w Austrii, Włoszech, a nie był znany w Polsce. Niektórzy uważali, że patronem powinien zostać św. Franciszek, patron zwierząt. Niektórzy, że św. Izydor, patron rolników. I zwyciężył św. Ambroży4.

Śmierć pszczelarza i nieszczęścia w pasieceBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Powszechnie, również na Lubelszczyźnie, wierzono, że wraz ze śmiercią pszczelarza umierają lub odlatują również jego pszczoły. Starano się więc temu zapobiec. Aby to uczynić należało zawiadomić pszczoły o zaistniałym nieszczęściu. Odbywało się to poprzez pukanie do każdego ula i powiadomienie owadów o śmierci gospodarza za pomocą specjalnej formuły, nieco różniącej się w zależności od regionu. Generalnie w wypowiadanych słowach chodziło o obwieszczenie śmierci, pożegnanie i ustanowienie nowego właściciela. 
 
Powiadamianie pszczół o śmierci pszczelarza
No to drzwi, to się otwiera i teraz jak gospodarz czy gospodyni umiera, do obory do dobytku, żeby już krowy przykładowo wiedzieli, że gospodarz. A jakby przykładowo ktoś miał pszczoły, to gospodyni musiała podejść do ula i stukała w ul, że gospodarz już odchodzi. [...] w jeden, do jednego tak pukała. [...] to widziałam nawet nie tak dawno u nas zmarł taki, co miał dużo pszczół, to ta gospodyni podchodziła i pukała do tych pszczół, to ona już tak bardzo starsza kobita, bo dziewięćdziesiąt ileś lat miała, on był jeszcze starszy, zmarł, ale i ona już zmarła. I obory otwierano też żeby wiedział, że już gospodarza czy gospodyni nie ma już5
 
Pożegnanie pszczół w imieniu zmarłego
[…] znam to z przekazu takiego pana, który dożył dziewięćdziesięciu paru lat, a umarł pewno już że czterdzieści lat temu – pana Więcka, czy Wiącka, już nie pamiętam nazwiska. To był bardzo, bardzo stary pszczelarz, jeszcze przedwojenny, sprzed pierwszej wojny światowej. Mówił, że jeżeli pszczelarz umiera i pszczoły z nim umierają, chyba że żona tego pszczelarza albo syn pszczelarza pójdzie do pszczół, powie im i pożegna się w imieniu tego zmarłego. Ja to zapamiętałem i podtrzymuje tą tradycję. Byłem już na paru pogrzebach u pszczelarzy. Po pogrzebie, po powrocie z cmentarza, szedłem przeważnie z żoną, na pasiekę i żegnaliśmy te pszczoły w imieniu tego zmarłego pszczelarza. I pszczoły żyją, żony gospodarują, pasieki są6
 
Powodzenie mogła dać również szybka (najlepiej jeszcze przed śmiercią pszczelarza) sprzedaż rodzin i kupno nowych. Najlepiej jednak jeśli pszczelarz przeczuwający swoją śmierć sprzeda rodziny pszczele, gdyż nie będą się one wiodły rodzinie pszczelarza, a tym bardziej temu, kto by je później odkupił. Nieszczęście do pasieki można było również sprowadzić przez wypożyczanie przedmiotów i narzędzi pasiecznych lub przez sprzedaż miodu złemu człowiekowi. Dlatego był zwyczaj utrzymywania w pasiece starczej rodziny, z której nigdy nie sprzedawano miodu, i nie częstowano nim osób postronnych. Do dziś panuje przekonanie, że należy pobrać chociaż symboliczną opłatę za miód lub rój darowane nawet osobie bliskiej. Czyniono jednak wyjątek dla małych dzieci, które musiały zostać poczęstowane miodem z pierwszego miodobrania. Okoliczne dzieci „czatowały” więc tego dnia w pobliżu pasieki. Niechętnie lub wcale sprzedawano miód do celów leczniczych, mniemano bowiem, że może to pociągnąć przykre następstwa dla sprzedającego lub jego pszczół – obawiano się „przeniesienia” choroby. Starano się również nie wpuszczać do pasieki ludzi mających tzw. „urocze oczy”, bowiem mogli oni rzucić urok i doprowadzić do śmierci lub choroby całe rodziny pszczele. Znany również z Lubelszczyzny jest zwyczaj nie podawania przez pszczelarzy dokładnej liczby posiadanych rodzin pszczelich, bowiem w ich mniemaniu może mieć to negatywne skutki dla pasieki. W okresie międzywojennym we wschodniej Polsce panowało  przekonanie, że należy strzec pasieki, aby żaden obcy lub zły człowiek nie zabrał spod ula garści ziemi, ponieważ było to tożsame z zabraniem szczęścia. 
Sposobem zabezpieczenia pasieki przed wpływem złych mocy było również święcenie miodu na dzień św. Wawrzyńca (10 sierpnia). Dopiero po poświęceniu można było przystąpić do jego sprzedaży lub poczęstunku. Należało jednak wtedy poprzedzić to głośno wypowiedzianą formułą: „Przez przyczynę Świętego Męczennika, obroń Boże pszczółki od szkodnika”. Fakt, że data zwyczaju przypada na połowę sierpnia, wskazuje na stosunkowo późny rodowód tego zwyczaju, ponieważ jeszcze w końcu XVIII w. mód pobierano zazwyczaj najczęściej na św. Bartłomieja (24 sierpnia).  W okolicach Godziszowa wierzono, że grzmoty i błyskawice są w stanie zaszkodzić matce  pszczelej.
 
Grzmoty mogą uszkodzić matkę
Nawet grzmoty mogą uszkodzić matkę. Dostaje wtedy wstrząsu i zamiera. Mówią: „O, matka mi nie wylazła. Matecznik jest i jest”. Bo się zaćmiła. Nieraz kiedy pioruny biją, to niedobrze na mateczniki7.

Miód i miodobranieBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Miód tradycyjnie używany był w medycynie ludowej. Dawniej, rozrobiony w zimnej wodzie, podawano do pracy w polu kosiarzom. Miód miał zapobiegać przeziębieniom oraz wzmagać siły. Składano go również jako obiaty (ofiary dla słowiańskich bogów). Ponadto niezwykle ważnym produktem pracy pszczelej był wosk, który ma zastosowanie do dzisiaj, a szczególną rolę odgrywa w liturgii Kościoła, gdzie służy m.in. do wyrobu świec. Również dzięki temu pszczołę traktowano jako świętego owada, który dostarcza wosk do świętego miejsca, na chwałę Boga
Dzień miodobrania traktowany był przez pasieczników jako wyjątkowy, należało wtedy zachowywać się szczególnie ostrożnie, a pszczelarz tego dnia powinien mieć czyste sumienie, zachować spokój, pogodę ducha i nie skrzywdzić nikogo. Znane są też praktyki wkładania do ula wraz z woskiem gałęzi jemioły zdjętej przez pszczelarza z sosny w przeddzień Wigilii, co gwarantować miało obfitość miodu w przyszłym roku. W Motyczu i okolicach dawniej wierzono, że pszczelarz może wpłynąć na ilość miodu w pasiece zakopując pod ulem złoto, „żeby zysk z pasieki dawało”. W ludowej symbolice chrześcijańskiej miód oznacza obfitość i dostatek. Zwyczajem jest składanie go na ołtarzu obok wieńca dożynkowego, a w dniu św. Wawrzyńca (10 sierpnia) święcony jest w kościele. To również składnik potraw obrzędowych, jak np. wigilijnej kutii – ugotowanej pszenicy wymieszanej z miodem. Pomyślność w pszczelarstwie zapewniało poczęstowanie sąsiadów świeżo zebranym miodem (zwyczaj praktykowany do dzisiaj). Ponadto wszelkie produkty pszczele stosowane były w obrzędach i medycynie ludowej. 
 
Leczenie miodem i kitem 
Jest medycyna ludowa, czyli spostrzeżenie prostych ludzi. Jak ja byłem dzieckiem, lekarzy na wsi nie było. Lekarz był w gminie jeden i przyjmował prywatnie. Zrobił się czyrak na nodze, ropa się zbierała, nie można go było przekłuć, bo bolało. To co się robiło? Podgrzewało się kit pszczeli, zrobiło się plaster, położyło się na czyraka, zabandażowało się i za dwa dni ropa została wyciągnięta i wszystko wyszło. Nie było penicyliny ani żadnych leków. Jak jakiś wrzód się zrobił, tak się go leczyło. Jak gardło bolało (gdzie tam jechał do lekarza z gardłem), trzeba było wziąć miód, ale nie od razu połknąć, tylko wziąć na łyżeczkę i trzymać w gardle, żeby powoli się rozpuszczał, aż smak zginął. Później drugi, trzeci i gardło przestawało boleć. Czasem to się źle kończyło – zależy co było8.
 
W znaczeniu przenośnym słodki miód oznacza „coś dobrego, upragnionego, trudnego do zdobycia, przynoszącego szczęście”. Takie właśnie rozumienie utrwalają frazeologizmy, jak np. miesiąc miodowy. 

Diabeł w pasieceBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Pszczelarze mieli wysoką pozycję społeczną, byli zazwyczaj ludźmi bogatymi i szanowanymi. Wierzono, że powodzenie zapewnia im diabeł, zwany diabłem domowym lub pasiecznikiem. Był on nieocenionym pomocnikiem, powszechnie mawiano nawet, że „każdy pszczelarz ma swojego diabła”.
 
Diabeł pomocnikiem pszczelarza
Tutaj był taki przypadek, że, jak już wspominałem miał Mateła pasiekę, około stu pni i on służył dawniej we dworze, miał znajomych tam leśników, to zawsze, takiego głupowatego parobka miał z Lublina i nocami jeździli kradli sosny i robili ule z tego. Tak że on stukał w sosne i mówi: „Ta będzie dobra”. Tam przeszedł znowu z dziesięć innych sztuk, to mówi: „Te wszystkie na nic”. Czy on się tak znał, czy tak pokazywał – nie wiadomo. A później to za saniami była brzoza uwiązana, zacierała ślad, bo to w zimie, a na rano już, ule, tam dwa ule, czy ile, już były zrobione. Piszkla była taka, taki nóż, co się dłubało. I te ule były stojące. No i właśnie później, doszło do tego, że – a ten Mateła był strasznie skąpy i nikomu nic nie dał. Ubogiego to wygnał, nie dawał nic. I zachorował. Ale… tego syn pojechał do lasu po drzewo, nie ma nikogo, to ten dziadek zachorował. „Co tu robić?” Ale, no, mówią: „Nic nie pomoże, tylko umrze”. To już tak prawie na skonaniu był, ale mówią: „Trza przywieźć te grubą świece z kościoła, co ksiądz święci przy święconej wodzie - paschał”. Bo to taki zwyczaj był. Przywieźli ten paschał… […] Dotknął się aby – i umarł. No, ale przed samą śmiercią mówi, zawołał pan, tego syna swojego, już wrócił z lasu i mówi tak: „Ja już dzisiaj zamrę, ale pamiętaj, że on tam jest na strychu. I masz kaszę jaglaną ugotować, bez soli i bez cukru. I raz na tydzień wyniesiesz – mówi – i za kominem postaw w garnku”. A ten chłopak: „A co, komu, co, kto tam bedzie?” Chciał stary jeszcze powiedzieć i umarł już. No to on sobie przypomniał za jakiś tydzień po pogrzebie. No i tak było, że kazał ugotować tej kaszy. Wyniósł na strych, za kominem postawił i schodzi po drabinie. A tu tam garnkiem jak rzuciło coś – mało go nie ubiło. No i przyszedł taki owczarz, do Motycza chodził, co dawno po dworach, to służyli tacy owcarze i się znali na takich różnych sztuczkach. I opowiadali mu o tym, że tak. To on mówi: „Masz szczęście, że cię nie ubił, bo to się nie soli tej kaszy, ale ty zapomniałeś i trochę osoliłeś. A sól się święci. Ten zły nie lubi tego”. No i od jakiś czas niedługi, tam ze dwa lata, mówi, ta pasieka wyginęła. Szkodnik się jakiś rzucił, nie było ratunku. […] No to wychodziło, że to diabeł był jakiś9.
 
Diabeł skakał z ula na ul
Tu był taki sad, no niedaleko i mój dziadzio jeszcze był młody i wie pan mówi, że po drugiej stronie była karczma, jak szedł z karczmy, to widział jak taki , nieduży facet skakał z ula na ul, bo tam była pasieka duża, a tego, i późni chłopaki tam coś tam poszli na jabłka, a tam była ta pasieka, mówi: „Pszczoły w nocy nie gryzły a tu – mówi - co wyleci pszczoła, brzęk już ugryzła – mówi - ugryzła, w końcu słyszymy - mówi - idzie ten właściciel pszczelarz przez te łąkę i mówi: „Aaa mówiłem żebyście nie wchodzili i nie wyjdziecie stamtąd”. Przyszedł zabrał im czapki i powiesił w sieni, ale w sieni to było, tak się nie zamykali ludzie jak teraz, normalnie zasuwa była taka, rękę się wkładało, jak im zabrał te czapki, tak oni wzięli poszli i te czapki ukradli jemu z powrotem z tej sieni. Na drugi dzień mówi: „Ja was jeszcze przyłapie, ja przyłapie was”. To opowiadali, że tam taki panek skakał, i dziadzio opowiadał, że zawsze w południe w dzień albo w nocy wieczorem, to tam widzieli jak chodził między ulami.[…] Nie wiadomo, mówią że to diabeł na czarno ubrany. [Mówiono, że pszczelarz] miał diabła, albo późni drugie, że jechał gospodarz do miasta i mówi córce: „Weź ugotuj kaszy jaglanej, dobrze osłódź i żebyś nie soliła i postaw na strychu – mówi – na górce”. A ona wzięła posoliła, ona schodzi z tej drabiny, a ta miska z tą kaszą fur na podłogę. Ojciec przyjeżdża na podwórze i mówi: „A mówiłem ci nie sól kaszy toś musiała posolić”. Mówili, że on miał diabła i później kopali staw i on tego diabła komuś tam sprzedał, no. Oj dużo opowiadali takich różnych anegdot10.
 
We wspomnieniach pasiecznik często przybiera postać kota, zazwyczaj czarnego. Dba o pasiekę i strzeże do niej dostępu.
 
Diabeł pasiecznik w postaci kota
[...] widziałam na własne oczy. Chodziliśmy na różaniec, jak to z babcią dzieci małe, a sąsiad miał pszczoły, i mówiło tak, że jak jest pasiecznik to tam, to zawsze jest diabeł w pasiece. I wracamy kiedyś z kościoła, i kotek taki malutki leci, a ja szłam, babcia, mamusia i ja, i taka grusza była duża, idziemy – kotek. Ja wołam kici, kici, chciałam się schylić pogłaskać – nie ma kota. No za chwile uszliśmy kawałek, znów ten kotek wyleciał, znów się schyliłam – znik ten kotek, nie widziałam. No i mamusi wujek opowiadał, że też kiedyś szed po ciemku już koło tej pasieki i wyleciał tak jak diabeł, i coś brzęczało tak, takim jakby łańcuchem, jakby coś. Bo tego kota to pamiętam sama, bo schylałam się, chciałam pogłaskać i nie mogłam go pogłaskać i znik ten kotek. I też mówili, że się objawia tam, że straszy. […] schylałam się pogłaskać i wołałam, i zniknął. I rozglądaliśmy się wszyscy, nie byłam sama, tylko trzy osoby nas było. I później tak babcia mówi, nie chciała straszyć, tylko tak mówi: „A bo to ten pasiecznik wyleciał”. To nazywali pasiecznik był. To mówi: „To ten pasiecznik wyleciał straszyć”. No i tak wujo opowiadał że szed kiedyś, no nie wiem czy z kościoła, ścieżko i mówi, doprowadził mnie tak tym brzęczeniem prawie pod same drzwi. I nikogo nie widział a brzęczał łańcuch. [Diabeł] u pszczelarza był, żeby się pszczoły wiodły, to on tam miał tego pasiecznika swojego11.
 
Pasiecznicy od zawsze byli posądzani o czary i kontakty z diabłem. Stąd dawniej panowało przekonanie, że nawet osoby duchowne bez jego pomocy nie mogły obyć się w pasiece. 
 
 
Opracował: Piotr Lasota

PrzypisyBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

R. Wróblewski, Wierzenia o obyczaje pszczelarzy polskich, Nowy Sącz 1997. 

Relacja Bolesława Szaconia, 2016.08.03, Gałęzów. Nagranie: Piotr Lasota, Michał Krzyżanowski.

Relacja Kazimierza Brudkowskiego, 2016.09.15, Planta. Nagranie: Piotr Lasota.

Relacja Cezarego Kruka, 2016.08.09, Lublin. Nagranie: Piotr Lasota.

Relacja Bronisławy Polak, 2011.06.11, Stary Majdan. Nagranie: Magdalena Wójtowicz.

Relacja Kazimierza Brudkowskiego, 2016.09.15, Planta. Nagranie: Piotr Lasota.

Relacja Józefa Bańki, 2016.06.29, Godziszów. Nagranie: Piotr Lasota.

Relacja Jana Szysza, 2016.05.24, Lublin. Nagranie: Piotr Lasota

Relacja Czesława Maja, 2011.04.05, Motycz. Nagranie: Piotr Lasota.

10 Relacja Heleny Półtorak, 2013.06.05, Lublin. Nagranie: Piotr Lasota.

11 Relacja Heleny Kurek, 2013.02.21, Lublin. Nagranie: Piotr Lasota.

 

Źródła: 
 
Hasło powstało głównie w oparciu o materiały:
 
1. Bystroń Jan Stanisław, Tematy, które mi odradzano. Pisma etnograficzne rozproszone, wybór i opracowanie Ludwik Stomma, Warszawa 1980.
2. Wróblewski Romuald, Wierzenia i obyczaje pszczelarzy polskich, Nowy Sącz 1997.
 
oraz
 
3. Kolberg Oskar., Lud, t. 34, Chełmskie, Wrocław-Poznań, 1964
4. Kolberg Oskar., Lud, Lubelskie, tom II, Kraków 1884 
5. Żuk Monika, Miód w polskiej kulturze ludowej, [w:] Twórczość Ludowa, nr 4, 1996 r.
 
Własne badanie terenowe prowadzone w ramach Programu Historia Mówiona dostępne na stronie internetowej: www.historiamowiona.teatrnn.pl: