Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Stanisław Węglarz (1948-2005)

Ur. 25 lipca 1948 w Kamiennej Górze k. Jeleniej Góry. Ukończył szkołę średnią w Gliwicach. 1966 – 68 pracował w Kopalni Węgla Kamiennego „Miechowice” w Bytomiu, następnie w Przedsiębiorstwie Budowy Kopalni Rudy Miedzi w Lubinie, od 1978 w Przedsiębiorstwie Robót Górniczych w Łęcznej k. Lublina. Od 1980 w NSZZ „Solidarność”, w 1981 wiceprzewodniczący Zarządu Regionu Środkowo – Wschodniego; 1985 – 89 przewodniczący Tymczasowego Zarządu Regionu Środkowo – Wschodniego, od 1985/86 w Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej, od 1986 w Krajowej komisji Wykonawczej NSZZ „Solidarność”. Od 1988 w Komitecie Obywatelskim. 1989 – 92 przewodniczący Zarządu Regionu Środkowo – Wschodniego, 1991 – 94 w Prezydium Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. 1991 – 93 poseł NSZZ „Solidarność”. Od 1994 pracownik Banku PeKaO S.A.

Spis treści

[RozwińZwiń]

Rok 1981Bezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Zawód wykonywany: - Zarząd Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ "Solidarność";
Funkcje pełnione w "Solidarności":
- Wiceprzewodniczący Komitetu Zakładowego NSZZ "Solidarność" w Kombinacie Budownictwa Górniczego w Łęcznej,
- Delegat na l Krajowy Zjazd Delegatów "Solidarności" w Gdańsku
- Wiceprzewodniczący d/s interwencji Zarządu Regionu;
- Przewodniczący Zarządu Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ "Solidarność";
Internowany: 13 grudnia 1981 - 22 lipca 1982.
Miejsce internowania: Włodawa, Lublin.


12  grudnia mieliśmy rewizytę związkowców włoskich. Delegacja włoska liczyła siedem osób. Jako tłumacz z Włochami przybył Robert Kórnicki, żołnierz armii Andersa, który po wojnie osiadł na stałe we Włoszech. Rankiem wyjechaliśmy do Biskupic, gdzie odbywał się kurs działaczy związkowych stopnia podstawowego. Korzystając z gościnności tamtejszego proboszcza obiad zjedliśmy w parafii. Przed godziną 16 wróciliśmy do Lublina, do Zarządu Regionu. W tym czasie zaczęły napływać teleksy z Olsztyna, informujące o przemieszczaniu się wojsk w kierunku Gdańska i Warszawy. Ewentualnego ataku spodziewaliśmy się 16 lub 17 grudnia, toteż już wtedy zarządzono w budynku Zarządu ostry dyżur.
Wieczorem Włosi zaproponowali wspólną kolację, którą przyrządzili z przywiezionych przez siebie produktów żywnościowych w mieszkaniu sekretarza Regionu Jana Kozaka na Sławinku. Sielankowo nie było, towarzyskie rozmowy wypierała dyskusja o rozwoju wydarzeń w kraju i o tym co może stać się po szesnastym grudnia. Po godzinie z żoną i Robertem Kórnickim opuściliśmy mieszkanie Jana Kozaka. Z automatu telefonicznego próbowałem wezwać taxi, niestety telefon był głuchy. Trudno dziś powiedzieć, czy była to zwykła awaria, czy też już o tej porze przerwano łączność telefoniczną. Okazyjną taksówką dojechaliśmy do Zarządu Regionu. Ostry dyżur pełnił Ryszard Jankowski. Bartczak przebywał w Gdańsku. Napływały niepokojące telexy z Warszawy i okolic. Około godziny 22.30 wyjechaliśmy taksówką do Łęcznej. Jadąc słuchaliśmy komunikatu z radia o obradach Komisji Krajowej, zaintrygował nas ton i podtekst relacji spikera. W Łęcznej mieszkam w czteropiętrowym bloku na trzecim piętrze. Blok ten posiada dwa wyjścia. Mówię o tym dlatego, że miał miejsce fakt, którego przyczynę miałem zrozumieć w następnej godzinie. Przed domem stał milicyjny "gazik", którego obecność nie zaniepokoiła mnie. Żona z Robertem poszła do domu, natomiast ja zostałem w taksówce chcąc zapłacić za kurs. Na klatce panował spokój. Po schodach szedłem, nie spodziewając się, jak bardzo zmieni się rzeczywistość po otwarciu drzwi. Na moją wystawioną rękę założono kajdanki. Usłyszałem: "Jest pan aresztowany". Teraz wypadki potoczyły się błyskawicznie. Szum, awantura, pisk dzieci. Żona próbowała ze mną rozmawiać. Wulgarnie ubliżano żonie i Robertowi. Pamiętam stwierdzenie, że mają dowody na agenturalne działania "Solidarności" - dla CIA. Mnie  szarpano, żonę odpychano, dzieci próbowały mnie dotknąć. Powiedziałem do żony: "Dzwoń do Regionu". Odpowiedział jeden z nich: "Możesz sobie k... dzwonić, telefony i tak są nieczynne".
Aresztowało mnie trzech cywili i dwóch mundurowych. Byli tu już o dwudziestej. Dzieciom tłumaczyli, że dokonano włamania do piwnicy i chcą ustalić z rodzicami co zginęło. Zagadując dzieci w jednym pokoju, przeprowadzali rewizję w innych. Jestem przekonany, że doskonale się orientowali, co robię i gdzie jestem.
Ręce skute miałem od tyłu, i szarpany za ubranie zostałem wyprowadzony na klatkę. Pomimo że całą akcję przeprowadzono w szybkim tempie, sąsiedzi słyszeli wszystko i rozumieli, co się dzieje. Nikt nie wyszedł na klatkę. Prowadzony na dół spostrzegłem biegnącą na górę żonę. Później dowiedziałem się, że zrobiła to w celu zadzwonienia tzw. "węglową linią" do kopalni. Telefony o tej porze już nie działały, natomiast sąsiedzi pracujący w kopalni posiadali służbowe telefony. Dzięki nim żona poprzez Łęczną, Katowice i centralę górniczą przy ulicy Wieniawskiej w Lublinie powiadomiła Zarząd Regionu o moim aresztowaniu. Dowodem na dotarcie informacji o moim aresztowaniu jest zdjęcie wykonane przed atakiem ZOMO na budynek Zarządu. Zdjęcie to przedstawia kobietę malującą plakat. Fotograf, chyba nieświadomie, zrobił zdjęcie malującej plakat w takim ujęciu, iż uwiecznił treść napisu: "W dniu wczorajszym został aresztowany w Łęcznej Stanisław Węglarz...". Plakat naturalnie nie doczekał ranka, ewentualnie powędrował do archiwum SB. Ale wrócę do Łęcznej. Po wyprowadzeniu z domu wepchnięto mnie brutalnie do "gazika", który podjechał pod samą klatkę schodową, a następnie zostałem zawieziony do Komisariatu w Łęcznej /około 1,5 km/, gdzie próbowano wręczyć mi decyzję o internowaniu - odmówiłem. Podczas krótkiego pobytu w Komisariacie, słyszałem rozmowę telefoniczną, w której jeden z cywilów meldował, że „ptaszka” już złapali i mają u siebie. W zachowaniu i rozmowach dostrzegłem u nich jak gdyby uczucie ulgi i satysfakcję z dobrze spełnionego zadania. Z domu nie pozwolono mi zabrać dosłownie nic, toteż jeden z milicjantów z Łęcznej, wiedząc że palę, poczęstował mnie papierosem, o dokładnie mówiąc, włożył mi do ust kilkakrotnie zapalonego papierosa, ponieważ ręce miałem skute do tyłu.
Po krótkim pobycie w Komisariacie w Łęcznej przewieziono mnie na ulicę Północną do Lublina. Podczas jazdy miałem okazję zastanowić się nad sytuacją. Oprócz naturalnych myśli o rodzinie, bliskich, zastanawiałem się nad skutkami aresztowań tzn. o strajku, o tym, czy tzw. "drugi garnitur" zadziała skutecznie. Związek brał pod uwagę aresztowanie głównych działaczy, toteż poczynił pewne przygotowania i wyłonił grupę ludzi, których umownie nazwaliśmy "drugim garniturem".
Droga, po której jechaliśmy do Lublina była solidnie ośnieżona, pomyślałem więc, że jeżeli będą jechać nadal tak szybko, to wylądujemy w rowie i mógłbym wykorzystać sytuację, próbując ucieczki. Niestety nie nadarzyła się taka okazja. Będąc już na Północnej, na korytarzu w Komendzie, widziałem swoich kolegów: Stanisława Daniela i Jurka Bartmińskiego. Wprowadzono mnie do pokoju i kazano wszystko wyjąć z kieszeni, żądano również podpisania decyzji a internowaniu. W pokoju tym znajdowali się wyłącznie milicjanci i jedna pani w cywilu. Potem przebywałem w różnych pomieszczeniach, przeprowadzany pod eskortą. Ta niezrozumiała dla mnie wędrówka zakończyła się w jednym z dużych piwnicznych pomieszczeń, gdzie przebywali już moi koledzy ze Związku. Inni mieli zdjęte kajdanki, natomiast moje ręce pozostawiono skute. Daniel upomniał się o zdjęcie również moich "obrączek", wtórowali mu w tym inni - bezskutecznie. W tym dużym piwnicznym pomieszczeniu przeprowadzono selekcję na samochody, do których wprowadzono nas jeszcze o zmroku - około 4 nad ranem. W tzw "suce" ulokowali SB-ecy mężczyzn i panią Jadwigę Potapczuk. Po dyskusji z dowodzącym całą operacją panią Jadwigę wyprowadzono z "suki". Pomimo że w samochodzie było ciasno, dołączyli jeszcze dwóch funkcjonariuszy z karabinami. O kierunku jazdy dowiedzieliśmy się w Łęcznej, poznając znajome budynki miasta. Zaniepokoił nas dalszy kierunek jazdy - Włodawa, a więc wschód. Milicjanci wielokrotnie prosili o ciszę, robili to jednak bez przekonania. Cichym głosem rozmawialiśmy o tym: kogo aresztowano, w jakich okolicznościach, komu udało się uciec, kto działa dalej i jak przebiegną strajki. We Włodawie przyjęli nas zupełnie pijani klawisze, siłą odbierali pozostałe przy nas rzeczy, przeprowadzali rewizję. Próbowali odebrać mi łańcuszek z Matką Boską Loretańską. Przytrzymałem go oburącz, jeden z klawiszy nie dawał za wygraną i w szamotaninie rozerwał mi koszulę. Jestem człowiekiem głęboko wierzącym, toteż uratowanie tej pamiątki dało mi wiele otuchy w tych trudnych chwilach. W mojej  obecności nikogo nie bito, jednak używano siły i szarpano. Słyszałem natomiast o przypadkach bicia, z obu stron zresztą...
We Włodawie podzielili nas na cele. W więzieniu panował totalny bałagan, pracownicy więzienia sprawiali wrażenie zupełnie nie przygotowanych na przyjęcie tak dużej ilości "pensjonariuszy". Do cel, z których wyprowadzono kryminalistów, lokowano nas po osiem osób. Atmosfera w celi była bojowa, głośno stukaliśmy w drzwi, prosiliśmy o rozmowę z naczelnikiem. Naczelnik odpowiedział przeniesieniem nas do tzw. "tygrysówki", czyli celi o specjalnym rygorze. Powędrowała cała ósemka, między innymi: Antoni Czop z Lubartowa, Julian Dziura i Teodor Basak z Fabryki Samochodów Ciężarowych, Łupina i nieżyjący już pracownik MZK. Wspólnie analizowaliśmy sytuację: skoro nie wywieziono nas za Bug, to raczej nie wywiozą, chociaż bliskość granicy była niepokojąca; wierzyliśmy, że cały kraj stanie.
 
Z archiwum Zakładu Metodologii Historii UMCS

 

 

BiogramBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Przed przyjazdem na Lubelszczyznę na przełomie 1978 i 1979 roku utrzymywał kontakty ze środowiskiem młodej inteligencji związanej z Politechniką Wrocławską, zaangażowanej w druk i kolportaż prasy niezależnej. Po przeniesieniu się do Łęcznej brał udział w dyskusjach organizowanych na plebanii przez ks. Mariana Kozyrę.
W listopadzie 1980 został wybrany wiceprzewodniczącym Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Przedsiębiorstwie Robót Górniczych w Łęcznej. Podczas I Walnego Zebrania Delegatów NSZZ „Solidarność” Regionu Środkowo – Wschodniego w Świdniku (odbyło się w dwóch turach: 25 – 27 kwietnia i 16 – 17 maja 1981) wybrano go członkiem Zarządu Regionu Środkowo – Wschodniego. Zarząd Regionu powierzył Węglarzowi funkcję wiceprzewodniczącego ds. interwencji. Kierował Biurem Interwencji, złożonym m.in. z zespołów ekspertów, którzy zajmowali się wszechstronną pomocą dla komisji zakładowych w Regionie.
W lipcu 1981 Węglarz został delegowany przez Krajową Komisję Porozumiewawczą NSZZ „Solidarność” na spotkanie z przedstawicielami Konfederacji Włoskich Związków Pracowniczych (CISL) na Zjeździe Regionalnym w Ankonie we Włoszech. Efektem nawiązanych wówczas kontaktów była pomoc Włochów w latach 80. dla podziemnej „Solidarności”.
Krótko przed północą 12 grudnia 1981 Węglarz został zatrzymany przez milicję. Internowany we Włodawie i Lublinie, został zwolniony 23 lipca 1982. Wkrótce potem poprzez o. Wacława Oszajcę nawiązał kontakt z Tymczasowym Zarządem Regionu Środkowo – Wschodniego NSZZ „Solidarność”. Utrzymywał stały kontakt z ówczesnymi członkami TZR, a zwłaszcza z Włodzimierzem Blajerskim, Józefem Krzyżanowskim, Andrzejem Sokołowskim, Danutą Winiarską. Uczestniczył w spotkaniach podziemnych regionalnych władz NSZZ „Solidarność”, odbywających się w kościele powizytkowskim w Lublinie, u o. Oszajcy i o. Mieczysława Brzozowskiego oraz w prywatnych mieszkaniach. Jako reprezentant TZR współpracował z Ireneuszem Haczewskim – jednym z organizatorów podziemnego radia w regionie oraz tzw. kina domowego, w ramach którego odbywały się m.in. projekcje serwisów informacyjnych przygotowanych przez Haczewskiego oraz w Paryżu przez Mirosława Chojeckiego. Za pomocą otrzymanego od Haczewskiego nadajnika, wspólnie ze Zbigniewem Grucą (przewodniczącym Komisji Zakładowej Zakładu Robót Górniczych) Węglarz nadał kilka 2 – 3 minutowych audycji podziemnego radia w Łęcznej.
W 1985 roku podczas wyborów regionalnych do nowych władz podziemnych "Solidarności” (zorganizowanych w pomieszczeniach parafii Matki Boskiej Zwycięskiej w Lublinie) Węglarz został przewodniczącym TZR. W składzie TZR znaleźli się także: Jan Kozak, Krzyżanowski, Zygmunt Łupina, Tadeusz Mańka, Wojciech Samoliński, Sokołowski, Winiarska, Grzegorz Wołczyk. Jednocześnie od 1985/86 roku Węglarz był członkiem ogólnopolskiej Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ „Solidarność”.
5 października 1986 TZR powołał jawną Regionalną Radę NSZZ „Solidarność” Regionu Środkowo – Wschodniego. Obok Węglarza weszli do niej Zofia Bartkiewicz, Blajerski, Łupina, Adam Kozaczyński, Wiesław Lipko, Bogusław Mikus, Winiarska. W wydanym kilka dni później oświadczeniu Rada stwierdzała : „Jesteśmy dłonią Związku wyciągniętą ku porozumieniu”.
W 1987 roku Węglarz został dwukrotnie zatrzymany przez milicję na 48 godzin, rewidowano jego mieszkanie.
25 października 1987 znalazł się w nowym kierownictwie Związku – jawnej Krajowej Komisji Wykonawczej, powołanej podczas wspólnego posiedzenia TKK i Tymczasowej Rady NSZZ „Solidarność” z udziałem  Lecha Wałęsy. Podobnie jak inni, 19 i 20 lutego 1988 został zatrzymany przez milicję, co miało uniemożliwić członkom KKW udział w zaplanowanym spotkaniu w Gdańsku.
W 1988 roku wraz m.in. z Łupiną i Samolińskim usiłował doprowadzić do regionalnego „okrągłego stołu”. Projekt ten zakładał współpracę różnych środowisk Lublina – członków władz NSZZ „Solidarność”, przedstawicieli uczelni, podziemnych komisji zakładowych największych zakładów pracy oraz samorządów pracowniczych, w których znaleźli się także członkowie „Solidarności”, środowisk twórczych i kościelnych. Celem tej inicjatywy miało być przede wszystkim przygotowanie programu rozwoju oświaty i gospodarki w regionie. Przedsięwzięcie to jednak nie doszło do skutku.
W październiku 1988 TZR przygotował w Niechobrzu k. Rzeszowa międzynarodowe seminarium Rola związków zawodowych w życiu publicznym. Uczestniczący w nim przedstawiciele central związkowych z Belgii, Szwecji, Włoch i Francji wystosowali do władz PRL żądanie zaprzestania represji i zalegalizowania NSZZ „Solidarność”. 25 27 maja 1989 Węglarz razem z Andrzejem Miernowskim (odpowiedzialnym w TZR za sprawy zagraniczne) złożył kolejną wizytę w Ankonie na Kongresie CISL.
Wszedł w skład powołanego 18 grudnia 1988 w Warszawie Komitetu Obywatelskiego przy Przewodniczącym NSZZ „Solidarność”. Był także jednym z twórców Komitetu Obywatelskiego NSZZ „Solidarność” na Lubelszczyźnie, powołanego 2 kwietnia 1989. Uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu w podzespole ds. górnictwa (6 lutego – 5 kwietnia 1989).


                                                                      Małgorzata Choma –Jusińska
 
Biogram pochodzi ze Słownika opozycji PRL 1956-1989 wydanego przez Ośrodek Karta

 

O Stanisławie Węglarzu mówią ("Gazeta w Lublinie" 13.11.2005 r.)Bezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Lech Wałęsa
Stanisław Węglarz był jednym z moich przyjaciół. Jeszcze niedawno prosił mnie o spotkanie, gdybym wiedział, że jest w ciężkim stanie, to bym go nie przełożył. A tak już się z nim nie spotkałem. Na pewno był jednym z czołowych polskich działaczy, działaczy poszukujących. Zawsze chciał coś zrobić dla kraju. Widać jednak, że na takich jak on jest zapotrzebowanie i po drugiej stronie.

Bogdan Lis - jeden z założycieli "Solidarności"
Koledzy z pierwszej "Solidarności" niestety zaczynają powoli odchodzić. Staszek był właśnie z tej pierwszej "Solidarności", z czasów kiedy było nam bardzo trudno. Zapamiętam go jako człowieka, który zawsze i wszystkim służył pomocą. Wiedziałem, że kiedykolwiek bym do niego zadzwonił, on mi pomoże. Był osobą, której z równowagi nie wyprowadzały nawet największe problemy. Starał się być konstruktywny i niekonfliktowy.
 
Ryszard Jankowski - wiceprzewodniczący zarządu regionu "Solidarności" w 1981
Staszek to był człowiek, który przekraczał granice. Nadawał bieg i kierunek wielu sprawom, w tym naszemu związkowi. To od niego i od jego aresztowania 12 grudnia 1981 r. tak naprawdę zaczął się stan wojenny. Tego dnia wydaliśmy pierwsze komunikaty o represjonowaniu "Solidarności". Staszek był wielkim człowiekiem. Nigdy nie zapomnę, jak niedługo po obradach Okrągłego Stołu do naszego biura przyszła chora na stwardnienie rozsiane kobieta, która powiedziała, że ma przed sobą kilkanaście tygodni życia. Radziecki lek, który zażywała, został wycofany ze sprzedaży, a jego odpowiednika nie było. Staszek pomógł jej od ręki, chwycił za słuchawkę i zadzwonił do Moskwy do ambasadora Stanisława Cioska i lek załatwił. Takich sytuacji było więcej, nie sposób o wszystkich opowiedzieć. A kto, jak nie on, uratował kopalnię w Bogdance? To on zadbał o jej oddłużenie. Różni ludzie mają w Polsce swoje ulice, Staszek zostanie w ludzkich sercach.
 
Jan Wojcieszczuk - były wojewoda lubelski
Stanisław Węglarz był odważnym, otwartym i serdecznym człowiekiem. Jako działacz związkowy i polityk zawsze korzystał z wiedzy i doświadczenia wielu ludzi. Nie miał trudności z tym, by przyznać się, że czegoś nie wie. Dzięki niemu nasz region miał wysoką pozycję w kraju. Jego zasługi dla wolnej Polski są niezaprzeczalne. Nigdy nie uprzedzał się do ludzi. Potrafił łączyć różne środowiska solidarnościowe. Zawsze był uczynny i serdeczny.

Janusz Bazydło - przyjaciel
Staszek nigdy nie dał się ponieść ambicjom. Nigdy nie odbiła mu władza. Nie należał do ludzi, którzy narzekają i to była jedna z jego lepszych cech. Zawsze podziwiałem jego talenty organizatorskie. Ostatnio pokazał je przy okazji konwentu "Solidarności" w Kozłówce. W ostatnich czasach spotykaliśmy się na piwie i rozmawialiśmy o znajomych i jego wnukach, które akurat przyszły na świat. Pożyczyłem mu chyba ostatnią książkę, jaką czytał - o Janie Nowaku Jeziorańskim.

prof. Zbigniew Hołda - kolega z "Solidarności" w latach 80.
Pamiętam Staszka, jak na zjazd "Solidarności" w Świdniku przyszedł w stroju górnika. Wszyscy się wtedy śmiali, że nie dość, że górnik, to jeszcze Węglarz. Kiedy długo go namawialiśmy, żeby wskazał premierowi Mazowieckiemu kandydata na wojewodę, w końcu w nocy wsiadł w samochód i pojechał do Warszawy. Dostał się do sekretariatu premiera i przez otwarte drzwi pilnował, żeby Mazowiecki mu nie uciekł, dopóki nie dostanie gwarancji, że zmieni komunistycznego wojewodę. Za radą Staszka jeszcze tej nocy zapadła decyzja, że wojewodą będzie Jan Wojcieszczuk. Ale największym personalnym sukcesem Staszka był minister pracy i pomocy społecznej Andrzej Bączkowski, tak jak Wojcieszczuk z Zakładu Prawa Pracy UMCS.

Ryszard Setnik - bliski współpracownik z Komitetu Obywatelskiego
Stanisława Węglarza poznałem w latach przełomu, gdy "Solidarność" wychodziła z podziemia. Był człowiekiem bardzo konstruktywnym, ale i stanowczym. Gdy po pierwszych wolnych wyborach rozmawiał z wojewodą, nie obawiał się postraszyć go strajkiem. Odegrał dużą rolę w tym, by namówić prof. Jerzego Kłoczowskiego do startu w wyborach do Senatu. Jako poseł był bardzo pracowity. Jednak nie na mównicy. Potrafił bardzo skutecznie lobbować i załatwiać sprawy w indywidualnych rozmowach. Nigdy nie wycofywał się z decyzji, które uznawał za słuszne. Gdy jako radny wsparł koalicję UW - SLD i prezydenta Pawła Bryłowskiego, to mimo nacisku władz lokalnych i krajowych UW nie wycofał się z tej decyzji.

Paweł Bryłowski - prezydent Lublina za czasów, gdy Stanisław Węglarz był radnym
Stanisław Węglarz był jednym z motorów normalnego i racjonalnego działania "Solidarności" po 1989 r. Niestety, gdy w związku do głosu doszli działacze z drugiego i trzeciego szeregu, dla niego zabrakło już miejsca. Jako radny pokazał, że liczą się wartości. Gdy wiedział, że jego działanie ma sens, nieważne stawały się sympatie polityczne czy przynależność partyjna. Dla realizacji swoich zamierzeń często działał niekonwencjonalnie. Zawsze był mi bardzo przyjazny.
 
Marian Król - przewodniczący Regionu Środkowowschodniego NSZZ "Solidarność"
Stanisław Węglarz za komuny miał odwagę wyrażać myśli, których inni obawiali się wypowiadać, myśli, za które groziła kara więzienia. On przeprowadził nasz region ["Solidarność" Środkowowschodnią - red.] przez najtrudniejszy okres transformacji politycznej i gospodarczej.
 
Andrzej Pruszkowski - prezydent Lublina
Społeczność Lublina poniosła wielką stratę. Stanisław całe swoje życie związał z "Solidarnością". Był legendą środowiska lubelskiego. Zawsze uśmiechnięty i oddany sprawie. Będę go pamiętał przede wszystkim jako szefa regionalnej "Solidarności" w podziemiu i kolegę radnego