Robert Makenson
Spis treści
[Zwiń]Rok 1981
Zawód wykonywany: ekonomista - Wschodnia Dyrekcja Okręgowa Kolei Państwowych;
Funkcje pełnione w "Solidarności":
- Wiceprzewodniczący Komitetu Założycielskiego NSZZ "Solidarność" Wschodniej DOKP,
- Wiceprzewodniczący Okręgowej Sekcji Koordynacyjnej,
- Członek Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność",
- Wiceprzewodniczący Komitetu Zakładowego NSZZ "Solidarność" Węzła PKP Lublin;
Internowany: 13 grudnia 1981-30 kwietnia 1982.
Miejsce internowania: Włodawa, Lublin.
O możliwości akcji milicyjnej skierowanej przeciwko „Solidarności” wiedzieliśmy od marca 1981 roku, natomiast konkretna data nie była znana.
W sobotę 12 grudnia przebywałem w domu, leżałem chory w łóżku - zapalenie nerek. Około godziny 0.50 do mieszkania zadzwoniło 3 funkcjonariuszy SB - po cywilnemu i jeden mundurowy z MO - dzielnicowy.
Otworzyłem drzwi dlatego, że znałem - z widzenia - dzielnicowego. Pozostałych funkcjonariuszy nie widziałem - stali z boku - nie przedstawiali się. Z zatrzymaniem liczyłem się, z tym że powód, który oni podali - poświadczony papierem, który przynieśli ze sobą - był nieco inny, chodziło o wyjaśnienie jakiejś sprawy i według ich oświadczenia miała być to tylko "rozmowa" z Komendantem Wojewódzkim MO. Po zakończeniu "rozmowy" mieli mnie odwieźć do domu. Oporu nie stawiałem, gdyż nie miało to sensu. Rodzina próbowała zawiadomić kolegów z Zarządu Regionu, ale telefony były nieczynne. Zatrzymanie odbyło się w sposób całkiem odmienny od innych, to znaczy nikomu nigdy nie pokazywano żadnego dokumentu sfałszowanego tak jak w moim przypadku, raczej starano się siłą rozstrzygnąć sprawę. Ten dokument to wezwanie na rozmowę, podany numer sprawy i zakreślone "w charakterze świadka", czyli typowe powiadomienie na typowym druku.
Do Komendy na ulicę Północną przewieziono mnie Fiatem 125p. Z funkcjonariuszami nie rozmawiałem, natomiast między nimi była rozmowa o pogodzie, gdyż zaczął padać śnieg. Przejazd upłynął spokojnie z wyjątkiem tego, że kierowca - wydawało mi się - jest pod wpływem alkoholu, ponieważ dość niepewnie prowadził samochód /wyraźnie śpieszył się/. Po dojechaniu na ulicę Północną wprowadzono mnie do pokoju na pierwszym piętrze, zresztą już wcześniej było widać o co chodzi. Na zewnątrz zasieki, worki z piaskiem, broń maszynowa, transportery opancerzone. W zasadzie sytuacja była jasna z samego widoku. W pokoju było dużo ludzi, pełny rozgardiasz. Kazano mi wyjąć wszystkie rzeczy, które miałem przy sobie, a później oświadczono, że przewieziony zostanę do obozu dla internowanych. Następnie wyprowadzono mnie stamtąd /z pokoju/ szybko, to znaczy nie było żadnej specjalnej rozmowy, kazano mi stanąć w korytarzu, twarzą do ściany. Cały czas dwóch milicjantów stało przy mnie, nie pozwalając się odwrócić. Trwało to dość długo, trudno mi powiedzieć ile /może około godziny/. Na korytarzu nikogo ze znajomych nie widziałem, ale słyszałem, że sporo osób przechodzi i wydawało mi się, że niektórzy z nich mnie rozpoznają.
Około godziny 2 w nocy pierwszym transportem z ulicy Północnej zostałem przewieziony do Włodawy. Jechałem typową policyjną "budą", służącą do przewożenia więźniów. Był to drugi samochód, w który wsiadłem /pierwszy był już chyba przepełniony/.
W czasie przejazdu rozmawiałem z kolegami. Analizowaliśmy sytuację - czy jest to okres przejściowy, czy ma charakter trwały, poza tym były różne przypuszczenia, nawet takie, że transport przekroczy granicę wschodnią. W zasadzie wszyscy liczyli na strajk generalny. Jeśli chodzi konkretnie o moje prognozy było mi wszystko jedno, po pierwsze dlatego, że w chwili zabrania miałem 40°C gorączki, po drugie nie była ważna sama forma przetrzymywania, bądź miejsce, ale czas jej trwania, oraz wydarzenia, które zachodziły na zewnątrz.
Około godziny 5 nad ranem dotarliśmy do Włodawy, warunki pogodowe znacznie się wtedy pogorszyły.
Przypisy
bro