Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

„Poemat o mieście Lublinie”. Sklep z zabawkami

Spis treści

[RozwińZwiń]

Poemat w opisie Krakowskiego Przedmieścia wspomina o trzech konkretnych miejscach. Jednym z nich jest sklep z zabawkami.


Idąc Krakowskim Przedmieściem w latach dzieciństwa Czechowicza w stronę poczty, na rogu Kołłątaja rzeczywiście można było spotkać sklep z zabawkami. Widać go na jednej ze starych pocztówek jeszcze sprzed I wojny światowej. Napis nad sklepem jest w języku rosyjskim.


Mirosław Derecki:
Na rogu Krakowskiego Przedmieścia i ul. Kołłątaja 83 w długim, piętrowym (nie istniejącym dzisiaj) budynku mieścił się sklep z zabawkami Stanisława Hatysa. Można tam było dostać także kolorowe wydawnictwa przeznaczone dla najmłodszych. Było wśród nich prawdziwe cudo: złożona z grubych tekturowych kartek książeczka zatytułowana: Literki zaczarowane, otwórz książkę – wstaną same. Tak skonstruowana, że wraz z przełożeniem kolejnej stronicy podnosiła się każda następna, wycięta z kartonu litera alfabetu, rozpoczynająca krótki wierszyk1.

Derecki opisuje – już z perspektywy powojennej – zabawki dla dziewczynek oraz chłopców, np. uprząż do zabawy w konie:
Gruby, jedwabisty, barwny, podwójny sznur, opatrzony kilkoma dzwoneczkami-janczarami. Przednią część „uprzęży” zakładał na ramiona „koń”, a tylną, jako lejce, dzierżył „woźnica”. W zabawie „w konie” gustowali chłopcy z przedmieść i z małych miasteczek. Przedkładali ją nawet ponad wyścigi z fajerką, czyli – „taradynkiem”.
Marzeniem młodszych chłopców była blaszana szabelka lub konik na biegunach. Były to wszak ostatnie lata epoki ułańskiej, jeszcze żywe były w wielu domach rodzinne tradycje napoleońskie, powstaniowe lub czasów bitew 1920 i 1939 r. Natomiast ich starsi bracia woleli nakręcane samochody pancerne, czołgi, samoloty – atrybuty wojny nowoczesnej, której jeszcze niedawno sami byli świadkami.
I jednych, i drugich łączyła pasja do ołowianych żołnierzyków. Tekturowe pudełeczka wypełnione małymi figurkami strzelającymi z karabinów lub idącymi do szturmu „na bagnety” można było dostać prawie w każdym sklepiku, nie mówiąc o takich „zabawkowych salonach” jak firma Hatysa. Tutaj można było przebierać do woli w różnego rodzaju wojskach i formacjach
2.

Naprzeciw gmachu Poczty Głównej, po drugiej stronie ulicy, rozpościera się plac Litewski. Już wtedy w samym jego centrum stała stara i wielka topola.


Plac Litewski

Ilustrowany przewodnik po Lublinie:
Plac Litewski pamiętny jest nie tylko dlatego, że z nim wiąże się historja tego najważniejszego w dziejach Polski wypadku: Unji z Litwą. Tutaj w XVII w. wzniesiono kościół a przy nim klasztor ze szpitalem i oddano te gmachy bonifratom. Kościół zwrócony był na północ, ku czci dzisiejszej ul. Radziwiłłowskiej. Dopiero w 1820 r. opuścili bonifratrzy zrujnowany klasztor i przenieśli się do gmachów poreformackich (obecnie browar przy ul. Bernardyńskiej), skąd w 1839 r. znowu do klasztoru pokarmelickiego na Lemszczyźnie. Budowle pobonifraterskie rozebrano wówczas, a dawny cmentarz przy kościele istniejący i ogród, to część dzisiejszego placu Litewskiego. W czasach niewoli, w 1877 r., na środku placu zaborca wzniósł okazałą cerkiew jako symbol swojej władzy i kultury. Cerkiew tę rozebrano w 1923 r .3

Czechowicz:
[Na placu Litewskim] znajdziemy jeszcze obelisk Unii Lubelskiej z 1825 r. wzniesiony na miejscu pierwotnego z 1569 r. a za nim pałac Radziwiłłów, obecnie Dowództwo Okr. Korpusu II-go4.

Wychowałem się w Lublinie i pamiętam to miasto z tych czasów, gdy baniasta cerkiew soborna gniotła ciężarem swoim podziemne gruzy klasztoru Bonifratów na Litewskim Placu5.

To tutaj spotykała się często lubelska cyganeria, by wyruszyć na jakiś spacer.

Witold Chomicz:
Czechowicz przychodził na umówione miejsce na skwerze przy Placu Litewskim w lekkim drelichowym ubraniu, w kołnierzu à la Słowacki. Zawsze miał torebkę z cukierkami oraz notatnik z karteluszkami prób poetyckich6.

Z placem Litewskim związane jest też pewne zdarzenie, które stało się dla Czechowicza inspiracją do napisania wiersza pt. Miłość Jana Chrzciciela. Pierwszą wersję tego utworu przesłał poeta w okolicach listopada 1923 w liście do Konrada Bielskiego.


Spotkanie na placu Litewskim – historia jednego wiersza
Do zdarzenia tego doszło zapewne w wakacje 1923, a jego bohaterką była kelnerka pracująca w kawiarni „Ziemiańska”.

Wacław Gralewski:
Wśród kelnerek była jedna, którą nazwaliśmy Śpiącą Izoldą. Wysoka, zgrabna, długonoga, o nieprzeciętnej urodzie. Obsługiwała gości szybko i sprawnie, ale z zamkniętymi jakby oczami. [...] Izolda była milcząca, jakby nieobecna. [...]
Postać kelnerki, osobowość i szczegóły jej extérieuru zafrapowały Czechowicza. Wyznał mi, że jest ona chyba pierwszą kobietą, która do niego przemawia tak silnie erotycznie7.

Z tą właśnie kelnerką przeżył Czechowicz przygodę, która rozpoczęła się na placu Litewskim.

Wacław Gralewski:
Długo błądziliśmy po ulicach miasta. Rozmowa była raczej ospała. Czechowicz zamyślony mówił monosylabami. Był już późny wieczór, kiedy postanowiliśmy pożegnać się i pójść do domów. Staliśmy na skraju placu Litewskiego i patrzyli na poruszanie się dużych i małych cieni. Rodziły się pod wpływem światła nielicznych wtedy gazowych latarni i marły w odmętach stłoczonych mroków. Zza chmur od czasu do czasu ukazywał się poblask wczesnego księżyca. Cienie przybierały różne kształty.
– Gdyby tak któryś z nich zamienił się w Izoldę – powiedział cicho Czechowicz – nie wytrzymałbym...
[...]
Właśnie z mroku wyłoniła się jakaś postać. Kobieta. Jakby płynęła. Poznałem. To była Izolda. Czechowicz chwycił mnie za rękę i otworzył usta. [...] Izolda zapewne poznała nas. Zwolniła kroku popatrzyła i nagle rzuciła w naszą stronę kwiat, który miała przypięty na piersi. [...] Padł na jezdnię obok nas. Wypadało go podnieść. [...] Józef dość gwałtownie zgiął się i poruszył naprzód. Zawadził przy tym o brzeg chodnika i przewrócił się. Ale kwiat chwycił. [...] Czechowicz jak zahipnotyzowany podszedł do Izoldy i zdjął kapelusz. A ona wzięła go szybko pod rękę i wkrótce zniknęli w ciemnościach. [...] Minęło kilka tygodni. [...] Któregoś dnia [Czechowicz] pokazał mi wiersz bez tytułu:

spotkać cię gdzieś pod latarnią
nocą na rogu bulwaru
spotkać cię całą męczarnią
runąć na fliz trotuaru
niech mnie uniosą twe ręce
w zawiei błysków łez iskier
i głowę umarłą w męce
złożą miłośnie na miskę

Przeczytałem i uśmiechnąłem się. [...]
– Błagam, nie pytaj o szczegóły. To zwyczajna k...a. I wszystko było inaczej niż sobie wyobrażałem. A i bardzo prozaicznie, bo... wróciłem do domu bez portfela... Tyle tylko, że wyzwoliła ta przygoda pewien obraz, który jeszcze mi się nie wykrystalizował w szczegółach. Te dwie zwrotki to początek8.


Wróćmy z placu Litewskiego pod gmach Poczty. To m.in. tutaj uliczni fotografowie wykonywali zdjęcia przechodzącym tędy mieszkańcom Lublina.


Przy Poczcie – uliczny fotograf

Wacław Gralewski:
W pogodny dzień można było sobie pstryknąć fotkę u fotografa ulicznego, tzw. leikarza. Określenie pochodzi od słowa „leica” – nazwy podręcznego małoobrazkowego aparatu fotograficznego używanego w Polsce od 1925 roku. Leikarzy było w Lublinie pięciu. Każdy z nich pracował w ściśle określonym rejonie9.

Dzięki tym ulicznym fotografom dysponujemy dziś wieloma ciekawymi zdjęciami ważnych lublinian. Jedno z nich pracujący przy Poczcie Głównej „leikarz” zrobił uśmiechniętemu Czechowiczowi trzymającemu pod rękę Barbarę Kołodyńską i Kazimierza Miernowskiego.

Podejdźmy kilkadziesiąt kroków dalej: tu, gdzie za budynkiem Poczty dziś znajduje się zaniedbany plac Czechowicza z jego pomnikiem, a przed wojną stały dwie kamienice o numerach 48 i 46. Przez bramę pierwszej z nich wchodziło się na podwórze, z którego można było wejść do kina „Italja” (1932), zaś w narożnej kamienicy nr 46 mieścił się zakład fryzjerski Ostrowskiej z wejściem od ulicy Kościuszki. To tutaj 9 września 1939 zginął Czechowicz.

Być może właśnie o którymś ze sklepów mieszczących się w jednej z tych kamienic Wędrowiec mówi: „Przy tamtym [sklepie] żegnał się z matką i siostrą, wyruszając na front”10. W swoim dzienniku prowadzonym w czasie wojny 1920 roku Czechowicz napisał o tym dniu tylko: 29/VIII. Wymarsz z Lublina. Ładują nas na pociąg11.

 

Kino „Italia”

Kino „Italia” mieściło się na Krakowskim Przedmieściu 48 przez całe lata, do początku roku 1931. Czechowicz często chodził do niego, o czym wspomina Kazimierz Miernowski:
Byliśmy na każdym programie, przy czym do jednego kina (później znanego pod nazwą „Stylowy”) mieliśmy wstęp bezpłatny, gdyż Dussil był jego właścicielem12.

Wspomniany „Dussil” był przez jakiś czas kierownikiem Szkoły Specjalnej, w której uczył Czechowicz. Dzięki tej znajomości Czechowicz bez żadnych ograniczeń mógł przychodzić na filmy wyświetlane w tym kinie. W „Ziemi Lubelskiej” w 1931 ukazały się krytyczne teksty o kinie „Italia”, z których pierwszy został podpisany jednym z pseudonimów Czechowicza – „(x)”:

O bezpieczeństwo publiczności
W Lublinie, mieście 120 tysięcznym w centralnej dzielnicy zagnieździło się kino „Italia”, mieszczące się w lokalu nieestetycznym, niewygodnym, a co gorsza pozostawiającym wiele do życzenia z punktu widzenia bezpieczeństwa publicznego. Kto widział, jak tłum [...] publiczności wpada na salę tłocząc się, wywracając i gniotąc, na seansach popołudniowych, ten łatwo sobie wyobrazić może coby się działo w tym lokalu w razie pożaru!
Sala ma tylko dwoje drzwi do poczekalni i jedne, zapasowe, prowadzące na tylny dziedziniec. Czy nie za mało?
[...] Wartałoby więc, aby odpowiednie czynniki pomyślały o bezpieczeństwie publiczności sympatycznego kina „Italia”13.

Hygiena w „Italii”
Poruszona przez nas sprawa bezpieczeństwa w „sympatycznym” kinie „Italia” wzbudziła duże zainteresowanie wśród naszych czytelników, którzy proszą nas o dalsze zajęcie się wymienionem miejscem „rozrywkowem”, w którym publiczność narażona jest na liczne przykrości. [...]
Na widowni nigdy nie przewietrzonej panuje okropnie dławiący fetor, który po zaparciu oddechu publiczności parterowej ściele się po suficie, sięgając tzw. lóż. Tam sytuacja jest szczególnie drażliwa, gdyż publiczność kupując droższy bilet podlega w lożach dodatkowo przymusowej lekcji gimnastyki rytmicznej, albowiem jakaś sprytna ręka zaopatrzyła aksamitne obicia „wytwornych” lóż w gniazda tuczonych pcheł, które są widocznie tak wytresowane, że dla skuteczności nauki rytmo-plastyki zaczynają swoje filuterne zaczepki z nogami widzów właśnie podczas wyświetlania filmu. Takie są „wygody”, z których publiczność może w „Italii” korzystać, natomiast jeżeli chodzi o ubikację, to dyrekcja uważa, że widzowie mogą się bez niej obejść. Jakie są skutki takiego stanu hygienicznego lepiej nie mówić14.

Teksty te doprowadziły do zamknięcia kina. Po drobnym remoncie uruchomiono w tym samym miejscu kino o nazwie „Światowid”. Następne kino, które w tym miejscu zaczęło prowadzić swoją działalność nazywało się „Stylowe”. Pisze o tym Czechowicz w tekście Nowe kino w Lublinie, zamieszczonym w 1932 w „Kurierze Lubelskim”:
Kolosalny rozwój kinematografii w dzisiejszej dobie skłonił grono uspołecznionych ludzi do rekonstrukcji dawniejszej „Italii”, później „Światowida”. Prace restauracyjno-konstrukcyjne prowadzone przez jednego z inż. arch. miejskich poszły w kierunku przebudowania lokalu i utrzymania jego wnętrza w stylu nowoczesnym. Ostatniego typu aparatura dźwiękowa jednej z największych wytwórni europejskich daje dużą gwarancję. Artystycznie ozdobione i higienicznie urządzone wnętrze stworzą najnowocześniejsze kino w Lublinie15.

W latach 1917 i 1918 w sali kina „Louvre” mieszczącym się pod tym adresem występowała w kabaretach „Czarny Kot” i „Wesoły Ul” Hanka Ordonówna.


Miejsce Śmierci Czechowicza – Krakowskie Przedmieście 46

Józef Czechowicz zginął w czasie bombardowania Lublina w dniu 9 września 1939 roku między godziną 9.00 a 10.00. Stało się to w zakładzie fryzjerskim, który mieścił się w kamienicy przy ul. Krakowskie Przedmieście 46 (z wejściem od ul. Kościuszki 1). Są to fakty, co do których nie ma żadnych wątpliwości.

Będąc w roku 1932 redaktorem naczelnym „Kuriera Lubelskiego”, Czechowicz ten właśnie zakład fryzjerski mógł reklamować w gazecie:
Pierwszorzędny Zakład Fryzjerski Męsko-Damski Ostrowskiej. Lublin Krak. – Przedm. 46 tel. 9-69. Wykonuje najmodniejsze fryzury podług najświeższych paryskich żurnali oraz wykwintne manicure dla Pana i Pani. Przyciemnia brwi i rzęsy na stałe w przeciągu 5 minut. Wykonanie solidne. Ceny najniższe16.

Dodajmy, że na piętrze nad zakładem fryzjerskim miała swoją pracownię (5 x 8 m) Wolna Szkoła Malarstwa i Rysunku Janiny Miłosiowej17.
Wiemy też, że w roku 1936 w Lublinie fabryka czekolady Wedel otworzyła sklep przy ulicy Krakowskie Przedmieście 46. Możemy o tym przeczytać w ogłoszeniu zamieszczonym w „Expressie Lubelskim i Wołyńskim” z dnia 19 listopada tego roku.

Świadkami śmierci Józefa Czechowicza, którzy uratowali się ze zniszczonej przez bombę kamienicy przy ul. Krakowskie Przedmieście 46, byli towarzysze jego podróży z Warszawy do Lublina: Henryk Domiński, Kazimierz Wójcik i Stefan Górski (pseudonim „Lotnik”). Dwóch z nich, Kazimierz Wójcik i Stefan Górski, podpisało się pod aktem zgonu Czechowicza sporządzonym 26 października 1939.

Nie dysponujemy jednak żadnymi bezpośrednimi relacjami złożonymi przez te osoby, a wszystkie przytaczane przez inne osoby opisy śmierci Czechowicza biorą swoje źródło tylko i wyłącznie z relacji Henryka Domińskiego.

Stanisław Piętak:
O szczegółach śmierci Józefa dowiedziałem się dopiero z ust Henryka Domińskiego, który jadąc do Budapesztu w marcu 1940 roku wpadł do mnie do Wielowsi na jedną dobę. Henryk, który nie znosił patosu, silił się na obiektywizm, a nawet na żarty, opowiadając o śmierci Czechowicza – głos mu się jednak łamał.
– To było ósmego września
[pomyłka], w Lublinie, na Krakowskim Przedmieściu. Józef uważał, że obrósł, więc poszedł się ogolić. Ja z nim. A tu bomba trach! ... Ja ani mru-mru, trzymałem się ściany. Józef tymczasem rzucił się wprost na bombę, jakby go ciągnęła magnesem. Toteż tak go poszarpała, że nic z niego nie zostało. Boże, jakże on się bał tych bomb, to wprost nie do uwierzenia! Co tylko samoloty wylecą, on już w rowie leży.
– I żebyś ty widział jego oczy – dodawał już innym tonem – rozpalone, nieprzytomne, chore. Aż mnie ssało coś w sercu, gdy brał mnie za rękę i szeptał, że dopiero teraz zacznie prawdziwie tworzyć. Bo niby wie wszystko, co jest ważne, a co było złudzeniem
18.

Stanisław M. Saliński:
W końcu października spotkałem się we Lwowie z Henrykiem Domińskim. Tak. Czechowicz zginął w tym właśnie zakładzie fryzjerskim Ostrowskiej, do którego chciałem wejść, ale się cofnąłem. Widzieli mnie i zdziwili się, dlaczego ich minąłem. Czechowicz po chwili zamierzał wyjść za próg, aby mnie przywołać, ale właśnie posłyszeli alarm. Czechowicz zawrócił, przystanął pod ścianą. W tej samej sekundzie sufit runął, ściana zawaliła się. Gruz nakrył go w ułamku sekundy niemal. Wszyscy wewnątrz – a było ich z dziesięciu – ocaleli, zginął jedynie Czechowicz. Gruzowisko usuwano prawie godzinę, zanim dokopano się zwłok. Były zupełnie zmiażdżone, jedynie nietknięty był znaleziony w kieszeni jego poszarpanej marynarki mały słownik polsko-niemiecki19.


Mijając kamienicę przy Krakowskim Przedmieściu 46, gdzie zginął poeta (dzisiejszy plac Czechowicza), dochodzimy do ulicy Kościuszki, przecznicy Krakowskiego Przedmieścia, bardzo ważnej w biografii Czechowicza.


Ulica Kościuszki – „Dziennikarska”

Ta ulica odegrała wyjątkową rolę w życiu Czechowicza; z niej wchodziło się do zakładu fryzjerskiego pod nr 1, w którym poeta zginął. Ulica ta miała jednak również swój specjalny charakter, który brał się stąd, że mieściło się na niej kilka drukarń i redakcji pism. Dlatego też potocznie nazywano ją „dziennikarską”20.

Przy ulicy Kościuszki mieściły się aż trzy redakcje dzienników. Wymieńmy za „Ilustrowanym przewodnikiem po Lublinie” z roku 1931 ich adresy:
„Ziemia Lubelska”, ul. Kościuszki 2
„Express Lubelski” i „Gazeta Lubelska”, ul. Kościuszki 8
„Głos Lubelski”, ul. Kościuszki 10

Czechowicz był redaktorem zarówno w „Expressie” (1924–1925), jak i w „Ziemi” (1930–1931). W redakcji „Expressu Lubelskiego” przy ul. Kościuszki 8 odbywały się w latach 1924–1933 spotkania kompanii „reflektorowców”21.

„Express” i „Ziemia” reprezentowały skrajnie różne poglądy od endeckiego „Głosu” i dlatego bez przerwy dochodziło między do nimi ostrych polemik. O atmosferze panującej przed redakcją „Głosu Lubelskiego” dużo mówi wspomnienie młodego lublinianina Henryka Dejczera:
Przed redakcją „Głosu Lubelskiego”, organu tutejszych endeków, stoi grupka przechodniów. Z zadrukowanych płacht drą się kłamliwe, obrzydliwe, podżegawcze nagłówki. Pochłaniają je jacyś dwaj gimnazjaliści, stara kobieta, robotnik i dwaj – z teczek sądząc – urzędnicy. Czytają głośno, łapczywie, z przejęciem. Jasnym staje się, że stąd czerpią oni często swe wiadomości o Żydach, że wierzą wydrukowanym tutaj słowom, że wraz z tym siłą rzeczy budzi się w nich nienawiść do Żydów i wszystkiego co żydowskie22.

Na ulicy Kościuszki znajdowały się następujące drukarnie:
Pietrzykowskiego, Kościuszki 4
„Sztuka”, Kościuszki 8
„Ziemiańska”, Kościuszki 10

W drukarni „Sztuka” drukowany był w lipcu 1927 Kamień, debiutancki tomik poezji Józefa Czechowicza oraz trzy numery „Reflektora”.

Oprócz związków z prasą, ulica Kościuszki była ważna dla Czechowicza również z innych powodów.


Mieszkanie Kazimierza Miernowskiego

Na ul. Kościuszki 8 mieszkał wraz z rodziną jeden z najbliższych przyjaciół Czechowicza, Kazimierz Miernowski. W liście do niego poeta wspomina pewną poważną rozmowę, która odbyła się na balkonie jego mieszkania:
Ile to rzeczy przeżyliśmy razem, rzeczy niezwykłych nieraz, nieraz pięknych. Jedne dni się skończyły, inne zaczynają – kręci się kołowrót kolorowy. Jest to rzeka rzeczy, o której kiedyś opowiadałem ci, gdy przed północą stanęliśmy na balkonie nad ciemną ulicą, a dom twój czyimś innym był wówczas domem. Dokąd płynie rzeka rzeczy? Nieskończoność jest nie do pomyślenia, ale mogę spokojnie myśleć o potężnym wodospadzie u krańca rzeki. Jakże się musi mienić, lśnić wszechświat tam, u końca23.

Jeden ze swoich pobytów w mieszkaniu Miernowskiego (Wielka Sobota 1936) upamiętnia Czechowicz w wierszu:

 
Pisano w depresji Morza Kaspii
oraz znużenia
kiedym brnął po pas przez zaspy
cienia.
Równocześnie grano. Radio. I bridge.
Wacio Gralewski wygłaszał „kartiożnyj spicz”.
Kazio Miernowski trwał w cichości
ducha i w pijamie.
Stasio Miernowski zaglądał ojcu Zosi przez ramię.
Krysia ryczała, Zosia ćwierkała...
Tak to się ta rzeczywistość – jak widzicie – sam nie wiem
czemu –

zakrapiała...24

 
Zofia Miernowska:

Czechowicz zginął na ulicy [Kościuszki], z którą go tak wiązało życie, po której tak często w latach 20. i 30. chodził, gdzie tak pięknie pracował. Na tej ulicy tyle przeżył [...] i tyle dał [...] ludziom, którzy na tej ulicy mieszkali. [...] Józio Czechowicz był organizatorem świetlicy, świetlicy dla gazeciarzy.
[...] Ta świetlica mieściła się na początku ulicy Kościuszki [tam], gdzie była przybudówka do klasztoru Kapucynów. Tam były duże izby, które miały jakieś 30 metrów kwadratowych25.


Świetlica dzieci ulicy – ul. Kościuszki 2

Istnienie wspomnianej przez Zofię Miernowską świetlicy potwierdzają słowa Kazimierza Miernowskiego:
To Józio Czechowicz był inspiratorem i jednym z założycieli klubu dla gazeciarzy, otwartego przy ul. Kościuszki 2 – znali go wszyscy gazeciarze, miał między nimi wielki mir26.

O tym, że w 1933 na ulicy Kościuszki została uruchomiona świetlica dla dzieci ulicy, pisał również w tekście Świetlica dzieci ulicy w Lublinie sam Czechowicz:
Zw. Pracy Obywatelskiej Kobiet, głównie zaś p. d-r Maja Jankowska w porozumieniu z p. Czechowiczem i przy wydatnem poparciu p. Kuratora zdołała świetlicę uruchomić w dniu 1 marca 1933 roku w lokalu przy ul. Kościuszki 227.

W związku z tą sprawą poeta pisał w liście do ks. Ludwika Zalewskiego (24 lutego 1933):
W sobotę 25 bm. o godz. 14 otwiera się w Lublinie przy ul. Kościuszki 2 świetlica dla dzieci ulicy. [...] Upatrzyliśmy sobie księdza na tę osobę duchowną, która poświęci lokal w asyście paru przedstawicieli starszego społeczeństwa i kilku uliczników28.


Lokale gastronomiczne
Na ulicy Kościuszki według Księgi Adresów Polski z 1929 można było znaleźć następujące lokale gastronomiczne:
– Bar „à la Hawełka”, restauracja – ul. Kościuszki 2 (w 1932 był tu już Bar à la Żywiec; knajpę tę zwano również „pod czternastoma cyckami”)
– Jeranek Rudolf, kawiarnia – ul. Kościuszki 7
– Pirożyńska Marja, restauracja – ul. Kościuszki 3 (Konrad Bielski: Piróg – skromna knajpa przy ul. Kościuszki, prowadzona przez Pirożyńskiego, ojca słynnego księdza, spopularyzowanego przez Boya)29.


Mieszkanie Hieronima Łopacińskiego

Na ulicy Kościuszki mieszkał Hieronim Łopaciński (wówczas Gubernatorska nr 1/172).

Adam Pieńkowski:
Zaraz po śmierci Łopacińskiego, jeden z jego dawnych uczniów – dr. Tadeusz Ciświcki – zaproponował nazwanie imieniem Łopacińskiego Ulicy Gubernatorskiej. Przy tej bowiem ulicy uczony bibliofil zajmował mieszkanie w ostatnim okresie swojego życia i zgromadził tam skarby książkowe. Ówczesny gubernator lubelski był skłonny wyrazić na to swą zgodę, ale wystąpił z opozycją miejscowy „Polak-Katolik”. Zaznaczył, że mieliśmy ludzi sławniejszych niż Łopaciński. Jego imię nic nie powie szerszym masom. Nie było w tem, naturalnie, złej woli, lecz nieznajomość zasad regjonalizmu. A skutek był taki, że nazwa „Gubernatorskiej” zdobiła tę ulicę jeszcze lat dziesięć, zanim została ulicą Kościuszki30.


Józef Piłsudski i człowiek-mucha

Z ulicą Kościuszki związana była pierwsza wizyta Naczelnika w Lublinie:
Piłsudski po raz pierwszy przebywał w Lublinie w połowie czerwca 1902 r. na VI Zjeździe PPS, który odbył się w mieszkaniu prywatnym przy ulicy Gubernatorskiej (obecnie T. Kościuszki) 531.

To również na ulicy Kościuszki doszło do wyczynów „człowieka-muchy”, o których rozpisywały się lubelskie gazety.

Człowiek-mucha w Lublinie
W nadchodzącą niedzielę o godz. 10-ej w południe mieszkańcy Lublina będą mieli możność podziwiać zadziwiające popisy p. Feliksa Nazarewicza zw. „człowiek-mucha”, który zaprezentuje publiczności dowody swej niebywałej zręczności, wdrapując się po stromym murze na dach 3-piętrowej kamienicy przy ul. Kościuszki 3, oraz wykona cały szereg innych, nie mniej sensacyjnych popisów
32.


Mijamy ulicę Kościuszki i jesteśmy już obok klasztoru i kościoła oo. kapucynów.


Kościół kapucynów

Ilustrowany przewodnik po Lublinie:
Styl jego barokowy. Wygląd zewnętrzny identyczny z wszystkiemi kościołami kapucyńskiemi, spotykanemi w naszym kraju. Wnętrze trzynawowe, malowane gładko i jasno, nie posiada żadnych specjalnych osobliwości. Sklepienie beczkowe z lunetami i pasami sklepiennemi, bez ornamentacji. Za głównym ołtarzem chór zakonny (do odmawiania pacierzy kapłańskich przez zakonników). Z lewej strony kaplica pseudogotycka wybudowana w XIX w. W kościele i w klasztorze znajdują się portrety zakonników. Tu znajduje się obraz przedstawiający sen Leszka Czarnego, przeniesiony z kolegjaty św. Michała. W podziemiach trumny fundatora i jego rodziny, także i zakonników. Kościół wraz z klasztorem fundował w 1724 r. książę Paweł Sanguszko z żoną Anną z Lubomirskich33.

Czechowicz:
[Na Krakowskim Przedmieściu] wznosi się kościół kapucynów i poza obrazem ilustrującym legendę o śnie Leszka Czarnego oraz poza kaplicą gotycką nie ma nic interesującego34.

Bronisława Kołodyńska-Mossego:
Pamiętam raz w niedzielę, gdy byłam u jego matki, przyszedł Józio i zaproponował mi spacer po Krakowskim Przedmieściu. [...] Kiedy wracaliśmy, Czechowicz zwrócił się do mnie: Broniu, jak Munia zapyta ciebie, gdzie byliśmy, powiedz, że w kościele Kapucynów, niech biedaczka nie martwi się, że ma syna heretyka35.


Po drugiej stronie ulicy naprzeciw kościoła kapucynów widzimy uliczkę między pomnikiem unii polsko-litewskiej a hotelem Europa (Krakowskie Przedmieście 29). Jest tam postój dorożek (do dziś stoją tam taksówki), a w głębi kilka innych ważnych miejsc w życiu poety, wartych w tym miejscu wspomnienia.


Vis-à-vis kościoła kapucynów

Idąc tą uliczką można dojść do kina „Corso” (Radziwiłłowska 3), do którego często chodził Czechowicz. Opiszemy je przy okazji omawiania kolejnej przecznicy tej strony Krakowskiego Przedmieścia – ul. Poczętkowskiej. W pobliżu kina pod adresem plac Litewski 1 znajduje się drukarnia „Udziałowa”36. Dalej zaś: Szkoła Specjalna na Niecałej, mieszkanie na Radziwiłłowskiej...

Ale wróćmy pod sam hotel, w którym znajduje się restauracja o tej samej nazwie. Obok restauracji pod numerem Krakowskie Przedmieście 31 widzimy księgarnię Gebethnera i Wolffa, w której w roku 1926 odbyło się zebranie założycielskie Lubelskiego Towarzystwa Miłośników Książki. Pod adresem Krakowskie Przedmieście 29, w podwórzu hotelu Europa mieścił się od 1930 roku zakład fotograficzny Ludwika Hartwiga.

Wracamy pod kościół kapucynów.


Hotel Victoria

Zaraz za kościołem kapucynów przechodzimy obok hotelu Victoria, w którym była jedna z restauracji odwiedzanych przez lubelską cyganerię, zaś od 1933 roku w budynku hotelu (Krakowskie Przedmieście 40) mieściła się księgarnia św. Wojciecha, w której pracował Franciszek Raczkowski, znajomy księgarz Czechowicza. Ta właśnie księgarnia była składem głównym wydanej w czerwcu 1939 Antologii współczesnych poetów lubelskich. W czasie bombardowania Lublina, 9 września 1939, księgarnia wraz z dużą częścią Antologii uległa zniszczeniu37.

Hotel Victoria był miejscem, w którym działy się ważne historyczne wydarzenia.
Czechowicz: To tu urzędował Rząd Republiki Ludowej, to tu Piłsudski, wielki Marszałek, przemawiał wśród sztandarów i tłumów38.

W nocy z 7 na 8 listopada 1918 powstał tu Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej z premierem Ignacym Daszyńskim na czele, a w latach 1924 i 1928 mieszkał w Victorii Józef Piłsudski. O pobycie Józefa Piłsudskiego w tym hotelu informowała tablica pamiątkowa wmurowana w drugą rocznicę jego śmierci.


Mijamy Victorię i po prawej stronie widać już ulicę Kapucyńską. Być może jest to jedno z najważniejszych miejsc w Lublinie dla Wędrowca. Tu właśnie jest ulica jego dzieciństwa i suterena, w której się wychował.


U wejścia na ulicę Kapucyńską

Tak Czechowicz napisał o atmosferze tego miejsca z okresu, kiedy był jeszcze dzieckiem:
Dzieciństwo moje minęło wśród ulic, których rynsztoki były rzekami ognia w dniach śmierci cesarzy Wszechrosji lub cesarewicza. Tysiące kaganków ustawionych wówczas w suchych ściekach, tysiące kolorowych latarek zawieszano u domów, a o bruki Krakowskiego Przedmieścia klaskały podkowy czerkieskich sotni39.
Już chodziłem w długich butkach i zielonej kapotce z kołnierzem wielkim jak karazja, gdy ojciec oprowadzał nas wieczorem po mieście iluminowanym gwiazdami płonącego gazu, wnętrzem świec i kolorowych i trójkątnych lampionów. Rynsztoki stały się wieczorami liniami ognia od kaganków – kopciuszków, płonących blisko jeden drugiego. Ciepło biło od nich i swąd40.
Kiedy jeszcze chodziłem w ciemnoniebieskiej aksamitnej sukience (aksamit bardzo spłowiały...), nosił mnie ojciec na rękach po Krakowskim Przedmieściu. Między ludźmi chodziły maszkary niezwykłej wysokości w spiczastych czapkach astrologów, z plakatami na plecach i piersiach. To byli ludzie – sandwicze na szczudłach41.

To na rogu Kapucyńskiej i Krakowskiego Przedmieścia przeżył Czechowicz wyzwolenie Lublina:
Wybiegłem na ulicę i trafiłem wprost na tę chwilę, gdy pierwsza czwórka Beliniaków z karabinkami gotowymi do strzału wjeżdżała do Lublina42.

Stojąc na środku Krakowskiego Przedmieścia, nie wchodząc jeszcze na Kapucyńską, możemy dostrzec Bramę Krakowską i Wieżę Trynitarską, a patrząc w głąb Kapucyńskiej widzimy kościół powizytkowski, Teatr Lubelski, no i oczywiście kamienicę na Kapucyńskiej 3, gdzie w suterenie urodził się poeta. Tuż obok nas znajdują się dwa hotele: Victoria i Europa wraz ze swoimi restauracjami. Do hotelu Europa przylega kawiarnia Semadeniego. Jesteśmy w samym centrum Czechowiczowskiej topografii. Właśnie z perspektywy tego miejsca zaczynał poeta patrzeć na Lublin. Być może jego wiersz miasteczko jest reminiscencją Lublina widzianego dokładnie z tego punktu:

 
żydzi
żydówki
czarne mieszczanki

cerkiew soborna

dzwony
zielone drzewa
wysokie słupy latarń

sklep narożny43

To właśnie w tej okolicy na przełomie lat 20. i 30. można było spotkać Czechowicza najczęściej. Potwierdzają to wspomnienia jego przyjaciół.

Witold Chomicz:
Najczęściej można go było spotkać na odcinku między ówczesnym kinem „Corso” a ulicą Kościuszki, gdzie mieścił się lokal redakcji44.

Józef Łobodowski:
Żeby zapukać do okna pokoju Czechowicza, wystarczyło skręcić ze Staszica na Radziwiłłowską, skąd do redakcji Kuriera [plac Litewski 1] było sto kroków, do Semadeniego – trzysta. Obijaliśmy się o siebie na każdym kroku45.


Wejdźmy teraz na ulicę Kapucyńską.

PrzypisyBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

1 Mirosław Derecki, Pod lubelską choinką, [w:] tenże Weekend wspomnień, s. 120.
2 Tamże, s. 122.
3 Ilustrowany przewodnik…, s. 103–104.
4 S.C. [Józef Czechowicz], Stary i nowy Lublin…, s. 88.
5 Józef Czechowicz, O mieście rodzinnym..., [w:] tenże, Koń rydzy…, s. 373.
6 Witold Chomicz, Okruchy wspomnień, [w:] Spotkania z Czechowiczem…, s. 131.
7 Wacław Gralewski, Stalowa…, s. 225.
8 Tamże, s. 226–228.
9 Barbara Odnous, Były czary i dziwy, „Na Przykład” 1988, nr 60 s. 26.
10 Józef Czechowicz, Poemat..., s. 109.
11 Tenże, Notatki pamiętnikowe..., [w:] tenże, Koń rydzy…, s. 379.
12 Kazimierz Miernowski, Moje wspomnienia o Czechowiczu, [w:] Spotkania z Czechowiczem…, s. 81.
13 (x) [Józef Czechowicz], O bezpieczeństwo publiczności, „Ziemia Lubelska” nr 17, 18 stycznia 1931, s. 4.
14 Hygiena w „Italii”, „Ziemia Lubelska” nr 20, 21 stycznia 1931, s. 4.
15 Nowe kino w Lublinie, „Kurier Lubelski” nr 286, 17 października 1932, s. 3.
16 [Pierwszorzędny zakład fryzjerski...], „Kurier Lubelski”, nr 329, 1932, s. 5.
17 Ireneusz J. Kamiński, Lubelskie życie artystyczne podczas Wielkiego Kryzysu odświętne i codzienne, „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska”, Lublin 2004, Sectio L, Artes, vol. II, s. 25. Artykuł dostępny także na stronie: www.annales.umcs.lublin.pl/L/2004/01.pdf (sierpień 2008).
18 Stanisław Piętak, Józef Czechowicz – człowiek i poeta, [w:] Spotkania z Czechowiczem..., s. 44–45.
19 Stanisław M. Saliński, Śmierć Czechowicza, tamże, s. 510–511.
20 Zob. Ocalił przed zapomnieniem. Rozmowa Leszka Gzelli z Wacławem Gralewskim, „Kurier Lubelski” nr 302, 1972, s. 3.
21 Zob. „Express Lubelski”, „Scriptores” 2006, nr 30, s. 234 oraz Lubelskie salony literackie, „Scriptores” 2007, nr 31, s. 193–194.
22 Henryk Dejczer, Spacer po Lublinie. Reportaż z wagarów wiosennych, „Scriptores” 2005, nr 29, s. 186–187.
23 Józef Czechowicz, Listy…, s. 106.
24 Tenże, Scherzo, w: tenże,Poezje…, s. 307.
25 Wspomnienie Zofii Miernowskiej o Józefie Czechowiczu. Materiał audio z 15 marca 1968 zrealizowany przez Zbigniewa Stępka. Archiwum Radia Lublin.
26 Kazimierz Miernowski, Moje wspomnienia..., [w:] Spotkania z Czechowiczem…, s. 80.
27 Józef Czechowicz, Świetlica dzieci ulicy w Lublinie, „Szkoła Specjalna” nr 1, 1933/1934.
28 Listy Józefa Czechowicza..., s. 28.
29 Więcej o tych i innych lubelskich lokalach gastronomicznych zob. Przewodnik sentymentalny po lubelskich kawiarniach i restauracjach, „Scriptores” 2006, nr 30, s. 336–344 oraz Lubelska cyganeria, „Scriptores” 2007, nr 31, 179–188.
30 Adam Pieńkowski, Tło lokalne bezrobocia młodzieży gimnazjalnej w Lublinie w roku 1905, „Region Lubelski” 1929, nr 2, s. 32.
31 Andrzej Sadowski, Zbigniew Zaporowski, Józef Piłsudski w Lublinie w dniach 9–11 sierpnia 1924 roku, „Res Historica” Lublin 2002.
32 Człowiek-mucha w Lublinie, „ABC” nr 209, 1 sierpnia 1930, s. 1.
33
Ilustrowany przewodnik…, s. 103.
34 S.C. [Józef Czechowicz], Stary i nowy Lublin..., s. 88.
35 Bronisława Kołodyńska-Mossego, Wspomnienie o Józefie..., [w:] Spotkania z Czechowiczem…, s. 145.
36 Więcej na ten temat zob. Stanisław Wójcik. Drukarz, „Scriptores” 2006, nr 30, s. 120–121 oraz Drukarnie, „Scriptores” 2007, nr 31, s. 237–246.
37 Zob. Księgarnie, „Scriptores” 2007, nr 31, s. 227–228.
38 Józef Czechowicz, Słowa o Lublinie..., [w:] tenże, Koń rydzy…, s. 346.
39 Tenże, O mieście rodzinnym..., tamże, s. 373.
40 Tenże, Fakty, tamże, s. 422.
41 Tamże, s. 420.
42 Józef Czechowicz, O mieście rodzinnym..., tamże, s. 373.
43 Tenże, miasteczko, [w:] tenże, Poezje…, s. 266.
44 Witold Chomicz, Okruchy wspomnień, [w:] Spotkania z Czechowiczem…, s. 130–131.
45 Józef Łobodowski, O cyganach i katastrofistach (I), „Kultura” 1964, nr 7/8, s. 38.