Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Lubelskie bajki – O złotej kaczce

Był sobie chłop I o żenił sie z drągom kobieto. Piersza mu umarła. Więc łon miał córkę i łono miało córke ale ta macocha tej pasierbicy bardzo nie lubiła. Tak, że juz łona nic. mogła wytrzymać, tylko wciuż chodziła i płakała aby. Razu jednego posła sobie z tego zmartwienia do łogrodu,,1 idzie przez łogród, przez taki. aleje, patrzy siedzi, trzech dziadków. Anu, łuny mówiu: Dziewcyno, może byś nam jako jałmużnę dala, łofiarowała coś! Ej, co z wam, powieda, dziadkowie dam, kiedy ja mam, aby trzy grosiki! Anu to nic. Dała jirn po grosika. Jeden mówi tak: — Ody mnie, jak będzie sie śmiać, zęby ji róża z gęby leciała. Drugi mówi tak: — Ody mnie, jak będzie płakać, zęby ji perły leciały. A trzeci mówi tak: — A ja, ody mnie, jak wsadzi rynke w wode, zeby wszyskie rybki złote do ni leciały. Dobrze. Przyślą, zacena ta macocha, na niu krzyceć. ona zacyna płakać, zasypała te chałupe perłami (bo to taka była niziutka lepianka).

Potem sie jakoś roześmiała - nasypało sie ty róży pacłiniący łogrommc dużo. Taki zapach, ze ni mogły -wytrzymać, tylko musiały wyjść z tego mieszkania, bo bardzo duszno było od tego zapachu. Ano, macocha jo sie pyta, dzie była. Łona zacyna mówić — jesce więcy sie nasypało. Włożyła ryke w wodę, zacyna zmywać — lecu do nij te rybki. To macocha widzi, co to jest, pyta jo sie: — Dzieś ty była? — Ano, to wyście mie, matulu, bili, poniewierali tak. Jakem sie tak bardzo zasmuciła, zmartwiłam sie, posłam do łogrodu. Jide przez łogród, patrzę — tam na ławecce siedzi trzech dziadków. Proso mie ło jałmużnę, ale ja mówię tak: — Kiedy ja ni mam, tylko mam trzy grosiki. Dałam im po grosiku ji jeden powiedział, zęby mi perły z óc leciały. Drugi, —zęby mi róża pachniunca z ust leciała, a trzeci powiedział: Jak włoze rynkę w wodę, zęby złote rybki do mnie leciały. To ta macocha dała ty swoji córce piniędzy dużo i powiada: — Idź ty, stary dziadu, zaprowac moje. tam, córkę do tego łogrodu, bo łuna nie wiedziała dzie. Wyprowadziuł ju, posła, a łun sie wrócił. Jeszce z daleka patrzy — siedzi trzech dziadków. Już szykuje te pinmndze, dała jednemu dużo piniędzy, i drugiemu, i trzeciemu, ale te dziadki rnówio tak, co ty dziwcynie za to łucynić. Jeden goda tak: - Ode mnie, jak sie będzie śmiać, zęby ji ziaby leciały, a drugi mówi tak: — A ody mnie, jak będzie płakać, zęby ji jaszczurki i żmije leciały. A trzeci mówi: Jak se włoży rynkę w wodę, zęby wszystkie do niej gastwo, jakie tylko jest, sło.  Ano, przyślą, ta matka zacyna jo sie pytać, ciekawo jak — nasypało sie tego gadostwa cało te chałupę!

Zacyna ta matka jo besztać, zacyna płakać — jeszcze więcy, włożyła rynkę w wodę — wszyskie gady do niej leco, węże, jaszczurki i żmije wszystkie. Ano nic. Ale ty, co ji leciała ta róża, służuł brat łu króla, za furmana. Ji dopieroz łun powiedo, ze ma tako siostrę, do króla tak sie ozniesło juz, ze tak ta róża ji leci. Ten król kazał przyprowadzić jo tamuj. Dobrze. Więc ta macocha wzina, nadstawiła swoje córkę. Nie ju, tylko swoje córkę. Poszła łuna tam jak tu na króleskich pałacach - zaczynaju do ni mówić, ta zacyna mówić — nasypało sie dużo tego gadastwa. Roześmiała sie — jesce wincy, zacynaju beśtać ju tam chcu jo wyprowadzić, zacyna płakać — jeszcze wincy. Włożyła rynkę w wodę — wszyćkie gady do ni lecu. A tam stoji ten brat, co to niby jego jest, a nie jego siostra rodzono. Ji ten król sie bardzo rozgniewoł, jak go rynko łuderzył w twarz, tak łun sie przewróciuł. Przewróciuł ji nieżywy. No, już doktorzy, wszyscy, nie mogu go ocudzić. Ale łun tak zabity jest, a nie zabity, taki rumiany, tak jakby spał. Ano, juz go wzieny w trumnę, wyprowadziły do kościoła, jak to jest zwycaj downy na noc wyprowadzać. Stoji łun na katafelu.

Ale dopiro wiecór zjawia sie u tej siostry taki jeden dziadek: Wis, powiedo, mas te pióreczka, jak bedzies chciała, doniego polecieć, to weź te piórecka ji włożys na siebie, to sie łobrócisz w kacuchne ii polecisz do mego. Dobrze. Łuna poszła, zrobiła tak. Wiecór nadszed. tam w kościele była syba wybito, wzina te piórka na siebie podkładła - zrobiła sie z ni kacka. Poleciała, pchnena tym łoknem. . . Oj, płace nad tym brałem,, łoj płace ze jaz. płace. Nasypało sie perłów, cały kościół zasypałaperłami. Potem roześmicła łumyśnie. nasypało sie róży. Ubrała te trumneze jaz jaz! Przychodzi rano kościelny do kościoła, patrzy zdumiał sie: w kościele zapach łogrumny, łogrurnme róża pachnie, ta pachniąca róża. Patrzy - perły, zasypany kościół kwiatami i trumna ubrana. No, dali znać do księdza, ksiądz do króla. Ten król przyszed. zobacuł, powiedo, zęby nie chować jeszcze go. Na drugo noc. posprzątały to wszyćko,.ta siostra wzina tez te piórka na siebie, znuz tym oknem poleciała do tego kościoła. Oj, płace jesce wiency [perłów] sie nasypało. Jak sie roześmioła jesce wincy ty róży sie nasypało. Ubrała te trumnę ji te piórka [włożyła] na siebie i znów wyleciała łoknem. Przychodzi rano, jesce rani kościelny do kościoła, ciekawy, co jest. Jak wesed stanuł zdumiony, bo cały kościół zasypany perłami ji różu, trumna łubrano. ze trumny nie widać. No. daje znać do księdza, ksiądz zaroz do króla, przychodzi król. kozał zaraz to wszyćko pozmitać, posprzątać, jesce go nie chować. Na trzecia noc w zioń ten król sobie sable, posed do kościoła, wloz sobie za łołtorz i pilnuje.

Siedzi, siedzi, nic, cichuteńko, nie nie widać. Kole północka patrzy, przylatuje bioluteńko kacka. Strząchnena te pióra z siebie, oj płace, oj płace, tak ze jaz jaz! A łun siedzi, ji przyglondo sie. Potem roześmioła sie, nasypało sie ty róży. Ubira te trumnę. A ten wziun znieznacka, jak łuna nie widziała, te. trumnę to różu łubi.ra.ła, podskoczuł, ji sablu pióra porozrucał i łuna me miała juz tych piór i nie włożyła na siebie. Dopiruz -ju wziuł, bardzo była ładna, przystojna ji ozemuł sie z nio. Jak tego brata miały juz chować, ta siostra sobie wyszła, jidzie i tako smutno coś łuna, tako bidno, łuna za króla wyjdzie. . . Ale dziadek taki jidzie i powiedo: Cego ty płaces? A powiedo, bo to brata mego maju chować, juz nieżywy, a ja mam wyjść za króla. On pada: — Nic, naderżnij peda swój średni palec, posmaruj tego brata krwiu. Łuna tak zrobiła, ten brat wstał, a te macocha, i, te córki:, wzini ćtery konie, jich do tych kum poprzycypiały puściły w pole i ich kunie te porozrywały. I una wyszła za tego króla, tego ojca do siebie zabrała, bardzo im. potem juz dobrze było i ten król bardzo tego brata ji obdarzul bogactwem, ze bardzo mu było dobrze.
I ju skończone.