Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Lubelska opozycja w latach 70. – miniwykład Macieja Sobieraja

Maciej Sobieraj (IPN Lublin)

Lata 70. wyznaczyły nową jakość, jeśli chodzi o działania opozycyjne w Lublinie. Oczywiście, istotne są ramy chronologiczne, jak tutaj ująć ten temat. Wydaje mi się, że i to jest chyba uzasadnione jak najbardziej, że trzeba ująć lata 1968–1980, czyli od wydarzeń marcowych do powstania Solidarności, czyli do lipca 1980 roku, jeśli chodzi o Lublin.

Maciej Sobieraj - fotografia świadka historii
Maciej Sobieraj - fotografia świadka historii (Autor: Genca, Małgorzata)

Lata 70. wyznaczyły nową jakość, jeśli chodzi o działania opozycyjne w Lublinie. Oczywiście, istotne są ramy chronologiczne, jak tutaj ująć ten temat. Wydaje mi się, że i to jest chyba uzasadnione jak najbardziej, że trzeba ująć lata [19]68–1980, czyli od wydarzeń marcowych do powstania Solidarności, czyli do lipca [19]80 roku, jeśli chodzi o Lublin. Ta data nie ulega żadnej wątpliwości. Jest to cezura, dlatego, że po tej dacie już była zupełnie nowa jakość w działalności opozycyjnej, która wcześniej była jednak w dużej mierze elitarną, ograniczoną do raczej wąskiego kręgu ludzi zaangażowanych w opór przeciwko władzy komunistycznej. W każdym bądź razie jest to data absolutnie do przyjęcia, ponieważ pokolenie marcowe później rzeczywiście odegrało dość istotną rolę w początkach podejmowania działań opozycyjnych.

Część osób, którzy byli działaczami Zrzeszenia Studentów Polskich na KUL-u, byli aresztowani. Tymi osobami byli między innymi Janusz Bazydło i Adam Konderak. Oni zostali później tutaj w Lublinie a byli pracownikami naukowymi KUL-u. Adam Stanowski też był zatrzymany na krótko, tamtych zatrzymanych osób było znacznie więcej. Oni później dość aktywnie się włączyli w działalność opozycyjną, szukając oczywiście różnych możliwości. I to się zbiegło z przyjściem na KUL dosyć dużej grupy, zwłaszcza w [19]70 roku ludzi, którzy byli troszkę takimi outsiderami w Polsce, bo KUL gromadził studentów z całej Polski. Ponieważ wtedy nie było w liceach matury, był ten rok pusty, ludzie powychodzili często z różnych więzień po wydarzeniach marcowych i trafiali do tej uczelni, jedynej, która mogła ich przyjąć. Ponieważ mieli „wilczy bilet” na innych państwowych uczelniach i przychodzili na KUL, więc tych ludzi tutaj troszkę było. Poza tym cała grupa hippisów trafiła na KUL, to też bardzo malowniczy element, który był też elementem bardzo barwnym i z tego grona troszkę było ludzi zaangażowanych w działalność bardziej poważną. Ta działalność przejawiała się nie tylko jakąś kontestacją typu obyczajowego, tylko również następowało przejście w działalność bardziej już antykomunistyczną. Dla władzy komunistycznej ruch hippisowski był również elementem opozycji, zdecydowanie walczyli z tym. Dochodziło zresztą do nalotów na te komuny, szukano u nich narkotyków. Poza tym jeszcze się zbiegło to, że też ludzie, którzy brali aktywny udział w działalności, w wydarzeniach grudniowych [19]70 roku również znaleźli się w Lublinie. Chodzi tutaj konkretnie o jedną osobę, a mianowicie o Bogdana Borusewicza, który był zaangażowany wcześniej w wydarzenia marcowe na Wybrzeżu. Później, jeśli chodzi o grudzień, też był jakoś tam zaangażowany i też trafił do Lublina, zresztą był poszukiwany listem gończym. Wcześniej jakiś czas spędził w więzieniu i tutaj trafił na KUL, na historię.

Na KUL-u, na historii zebrała się grupka studentów, którzy w ramach koła naukowego historyków próbowali coś robić. Oczywiście wiadomo, że chodziło o robotę jakąś antykomunistyczną, ponieważ my wszyscy byliśmy nastawieni antykomunistycznie. Zresztą sam wybór KUL-u był dość jednoznaczny tutaj, jeśli chodzi o nasze podejście do sprawy. Nie byliśmy tylko i wyłącznie studentami, którzy chcieli napisać szybko pracę magisterską i pójść w kraj, ale liczyliśmy się z tym, że jednak jest to specyficzna uczelnia, że można mieć kłopoty z dostaniem pracy. Chcieliśmy się wtedy czegoś więcej nauczyć. Przede wszystkim to było studiowanie historii współczesnej, tych tematów zakazanych, białych plam. Na KUL-u nie mieliśmy żadnych kłopotów w podejmowaniu takich tematów. Również na zajęciach oczywiście o tym była mowa. Jest to dosyć istotna sprawa. I tutaj pewne tradycje i pewne osoby spotkały się na tej uczelni, to rzeczywiście KUL był tym wyznacznikiem. Tam jeszcze trzeba wziąć pod uwagę, że na KUL-u byli ludzie związani z „Ruchem”, czyli z tą grupą opozycyjną, która została rozbita przez Służbę Bezpieczeństwa. Proces ten zakończył się drakońskimi wyrokami. Odprysk był tutaj również na KUL-u, ponieważ z KUL-em związani byli Czumowie. Byli to Łukasz Czuma i Hubert Czuma, który był duszpasterzem akademickim na KUL-u. W działalność opozycyjną była jeszcze zaangażowana ich siostra Krystyna Czumówna. W Lublinie ich również w jakiś sposób dosięgły macki SB. Ale my wiedzieliśmy o tym, że ci ludzie są zaangażowani, więc jakoś ci ludzie po prostu na KUL-u byli, funkcjonowali i myśmy o tym wiedzieli. Stanowili dla nas pewien przykład. Zaczęliśmy szukać nowych form, jakichś oficjalnych, to znaczy nie to, żeby robić coś w ukryciu, tak jak „Ruch” robił. On jednak wiele rzeczy robił w ukryciu, konspirował, starał się nawet doprowadzić do wysadzenia Lenina w Nowej Hucie. Takie plany były. Myśmy chcieli pójść troszkę inną drogą. Pierwszą istotną taką sprawą było dla nas zablokowanie powstania SZSP na KUL-u. To się udało, był wielki wiec. Z tym związana była cała działalność. Policzyliśmy się, było nas coraz więcej. Więc nie tylko już działaliśmy w ramach koła historyków, ale można było znaleźć innych ludzi na pozostałych kierunkach, którzy jakoś podobnie myśleli. To było dosyć istotne.

Powstał tutaj klub „Więzi”. Pan Szpakowski, który pracuje na KUL, pan Janusz Bazydło, którzy byli związani z „Więzią” warszawską z Klubu Inteligencji Katolickiej postanowili tutaj w Lublinie otworzyć klub „Więzi”. Był to oddział „Więzi”, bo to się tak formalnie nazywało i tam myśmy też się spotykali. Przychodzili ludzie z zewnątrz, nie tylko z uczelni katolickiej, ale również i z UMCS-u i spoza tych uczelni. Było to otwarte, nie było zamknięte w ramach właśnie KUL-u. To też dawało możliwość poszerzenia kręgu ludzi wspólnie myślących, to było bardzo ważne wówczas.

Powstało duszpasterstwo akademickie ojca Ludwika Wiśniewskiego. Był to kolejny bardzo ważny element, bo wraz z ojcem Ludwikiem przyszła cała grupa. Grupę tę stanowili studenci zaczynający studia w tym czasie na KUL-u. Stworzony został pewien ośrodek, kolejny ośrodek obok tego lokalu „Więzi”, gdzie przychodzili ludzie z zewnątrz, spoza KUL-u. To było bardzo ważne. To były duże wydarzenia. Oczywiście, duszpasterstwo miało charakter formacyjny, ale również było dla nas elementem nie tylko formacyjnym religijnie, ale również formacyjnym politycznie. Więc to też było bardzo istotne i działalność duszpasterska była bardzo aktywna, bardzo dynamiczna. Myśmy tutaj się spotykali, zapraszaliśmy różnych gości, różne sesje się odbywały właśnie w klasztorze dominikanów, co było oczywiście solą w oku władzy i służby bezpieczeństwa. To wszystko spowodowało, że zakiełkowała myśl, żeby jednak tutaj wyjść na zewnątrz w postaci słowa drukowanego. W międzyczasie jeszcze nastąpiła śmierć Staszka Pyjasa, następnie manifestacje w Krakowie, nasza delegacja pojechała do Krakowa. W Rozwadowie, niestety, została rozbita. Zaledwie kilku osobom udało się dotrzeć do Krakowa.

Musieliśmy oczywiście ściągnąć jakiś powielacz, żeby zintensyfikować możliwości docierania do ludzi. Od naszego kolegi z Paryża Piotra Jeglińskiego ściągnęliśmy taki powielacz. Piotr Jegliński w początkach lat 70. wyjechał do Francji, został tam i też się włączył w tę naszą działalność już na gruncie emigracyjnym. Ściągnięcie powielacza spowodowało, że zaczęliśmy już drukować komunikaty KOR-u, „Zapis”. Powstała tutaj w Lublinie „Nieocenzurowana Oficyna Wydawnicza”, późniejsza „Nowa”. Później padł pomysł, że dlaczego mamy tylko drukować na zewnątrz, jesteśmy intelektualnie w stanie wydawać własne pismo. Stąd się zrodził pomysł wydawania „Spotkań” i powstania całego środowiska związanego ze „Spotkaniami”. Tutaj się tylko skupię na tym, że rzeczywiście coś takiego powstało i to środowisko coraz bardziej się rozszerzało. To było bardzo ważne.

Trzeba również wspomnieć o innych działaniach opozycyjnych, które jakoś ogniskowały się w oficjalnie działających instytucjach założonych zresztą przez władze komunistyczne. Taką instytucją był chociażby PAX, gdzie doszło trochę młodych ludzi. To już nie byli ci starzy działacze PAX-owscy jeszcze z lat 50., tylko młodzi ludzie, studenci, którzy też próbowali coś robić. To był również HSS, gdzie też się trochę ludzi zgromadziło, przeważnie to byli absolwenci KUL-u, którzy tam funkcjonowali, też próbowali coś działać. To również było bardzo ważne.

W końcówce lat 70. już powstały quasi-partie polityczne, chociażby jak Konfederacja Polski Niepodległej. Był też taki ruch niepodległościowy jak Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, zwany popularnie ROPCIO. Na wsi powstał „Tymczasowy Komitet Samoobrony Chłopskiej Ziemi Lubelskiej” Janusza Rożka. Wszędzie tam działali ludzie wywodzący się ze środowiska „Spotkań”, to trzeba bardzo wyraźnie powiedzieć. Oprócz tego istniało również środowisko kombatanckie, które miało też swoich przedstawicieli w naszym młodym ruchu. Niektórzy starsi koledzy, którzy działali w czasie okupacji, wsparli nas swoim autorytetem. Takim człowiekiem był na przykład Konrad Bartoszewski, który pracował w „Encyklopedii Katolickiej” a był przecież dowódcą oddziału AK, bardzo aktywnie się w to wszystko włączył. Były próby odnowy ruchu ludowego, poprzez dawnych seniorów „Wici”, wiciarzy tak zwanych. Odbywało się to metodami oficjalnymi poprzez integrowanie truchu wiciarskiego. Próbowano odnowić ZSL, no i tam troszkę przechwycić władzę w ZSL-u. Nie udało się to, ale takie próby właśnie w Lublinie były. To między innymi pan Szpakowski, który był wiciarzem, pan Burnus, pan Rajca, pan Turowski Jan, profesor KUL-u. Oni właśnie próbowali to robić w połowie lat 70., no niestety to się nie udało, zostali jednak przez starych działaczy ZSL-u tutaj zablokowani. Cały ruch księdza Blachnickiego, ruch oazowy, który miał oczywiście charakter formacyjny, ale był elementem opozycji wobec systemu komunistycznego. Ruch ten gromadził dużo ludzi świeckich, dużo ludzi młodych. Z oazami związanych było wielu studentów, którzy na KUL przyszli i włączyli się w działalność stricte już opozycyjno-polityczną. To ci, którzy w połowie lat 70. trafiali na KUL, więc to była bardzo istotna sprawa i też przez władzę bardzo tępiona.

Ruch oazowy funkcjonował w całej Polsce, stanowił duże oparcie również dla nas. Stanowił jakąś bazę. Była to baza, gdzie można było rekrutować ludzi, którzy nie tylko się chcieli skupić na jakiejś formule religijnej, odnowy religijnej, ale również poszli w tę działalność o charakterze politycznym. Był to sprzeciw wobec władzy komunistycznej w postaci już bardziej zdecydowanej. Zorganizowali już pewne środowiska nie stricte religijne, ale właśnie polityczne, antykomunistyczne. To jest taki powiedzmy wizerunek, jest to taki obraz, można powiedzieć rzut oka z takiej dłuższej perspektywy, z powietrza, żeby pokazać tę mozaikę różnych ruchów opozycyjnych, która się tutaj na terenie Lublina i troszkę szerzej, również Lubelszczyzny uaktywniła. Powiedzmy sobie, iż ten ruch chłopski to jest jednak Lubelszczyzna, nie tylko Lublin. Jest to bardzo duże bogactwo, ale generalnie rzecz biorąc jednak w dużej mierze ogniskujące się na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, nie zawsze zgodnie z wolą władz uniwersyteckich.

Środowisko drugiego uniwersytetu też się częściowo włączało w to nasze działania. To były poszczególne osoby, bo oczywiście to było bardzo trudno na UMCS-ie coś podjąć, ponieważ była to uczelnia państwowa o takiej, a nie innej tradycji. Myśmy sobie z tego zdawali sprawę, ale już tam też do głosu doszło młodsze pokolenie ludzi, którzy też coś chcieli robić. Myśmy odkryli ten UMCS, jako ten drugi uniwersytet w [19]80 roku, kiedy powstała Solidarność. Zobaczyliśmy tam nagle, ilu jest wspaniałych ludzi, którzy chcą coś robić, chcą działać. Okazuje się, że jakoś czytali te nasze teksty i bardzo się aktywnie włączyli w tworzenie ruchu Solidarności. Nastąpiło odkrycie UMCS-u, bo myśmy tylko mieli takie rodzynki powiedzmy no, chociażby profesor Burda, były prokurator generalny Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Był on przecież działaczem partyjnym, a później nagle zaczął pisać do „Spotkań”. Spotykał się w duszpasterstwie akademickim u ojca Ludwika Wiśniewskiego. Funkcjonowali wtedy pani Magierska, pan Magierski, którzy byli ludźmi związanymi z UMCS-em, no i cały szereg jeszcze innych osób, którzy w jakiś sposób się z nami utożsamiali, chociaż myśmy jeszcze ich dokładnie nie widzieli. Zobaczyliśmy ich dopiero w [19]80 roku i w [19]81. Ale okazuje się, że te spotkania nasze już jak gdyby w końcówce lat 70. zaczęły być dosyć intensywne i ta współpraca się jakoś tam już zawiązała. W końcówce lat 70. nie sprowadzało się to wyłącznie do KUL-u, również i UMCS tutaj też funkcjonował. Taki prawdziwy wybuch na UMCS-sie nastąpił w [19]80 roku i w roku [19]81. Na UMCS-sie było po prostu znacznie trudniej niż na KUL-u to robić. No i dlatego gdzieś ten KUL funkcjonował.

Tu jeszcze trzeba sobie powiedzieć jedną rzecz bardzo istotną. Ludzie, którzy przeszli przez środowisko „Spotkań”, kiedy z Lublina wyjechali, kończyli studia, podejmowali pracę gdzie indziej, jak gdyby ten ferment przenosili na inny teren, na teren już ogólnopolski. To też bardzo ważna sprawa, że to nie było tylko ograniczone do tego rejonu. Poza tym trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że „Spotkania” miały swoją reedycję paryską. „Spotkania” były czytane, były rozprowadzane w całej Polsce, więc myśmy docierali po prostu z tym słowem drukowanym i na teren Polski, i za granicę państwa. To też się liczyło. Później to wracało przez rozgłośnie Wolnej Europy z powrotem do Polski. Te związki i powiązania z Wolną Europą były dosyć silne między innymi właśnie przez Piotrka Jeglińskiego, który był naszym rezydentem w Paryżu przez całe lata praktycznie 70. a praktycznie od [19]73 roku, aż do [19]90 roku.