Szkoła im. Zamojskiego została. Ja mówię o głównych szkołach. [Liceum imienia] Zamojskiego zostało tu, gdzie jest. Szkoła imienia Staszica została, gdzie jest. Szkoła imienia Unii Lubelskiej jest tam, gdzie była - na ul. Narutowicza, gdzie teraz jest Studium Pedagogiki. Szkoła [numer osiem] - "ósemka" tak zwana, i siódemka to były szkoły przeniesione z [ulicy] Narutowicza, bo one mieściły się w takiej bramie przechodniej, straszne warunki były. Ona została przeniesiona, bo ten budynek na szkołę, róg [ulicy] Lipowej i Skłodowskiej, to...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Politechnika Lubelska"
Urodziłem się w Lublinie w 1963 roku. Nazywam się Grzegorz Halkiewicz. Obecnie pracuję w MPWiK-u od prawie trzydziestu lat. Skończyłem Szkołę Podstawową nr 1 w Lublinie. Później byłem uczniem technikum elektrycznego na ulicy Długiej. Następnie skończyłem Wydział Przetwarzania i Użytkowania Energii Elektrycznej na Politechnice Lubelskiej. Pracę w wodociągach rozpocząłem w 1990 roku. Przeszedłem praktycznie przez wszystkie szczeble od elektromontera. Teraz mam stanowisko samodzielne, jestem starszym specjalistą ds. ciepłownictwa. Trochę to przypadkowo [wyszło], bo szukałem pracy, no i słyszałem, że w...
Później przenieśliśmy się, to już było w 1940, czy koniec 1941, czy w 1942 przenieśliśmy się na Rury Jezuickie. Ulice Rury Jezuickie, to było w tym miejscu jak skręca się w tej chwili na Glinianą. Gliniana widocznie wzięła nazwę, od tego, że na końcu ulicy była cegielnia. A Głęboka, no to była normalnie polna droga, szła w siną dal. Na rogu Głębokiej i Narutowicza, gdzie w tej chwili jest ten budynek, tam zdaje się piwiarnia czy apteka w tym budynku...
Będąc rektorem doczekałem się wprowadzenia stanu wojennego, tzn. wyłączenia telefonów, nie mogę się z nikim porozumieć, nie kursują autobusy, nie wiadomo jak się poruszać po mieście itd. Stan wojenny, wiadomo jak to wyglądało. No więc myśmy wyszli o tyle obronną ręką, że na Politechnice nie pojawiły się oddziały ZOMO, ani Milicji, nie mieliśmy tego. Inne uczelnie gorzej wyszły na tym, natomiast Politechnikę jakoś oszczędzono. Staraliśmy się oczywiście złagodzić rygory stanu wojennego, co muszę powiedzieć częściowo się nam udało. Zespół rektorów,...
Zostałem pierwszym demokratycznie wybranym rektorem Politechniki Lubelskiej.To moje zaangażowanie w działalność „Solidarności” oczywiście miało swoje skutki, tzn. stałem się osobą ważną dla uczelni i miałem świadomość, że to wysuwa mnie na pierwsze miejsce wśród kandydatów. Było trzech kandydatów na to stanowisko. I jeszcze był taki biuletyn wydawany lokalnie politechniczny i zgłosiła się jedna Pani, która redagowała ten biuletyn, żebym ja tam coś umieścił jako kandydat na rektora, żebym ja tam umieścił jakieś swoje „credo” w tym czasopiśmie, biuletynie powiedzmy raczej....
Początki "Solidarności" na Politechnice Lubelskiej - Jakub Mames - fragment relacji świadka historii
Nie byłem zaangażowany politycznie i ta sfera działalności nigdy mnie tak bardzo nie interesowała. Nie należałem do partii, nie należałem do jakichś organizacji młodzieżowych. W ogóle to słabo wyczuwam pojęcie wspólnoty. Jestem indywidualistą i oceniam ludzi osobno, nie ze względu na jakieś ugrupowania. Ale historia się potoczyła w ten sposób, że musiałem się zaangażować, czując pewne powinności obywatelskie. Więc kiedy powstał ruch Solidarności to był rok 80. Historia wyglądała w ten sposób, że ja byłem wtedy w Kazimierzu. Wspólnie z...
Napisałem książkę „Wodociągi wiejskie i kanalizacja na Lubelszczyźnie". Opisuje jak budowano wodociągi, jak gminy zostały zwodociągowane do 2010 roku. Od początku budowy prześledziłem, pracowałem w Wodrolu, więc miałem trochę materiałów, trochę z Urzędu Statystycznego. Tam w zasadzie opisuję głównie Wodrol, bo ten Wodrol rozrósł się, to było największe przedsiębiorstwo w kraju. Wodrol lubelski zatrudniał koło siedmiuset osób z tymi terenowymi pracownikami. Potem już dużo budowali wodociągów, rozpoczęli też budowanie kanalizacji. I ta książka moja została opublikowana - nie miałem gdzie...
Urodziłam się w 1956 roku w Łodzi, gdzie spędziłam dziewięć pierwszych lat życia. Tato pracował na Politechnice Łódzkiej, ale szukał jakiejś innej uczelni i dostrzegł szansę tutaj w Lublinie. Wtedy tworzyła się dopiero uczelnia techniczna, najpierw jako wieczorowa szkoła inżynierska, potem wyższa szkoła inżynierska. Tato, który miał już doktorat, był pierwszym adiunktem na tej uczelni. Był osobą ważną dla Lublina. Z tej okazji rodzina otrzymała mieszkanie, co było bardzo ważne, bo mam jeszcze trzech starszych braci. Wtedy cała rodzina przeprowadziła...
Muszę powiedzieć, że miałem wspaniałą młodzież na Wydziale Zarządzania [Politechniki Lubelskiej]. Pamiętam pochód pierwszomajowy w [19]81 roku. Byłem dziekanem – odpowiadam za studentów, ale jako opozycjonista nie powinienem tam iść. Jednak z drugiej strony odpowiadałem za młodzież. Poszedłem więc na Politechnikę i co się okazało? Z mojego wydziału ani jeden student nie przyszedł. Taką miałem młodzież. Wtedy niesamowicie UB węszyło, bo zachachmęciliśmy doskonałą kserokopiarkę, świetną. Przyszła i jeszcze była niezarejestrowana w ewidencji. Chodzili i węszyli; taki major przychodził, blondynek, bez...
Moja pierwsza żona umarła, a drugą poznałem w sanatorium w Krynicy. Była z Lublina, więc wtedy przeniosłem się tu na Politechnikę. Uczelnia stworzyła mi dobre warunki pracy. Będąc na Wybrzeżu, zawsze byłem w cieniu Wydziału Budowy Okrętów. Do Lublina przeprowadziłem się w latach osiemdziesiątych, dwa miesiące przed stanem wojennym. Rektor [Politechniki Lubelskiej] doskonale się wywiązał, bo dostałem mieszkanie spółdzielcze. Byłem tu pierwszym z wyboru dziekanem Wydziału Zarządzania. Po dwudziestu latach komunizmu, kiedy próbowano eliminować kadrę przedwojenną, ona jeszcze nadawała ton...
U mnie widać było, cała ta ulica była zastawiona przed fabryką. Mój mąż skończył Politechnikę Lubelską, obróbkę i skrawanie, pracował w FSC, później w Daewoo i w przedstawicielstwie wojskowym. Odbierał żuki dla wojska. Nie bałam się, bo miałam męża wojskowego. Miałam taki wypadek, jak te strajki były. To wtedy pracowałam na rogu Krakowskiego i Staszica i szłam do apteki dla dziecka po leki. I przede mną petarda wystrzeliła, przed samym nosem. Mogłam być jakaś poparzona czy co.
W styczniu, czy początkiem lutego złożyłem rezygnację, do której się przyłączyli solidarnie obaj prorektorzy. Wezwano mnie do Warszawy, tam mnie przyjmował jakiś komisaryczny minister. Nie chcę opowiadać szczegółów o tej historii, ale proszę sobie wyobrazić jaka była wtedy informacja. W Warszawie moi znajomi później dokładnie mi powtarzali tekst mojego listu, w którym ja składałem rezygnację. Nie wiem jak to docierało. Okazuję się, że przenikało i tam wszyscy opowiadali, dokładnie cytowali mi moje słowa, dlaczego ja składam rezygnację. Oficjalnie prasa podawała,...