Jak na początku w Świdniku byłam, to miałam tarę do prania. I taką miałam, pamiętam, balijkę i jeszcze prałam tym, dopiero potem, jak się pojawiły pralki – Frania, pierwsza to była Frania, sobie kupiłam na raty. Ależ to była wygoda! A to był cymes, Boże! Oszczędność. Ludzie teraz to nie doceniają, że mają taką pralkę. Inne były w ogóle warunki życia wtedy.
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Świdnik"
„Grota” redagowałem przy okazji. [Jednak przede wszystkim] pracowałem dla Biura Informacji, zbierałem informacje z południowej Lubelszczyzny: Tomaszów, Zamość, Biłgoraj, coś tam jeszcze. Oczywiście to trafiało do „Biuletynu Regionu”, do tygodnika „Mazowsze”, do „Wolnej Europy”. To tam była żmudna, czarna robota. Na poły wywiadowcza, konspiracyjna oczywiście. O tym, że przy okazji, „lewą ręką”, pisze tego „Grota”, przez pierwszą połowę lat osiemdziesiątych wiedział tylko Andrzej Sokołowski. I całe szczęście, bo ani dnia nie siedziałem. UB nie podejrzewało mnie nigdy o to że...
Przez moment zagrożeni byli drukarze, tak zwana Robotnicza Oficyna Wydawnicza Świdnik. Był taki moment krytyczny, kiedy już chyba z dziesięć osób siedziało, kilkadziesiąt było przesłuchiwanych i wyglądało na to, że następni będą siedzieli. Stwierdziłem, że trzeba kontratakować i napisałem uchwałę Tymczasowej Komisji Zakładowej w WSK Świdnik, w której to uchwale ogłosiłem gotowość strajkową WSK i zapowiedziałem, że jak będą następne aresztowania, to WSK rozpocznie strajk. Jeszcze poszedłem z kolegami i na murach, gdzieś tak od strony torów kolejowych, na garażach,...
Jeśli dobrze pamiętam to ja miałem dwie rewizje. Jeszcze w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych. A potem już nie miałem. Pierwsza to była jakaś taka „po wierzchu”. Rozejrzeli się, co tam jest po mieszkaniu. Bez żadnego nakazu, bez niczego. Także to brzmi może inaczej, kiedy ktoś opowiada o swojej bohaterskiej działalności opozycyjnej. Jednak to żadnego bohaterstwa, nawet powiedziałbym żadnej odwagi nie wymagało. W czasie stanu wojennego podsłuchałem działających w opozycji związkowców „Solidarności” WSK Świdnik. Mówi jeden: „Ja tu wiozę ulotki, tam...
Aresztowania i przesłuchania w czasach PRL-u Przesłuchiwany to ja byłem od [19]69 roku, od tego zorganizowania zlotu hipisów w Kazimierzu. Ale przesłuchiwany byłem w czasie studiów nie wiem, regularnie. Tak raz na trzy miesiące, może, jak zapomnieli to raz na pół roku. Czasem z ulicy mnie zgarnęli. Kiedyś tam całe KUL-owske środowisko hipisowskie wywieziono do aresztów na czterdzieści osiem godzin, po całej Lubelszczyźnie, ogolono nas „na zero”. [Kiedy był] przyjazd prezydenta Nixona do Warszawy. Pozwoliliśmy sobie z kolegami w autobusie...
Byłem [również] założycielem [„Ścieżek”] . To polegało na tym, że zebrałem grupę młodych ludzi, poszedłem do nowej redaktor naczelnej, Marii Balickiej i zaproponowałem, że my byśmy tutaj zrobili taki dodatek. Pani Balicka bardzo się ucieszyła, bo mogła się pochwalić aktywnością środowiskową. Nie przewidywała, że będzie miała z tym tyle kłopotów. Pierwszy numer był „grzeczny”. W drugim ingerencji cenzorskiej było już bodajże trzydzieści i tak dalej. W noc sylwestrową z [19]79 na [19]80 dyskutowaliśmy u mnie w mieszkaniu ze środowiskiem opozycyjnym...
Działalność w NSZZ „Solidarność” w Świdniku i Lublinie Po lipcu [19]80 roku, po strajkach lipcowych oczywiście włączyłem się w tworzenie „Solidarności”. Czy to na KUL-u czy to w Świdniku? Oczywiście nie w WSK, ale trzeba było zorganizować związki zawodowe, „Solidarność”, w innych miejscach pracy w mieście i w jakiś sposób zintegrować tę działalność, więc udało mi się doprowadzić do powstania Środowiskowego Komitetu Koordynacyjnego Związku Zawodowego „Solidarność” w skład którego weszli także przedstawiciele WSK oczywiście, ale także służba zdrowia czy PSS...
Do szkoły podstawowej, chodziłem w wiosce Rąblów, daleko od szosy, w powiecie puławskim, od pierwszej do czwartej klasy. Tam moi rodzice przebywali na emigracji wewnętrznej w latach [19]53-[19]60, mniej więcej. A to ze względu na to, że stryj Władysław Kazimierz dostał piętnaście lat za organizację. Założył jakąś taką, pewnie mało poważną, grupę „Orły Białe”. No, ale wyrok, był wyrokiem. Dziadek w AK. Rodzice próbowali być dziennikarzami w Koszalinie, wcześniej w Kielcach. I [w końcu] trafili, jakimś cudem, do wioski pod...
On mi swoje wiersze dał do przeczytania, też w Kole Młodych Pisarzy, ale tutaj jeszcze była taka sytuacja, że Waldek był kolegą z roku na studiach mojej ówczesnej żony. Także tutaj bardziej towarzysko, ponieważ jeszcze ożenił się z koleżanką z roku, także to już był taki bardziej krąg towarzyski, z Teresą Podniesińską. I Waldek to chyba mnie uważał za swoje guru, bo co napisał to przynosił i chciał, żebym się tym zachwycał. Nie zachwycałem się. Mówiłem Waldkowi, że niepotrzebnie się...
W październiku [19]82 roku, byłem przez cały czas w Lublinie. Mieszkałem u różnych ludzi, warunek podstawowy był, żeby nie było małych dzieci. Żeby dzieci nie chwaliły się, że wujek na przykład przyjechał. Po prostu robiło się biuletyny na podstawie informacji napływających z zewnątrz. I tak do wakacji, a w czasie wakacji to właściwie wszystko zamarło i skończyłem pisać „Strzępy”- powieść. Bezpośrednio po wyjściu z fabryki ostrzygłem się na krótko, bo ja zawsze miałem długie włosy, ściąłem brodę i wąsy. Anegdotkę...
Tak w ogóle było spokojnie. Fredek tam te swoje komunikaty czytał przez radiowęzeł tak zwany. Ja tam też parę razy w tym radiowęźle coś powiedziałem. W takim sensie, żeby się przygotować do biernego oporu, żeby nie dać się sprowokować do żadnych wystąpień siłowych, bo to po prostu nic dobrego nikomu nie da. Że my dopóki możemy to jesteśmy, ale trzeba pamiętać, że jest następny dzień, i są dzieci, i są żony i tak dalej. I te apele wcale nie były...
Jedzenia było w bród, nie tylko jedzenia, także środki opatrunkowe znosiły kobiety z całego miasta przez cały czas. Spodziewaliśmy się wszyscy, że to jednak dojdzie do masakry jakiejś. Bandaże, waty, wszystko co tylko chyba z całego miasta zostało zniesione. To też magazynowaliśmy właśnie w tej świetlicy. W przeddzień poprzedniej nocy jeszcze przed pacyfikacją strajku była próba takiego najazdu z marszu. Bodajże dwa czołgi najechały pod bramę z 15 na 16 [grudnia]. Tam parę strzałów ze ślepych nabojów oddały czołgi. Spowodowało...
Nie zostałem internowany jako, że zmienił się adres na ulicy Mickiewicza, przemianowano Mickiewicza 1 na Mickiewicza 2. Kiedy przyszli gdzieś tak drugi raz koło południa to już mnie nie było rzecz jasna i w ten sposób udało mi się uniknąć internowania. Z soboty na niedzielę był stan wojenny wprowadzony. U innych to już byli po północy, u mnie byli koło szóstej, siódmej rano. Widocznie byli jacyś zamiejscowi, bo miejscowi by pewnie wiedzieli doskonale gdzie mieszkam. I tak sobie przeszedłem przez...
Urodziłem się w zasadzie niedaleko, bo w Świdniku. A bardziej nawet pod Świdnikiem. Można powiedzieć, że pod płotem zakładu lotniczego –więc warkot silnika i benzynę lotniczą mam we krwi. [To był] 1969 rok, strasznie dawno, kupę lat [temu]. Moje dzieciństwo w zasadzie nie obfitowało w jakieś dramatyczne zwroty akcji. Po prostu chłopak, który się wychowywał gdzieś na wsi, poszedł do szkoły. Potem, wiadomo, jakaś średnia szkoła i studia tu, w Lublinie. W [istocie] można [by rzec, że] całe dorosłe życie...
Szczecin miał jakby swoją edycję szczecińską „Robotnika” i tu również były te zalążki wolnych związków zawodowych. Wymienię braci Witkowskich – Janka i Mirka, kolporterów z WPKM-u między innymi. WPKM to jest Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Komunikacji Miejskiej, czyli Mieczysław Lisowski i Jan Nowak. Utworzona została komisja ekspercka w Szczecinie dla opracowania postulatu numer jeden i po stronie rządowej to był profesor Adam Łopatka, profesor Zbigniew Salwa i prokurator wojewódzki Stanisław Baniak, a po stronie strajkujących to byli: adwokat Mirosław Kwiatkowski, adwokat Andrzej...
Zostałem młodym inżynierem w WSK Świdnik Odczekałem jeszcze tydzień tak, że miałem dwa tygodnie dodatkowo urlopu i gdzieś koło piętnastego września zajeżdżam do WSK. Od pierwszego września dali mi zatrudnienie zgodnie z nakazem pracy, a dwa tygodnie mnie nie było przecież. I tak zostałem młodym inżynierem w WSK Świdnik. Pracowałem najpierw w tak zwanym dziale przygotowania produkcji, to był dział konstrukcji narzędzi. I tu mnie spotkał przypadek dziwny, ale miły. W sekcji konstrukcji narzędzi było nas pięciu, tylko ja byłem...
Gdzie była pierwsza oczyszczalnia, jak ja zaczynałem pracę? Na Kalinowszczyźnie, tutaj jadąc do zakładów mięsnych po lewej stronie na ul. Zawilcowej. Ta oczyszczalnia miała wydajność czterdzieści siedem tysięcy metrów sześciennych na dobę, nazywała się „Oczyszczalnia Kalina”. Tu bliżej ulicy była przepompownia, tam gdzie teraz jest punkt zlewny. A w głębi był budynek socjalny i cała oczyszczalnia mechaniczna. Nie było biologii. Ale trzeba powiedzieć jedno, że wybudowali to wszystko Amerykanie, Ulen, ale dobudowali w czasie wojny niektóre elementy Niemcy, ku zaskoczeniu...
Pierwszy stanął Świdnik. W tym czasie byłem na jakiejś naradzie ekonomicznej, znalazłem się w komitecie partii przy Krakowskim [Przedmieściu], to jest teraz budynek medycyny w parku. Jaroszewicz akurat wracał, nie wiem, czy ze Świdnika, czy z jakiegoś innego obiektu. Tym razem był w cywilu nie w mundurze generalskim. Powiedziano mu, że jest problem, bo stanął zakład w Świdniku, ludzie przestali pracować, a on odparł spokojnie: „To co, nie potraficie kilku łobuzów zamknąć? Proszę mi zameldować jutro, że wszystko jest już...
W czasie stanu wojennego znane były tak zwane marsze świdnickie. Polegało to na tym, że my po prostu wychodziliśmy na ulice w godzinach, gdy trwał Dziennik Telewizyjny, było to też bardzo spontaniczne, ludzi było bardzo dużo. Szliśmy przez tę największą ulicę Sławińskiego do końca, aż pod kino. Przechodziliśmy na drugą stronę i tłum ludzi szedł w jedną i drugą stronę. W pewnym momencie milicja zradiofonizowała całą ulicę Sławińskiego i zaczęli puszczać ten „ Dziennik ” . Na drugi dzień chyba...