poszukiwaniu Lubliniaków. Izrael 2017, Żydzi, dzieciństwo, życie codzienne, wakacje, kuzyni Kuzyni z Bedlna Radzyńskigo Obok Radzynia Podlaskiego jest stacja kolejowa Bedlno, to tam zamieszkała kuzynka mego ojca. Myślę, że ta rodzina nazywała się Jungerman. To był kuzyn mego ojca, zdaje się, tak. Oni zamieszkali bardzo blisko lasu. To latem bardzo lubiłam do nich pojechać, bo byłam najmłodsza ze wszystkich i zawsze tam wozili nas, śpiewali, tak wesoło robiło się. A las był bardzo blisko, oni mieszkali, ich dom był prawie...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Radzyń Podlaski"
Ponieważ w okresie okupacji i zaraz po okupacji moi rodzice byli bardzo zaangażowani w AK, dlatego też NKWD moją matkę aresztowało i trzymało w piwnicy, w Radzyniu Podlaskim. Oczywiście była bita, była elektryzowana. Elektryzowanie było bardzo trudne do zniesienia. Dlatego że pod wpływem wstrząsów elektrycznych, ten, który siedział na metalowym krześle, oddawał pod siebie mocz, a wtedy trzęsło jeszcze gorzej. Z tym, że kiedy już prąd wyłączono, to już był spokój, a po biciu jeszcze dłuższy czas człowiek cierpiał. W...
Urodziłam się 6 marca 1926 roku we wsi Paszki Duże. Było nas pięcioro. Tato w [19]34 roku zmarł, bo był chory na serce. Tata był ziemianinem, mieliśmy spore gospodarstwo. Trzy tygodnie po śmierci tatusia, chyba koło 15 września zmarł mój młodszy brat - Wacek, miał siedem lat, ja miałam wówczas już osiem. [Wacek] pobiegł do rzeki, wykąpał się i dostał zapalenia opon mózgowych. Za rok czasu mama wyszła za mąż, bo właściwie musiała. Ojczym był dla nas bardzo dobrym człowiekiem....
Najmłodszy brat mamusi – Rozwadowski, był w wojsku, to była szkoła oficerska, już nie pamiętam [dokładnie]. Wojsko polskie uciekło do Rumunii. Wujek napisał do nas list, Wanda odpisała –zaraz przyjechali [Niemcy]. Przyjechał Zylke i Neumann, a Neumann był w Radzyniu, był taki okropny. W Radzyniu było strasznie, okropnie. Tam wszystko zabijali. Nawet nie ma słów do opowiadania… Po tym liście przyjechali ją aresztować. Bardzo dużo Niemców było w Aleksandrowie, to jest może ze cztery - pięć kilometrów od Łukowa. Mojego...
Redakcja miała dwa służbowe samochody i w teren się zawsze jeździło służbowym samochodem. Bo to przeważnie jechał dziennikarz i fotoreporter. A później, już w „Dzienniku” to miałem swój samochód. No to jeździłem. Przeważnie wszyscy mieli swoje samochody, [ci] którzy pisali, fotografowali. Mieliśmy limit kilometrów. Później coraz mniej, mniej, aż... Ale do końca tam jakieś pieniądze na benzynę były. Wcześniej jak były służbowe samochody w „Sztandarze Ludu”, to nie było problemu. Bo kierowca [był]. Jechało się. Pamiętam taką historię, gdzie z...
Był taki moment, pamiętam, mama była w ogrodzie, nie było nikogo w domu. Przyszedł do domu Niemiec. Wołali po ojca, do roboty, miał odnawiać. Chyba posłańca dali. Nie było nikogo w domu i ten szwab wszedł do kuchni, bo była tylko kuchnia i pokój, i w pokoju wziął ręce do tyłu, nogi rozkraczone, bo oni taką przyjmowali postawę, stanął nad tym obrazem i się przyglądał. Mnie serce... nie wiedziałam, czy one się tam nie poruszą. Trzymałam na ręce kota. Ja...
Natomiast, Sabę, nazwisko panieńskie Blumen przyprowadził jej narzeczony. Ojciec go nazywał Molek. Molek Lichtensztein z Radzynia. Ojciec 1903 [rocznik], miał wtedy jakieś 38 lat, on chyba też z tyle. Znali się jeszcze z okresu sprzed okupacji. Ojciec prowadził roboty remontowe podczas okupacji. Niemcy cześć Żydów wybijali, a część wykorzystywali do takich robót. Ojciec pracował z tym Molkiem Lichtenszteinem. Saba była z Międzyrzeca Podlaskiego. To była jego narzeczona, wielka miłość. Ona była wykształcona. Ich mieli wywieźć do obozu na Majdanek. Młodzi,...
Byłem na wsi tam, gdzie się urodziłem [Skoki] i już pierwszego dnia bombowce niemieckie przeleciały nad naszą wioską i jakieś dwadzieścia kilometrów od mojej wioski rzucały bomby, niszcząc tor kolejowy, który prowadził z Lublina chyba do Siedlec. To było pierwsze takie zapamiętanie. W okolicznych miejscowościach były widoczne kłęby dymów, pożary, które miały miejsce właśnie, bo Niemcy już w pierwszych dniach września przystąpiły do bombardowania. To wejście [Niemców] nie było tak widoczne w mojej wiosce, ale wystarczyło wyjść na drogę, która...
Żydzi przede wszystkim zajmowali się handlem, mieli sklepy i trzeba przyznać, że w znacznej mierze handel mieli w rękach Żydzi. Mam tu na myśli Czemierniki, gdzie były sklepy włókiennicze, spożywcze, piekarnia, to wszystko było w rękach Żydów. Tak samo było i w Radzyniu. Na przykład uczeń, Żyd, który należał do naszej klasy, jego [rodzice] mieli sklep spożywczy, a raczej to było coś w rodzaju kawiarenki, gdzie można było lody kupić. I jednego razu zaprosił całą klasę, ten Żyd, do swoich...
W Czemiernikach, tak samo i w Radzyniu była bożnica – synagoga. Ja osobiście w niej nie byłem. Ponieważ było dużo Żydów w Czemiernikach, cmentarz ich był na skraju lasu. I myśmy, jako uczniowie idący do szkoły, zwłaszcza w sobotę, bo sobota była dniem nauki w szkołach, słyszeli płacz, zawodzenie Żydów na grobach swoich najbliższych. To było takie dość wzruszające. Szabat był w sobotę, więc oni nie pracowali, żadnej pracy nie wykonywali, nawet ci starsi Żydzi mieli według ich tradycji zabronione,...
Bardzo dużo Żydów uczęszczało do szkoły [podstawowej] w Czemiernikach. W każdej klasie było kilkoro Żydów, ale do gimnazjum to szły uczniowie pochodzący z Żydów bardzo selekcyjnie. Na przykład w mojej klasie w gimnazjum w Radzyniu był jeden Żyd, który był bardzo zdolny gdy chodzi o języki, a przeważnie do matematyki. Tak specjalnie nie zaprzyjaźniłem się z nim, aleśmy dobrze żyli, że nikt nikomu nie dokuczał. Pamiętam, była także Żydówka, starsza o rok, gdy chodzi o klasę. No i jak była...
Pamiętam, że autobus Lublin-Radzyń kursował dwa razy: rano i wieczorem. Gdy chodzi o gimnazjum, to było gimnazjum prywatne, za które trzeba było płacić. Ja nie mieszkałem w internacie, mimo, że internat był, mieszkałem na stancji z czterema kolegami. Mieszkałem w centrum a gimnazjum mieściło się w pobliżu parku radzyńskiego. To było prawie sąsiedztwo. Matka zobowiązana była dostarczyć tej pani, u której śmy mieszkali, mąki, kaszy, słoniny, to było wyliczone ile na miesiąc, ja już nie pamiętam. I z tej racji...
Szkołę podstawowę, cztery klasy, skończyłem w Skokach, w tej wiosce, w której się urodziłem. I na dwa lata przyszedłem do Czemiernik, do klasy piątej i szóstej szkoły podstawowej. A po szkole podstawowej w Czemiernikach poszedłem do gimnazjum, do Radzynia Podlaskiego, ale tam tylko jeden rok uczyłem się, bo wybuchła w 1939 roku wojna i szkołę Niemcy zlikwidowali. Moją nauczycielką w Skokach była pani Maria Tkaczykowa. Pamiętam jak matka mnie zaprowadziła pierwszy raz zapisać się do tej szkoły, więc myśmy przyszli...
To, że urodziłem się na wsi [Skoki], swoje dzieciństwo spędziłem na wsi, to chyba to zaowocowało we mnie, gdy chodzi o moje malarstwo. Pamiętam, mój starszy brat dużo rysował a przede wszystkim konie, miał zdolności do koni, ale matka nie mogła sobie pozwolić na uczenie, wykształcenie w tym kierunku starszego brata. Gdy chodzi o mnie, mój pobyt, przebywanie na wsi jakoś mnie uwrażliwiło na ten liryzm, który mnie otaczał, będąc na wsi, a więc te pola, które bardzo lubiłem, z...
Pracując w IUNG-u miałem takie bardzo ciekawe doświadczenie. W zasadzie w każdym miejscu pracy coś takiego było ciekawego, fascynującego, coś takiego, co mnie bardzo interesowało. Ale jeśli chodzi o pracę w doświadczalnictwie terenowym, rolniczym, miałem teren Radzynia i Łukowa. I tam spotkałem się z takim zupełnie nowym zjawiskiem, chodziło o ludzi. Były takie enklawy wiejskie przypominające jak gdyby dziewiętnastowieczną polską wieś. Na czym to polegało. Wyglądało to tak jakby ci ludzie nie byli zapędzeni, zagonieni, mieli czas na rozmowę, a...
Najbardziej Żydów pamiętam, jak Niemcy ich z Radzynia wieźli, furmanki jechały i całe rodziny, taki transport, nie wiem, jak to nazwać. I ich do Międzyrzeca wszystkich kierowali. To jest 27 kilometrów, oni na furmankach jechali. Sołtysi nakazywali ludziom, żeby jechali i przewozili. To było konieczne, sołtysi byli upoważnieni do tego. Wójt nakazał, żeby, załóżmy, z Jurek było tyle i tyle furmanek, pojechali do Radzynia po Żydów. Ile tam tych pojazdów miało być, dziesięć, nie wiem tego. I to nie tylko...
Niektórzy ich przechowywali, złotem płacili za to, no ale to było ryzyko. Ja nie wiem, u nas nikt nie przechowywał się z Żydów. Przechowywali ich gdzieś tam w jakichś mieszkaniach, nie wiem, jak to tam robili, że właśnie za złoto, za pieniądze ich tam przechowywali. Tak się słyszało, nie wiem, w Jurkach chyba nie, ale już tak w Radzyniu, raczej w miastach przechowywali. Karali, przecież to była kara śmierci. Na tych sesjach [w gminie] mówili, że o ile kto będzie...
Czasem mnie tam wzięli, to byłam tylko z rodzicami, furmanką jechałam, nie bardzo to się opłaciło rodzicom, bo jak jechali coś kupić, to jeszcze się dzieckiem [zajmować musieli], no, ale czasami się uparłam, to wzięli mnie. Pamiętam, że były żydowskie sklepy, ale tak żeby coś więcej [powiedzieć], to nie wiem. Podobno mieli tam troszkę taniej – może to nawet było gorsze – żeby klienta zdobyć, a takim zaufanym ludziom dawali bez pieniędzy, a jak zarobili, czy jakoś tam mieli te...