Potem już pracowałam jakiś czas w Parczewie w szkole, a potem w Lublinie, przeniosłam się. To już było gimnazjum. Ale nie miała jeszcze szkoła swojego budynku, tak że w sąsiednich szkołach wynajmowało się kilka pokoi, to, co można było, a potem wybudowali gimnazjum. Wynajmowałam pokój w Parczewie. Uczyłam wtedy języka francuskiego. Bardzo dużo było nieumiejących jeszcze pisać i czytać, tak że urządzało się dla nich takie kursy, żeby ich nauczyć. Ja nie powiem, czy to przymusowe, czy dowolne było. Raczej...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Parczew"
Jedna z moich koleżanek, Cyporia Zybirsztajn, prosiła, żeby ją przechrzcić. Pytamy się: „Jak ty chcesz się nazywać?”. A ona mówi: „Tereska”. I nadaliśmy jej [imię] Tereska. I to chrzest jest podobno ważny. Przetrwała jakiś czas u sąsiadów, a ci sąsiedzi na pewno coś jej powiedzieli, że ona ma się wynosić. Ona wyszła i uciekała na dworzec, i wtedy ją zabrali. Chodził z nią policjant, taki młody człowiek, Polak. Kazali mu strzelać do niej, a on nie strzelał. Po głowie dostał...
Otworzyli [getto] i od razu ich zabrali. Siostra moja pracowała u cioci, wujek był w Oświęcimiu, jako zakładnik wzięty. Mieli sklep fotograficzny z aparatami i kliszami i moja siostra tam pracowała jako ekspedientka. To było przy aptece, więc jak ja wychodziłam na obiad, to leciałam do niej, a ona leciała na obiad do domu i potem wracała. W tym czasie przyszedł jakiś folksdojcz i przyprowadził Niemca, [który pyta] mnie, dlaczego ja nie dostarczyłam tych ziół. A ja mówię: „Miałam moich...
Podczas okupacji przyszli do mnie moi [żydowscy] koledzy i koleżanki i prosili mnie, bym im pomogła. Oprócz tego, że pracowałam w aptece magistra Roli, prowadziłam [też] bezinteresownie księgowość w firmie Bacutil w Lublinie, dostałam Ausweis tak zwany i ten Ausweis był bardzo podobno ważny. A moje koleżanki i koledzy pracowali w gminie żydowskiej. „A jak ja mam pomóc?”. „My ci powiemy. Utworzysz zbiornicę ziół, a my ci damy pracowników”. Przyszli z prośbą, żebym założyła tę zbiornicę. Sami mi podsunęli [ten...
Głód, smród i ubóstwo. Siedzieliśmy w schronie. Walili. Najwięcej zrzucali bomb burzących, zapalających. Opiekun tego domu zorganizował [nas], że jak bomby spadły zapalające na sufit, to wszyscyśmy podawali piasek, nikt się nie lenił. Jeden drugiemu piasek podawał, do samego strychu i szybko zasypywali panowie bomby te zapalające. W ten sposóbśmy [się] ocalili, bo tak byśmy żywcem spłonęli. Wody nie było, suchar taki tej długiej bułki na nas dwie. Jak się wojna zaczęła, staliśmy w kolejce i wykupowaliśmy chleb. Często się...
To była koedukacyjna [szkoła] i chodziły tam koleżanki moje Żydówki i koledzy Żydzi, z którymi się bardzo przyjaźniłam. Oni u mnie jedli, ja u nich, tylko zawsze prosili, żebym nie mówiła, że oni u mnie jedli, więc ja nie mówiłam. Zaprzyjaźniliśmy się bardzo serdecznie. Lubiliśmy się. [To byli] Gienia Erlichówna, Motek, nie pamiętam [nazwiska], i Josek Pelerman. Oni opanowali bardzo dobrze rachunki, matematykę, a ja byłam słaba, za to z polskiego byłam lepsza. I tak – jak [była] klasówka z...
[Nazywam się] Alina Czarnacka. [Urodziłam się] 10 lutego 1922 roku w Parczewie. Chrzestnym moim był burmistrz Parczewa, Wacław Maliszewski, a chrzestną mamą była pani Józefa Pierożyńska. W Parczewie mieszkałam przy ulicy Kolejowej 29, naprzeciw państwa Kaczyńskich, którzy byli spokrewnieni, tam był lekarz i aptekarz. [Rodzice nazywali się] Marianna i Antoni Czarnaccy. [Miałam] dwie siostry, Zuzannę i Krystynę. Starsza i młodsza ode mnie. [Młodsza] nie miała nawet pół roku, jak tatuś zmarł, taka maleńka. Nie pamięta tatusia. Stale dzwoni, prosi mnie...
Jak szła ostatnia ofensywa na Ostrów, już front forsował Bug, to zrobili ofensywę tu na Ostrów. Od strony Zamościa, tam nazywam tą ulicę Zamoście, bo to za mostem. Tam jest kościół i taki mostek. To ta ulica się nazywa Zamoście – za mostem… Ja stamtąd pochodzę… I z tamtej strony od Kolechowic szedł oddział niemiecki pomalutku na Ostrów. Ze wszystkich stron, z Lubartowa znowu szedł. Tam od Parczewa znowu szli. Obławę na te tereny o tutaj. To dwudziesty drugi lipiec...
Ja nie słyszałem o [tajnych kompletach], ale ktoś musiał mi powiedzieć, bo napisałem tak: „Kadra nauczycielska została poważnie uszczuplona przez śmierć kilku nauczycieli poległych [w] kampanii wrześniowej. Dawny Związek Nauczycielstwa Polskiego przekształcił się jeszcze w październiku w [19]39 [roku] w Warszawie i został jako Tajna Organizacja Nauczycielska, która swoim zasięgiem obejmowała również Parczew. Odbywało się tutaj tajne nauczanie w zakresie szkoły średniej, a szczególne kary stosowane przez okupanta nie załamały ducha nauczycieli, jak i młodzieży do konspiratorskiego nauczania. Nauka odbywała...
Moja żona pochodziła z Suchowoli. Radzyńskiej Suchowoli, i mieszkała w pobliżu rodziny książęcej, chyba Czetwertyńskich. To była bardzo bogata rodzina, mieli majątki w różnych częściach Polski, pod Warszawą. Czetwertyńscy zostali zaaresztowani przez Niemców, i wysiedleni z Suchowoli. Dom mojej żony był w pobliżu majątku Czetwertyńskich w Suchowoli, i ich też wysiedlili. Rodzinę mojej żony Niemcy wysiedlili, wyrzucili z tego domu, w którym mieszkali w Suchowoli, i wtedy cała rodzina się przeniosła do Parczewa. To było miasto chyba w siedemdziesięciu procentach...
Urodziłam się 23 października 1932 roku we wsi Brzeźnica Książęca, gmina Niedźwiada - jest taka wieś odsunięta od szosy, kiedy ja się urodziłam nie było [tam] żadnej drogi bitej, tylko gościniec. Siedemnaście kilometrów mama chodziła pieszo do Lubartowa, żeby sprzedać płody rolne takie jak mleko, masło, śmietanę, jajka i tak dalej. Jak mnie donosiła to na plecach w takim tobole. Ale była i stacja kolejowa, ale to była ponad pięć kilometrów, w innej Brzeźnicy – Bychawskiej. Jak już się dalej...
U nas [na wigilii] był zawsze barszcz z uszkami i do tego barszczu podawało się bułeczki drożdżowe, a w środku była kapusta kiszona – w środku ta kapusta jest kwaśna, a to ciasto jest trochę słodzone, więc takie słodko-kwaśne są. Ryba była naturalnie. Jakie tam były ryby – najczęściej słodkowodne. I jeszcze bardzo ciekawą [potrawę] robiła mama, czego ja nie umiem i już nigdy nie będę wiedziała, to były takie ciasteczka jak kruche, ale one były twarde i one były...
Ja jakiś czas mieszkałam w Parczewie przy ulicy Kolejowej, to jedna z bocznych ulic. Naprzeciwko nas były takie domki jakby wiejskie i w [jednym z nich] mieszkała taka rodzina żydowska, ten ojciec jeździł na wieś i sprzedawał garnki, właściwie wymieniał garnki na jakieś produkty, a [córka] bawiła się ze mną, oprócz innych polskich [dzieci]. Chajka się nazywała. Obok nas był taki dom okropny i tam był sklepik żydowski, do którego mi nie pozwoliła mama chodzić, bo było brudno i okropnie....
Młyn był w Jabłoniu, to najbliżej. Był w Zaliszczu, był w Opolu. W Parczewie było dwa dużych, to byli wszystko Żydy, żydowskie młyny. A drugi, na światłach, co to w dół, co jest ten Kułak, czy jak on się nazywa, to z tego młyna w dawnych czasach, to robili światło, czyli jak był młyn, chodził, to światło Parczew miał. To nieraz jak się jechało z rodzicami, to jeszcze ściemniło się, to już światło w Parczewie było. O! To co to...
Zarabiało się mało stosunkowo, ale i szkoła też nie miała odpowiedniego budynku, tak że w szkole powszechnej korzystało się z jednej sali albo z dwóch sal. I to taka była wtedy ciężka zima, że jak przychodziło się, to miało się na brwiach i na rzęsach śnieg zamarznięty. I w domu też, chociaż paliło się w piecu, to jednak zawsze było zimno, i tak na przykład jak wypisywałyśmy świadectwa na półrocze, to trzeba było siedzieć dosłownie w łóżku, że połowa ciała...
[Na wakacje] przeważnie do babki jeździłem do Parczewa, tam na wieś po prostu. Na wieś, bo tam maliny, grzyby, las, koledzy – nie tyle koledzy, co rówieśnicy – paru się znało. Któregoś dnia zachciało mi się do kolegi skrócić drogę i przez żyto [przejść]. To było do niego 400 metrów przez żyto, natomiast żeby ominąć żyto, nie deptać tego (bo to wiadomo, jak przez żyto, to się depcze i niszczy), no to trzeba było okrążyć tą kolonię Welinów. Ja przez...
A matka miała lepsze przygody, bo tak… Matka została sama, rodziców nie było, poszli w pole, no i przyszły dwie Cyganki z tym, że jedna została na zewnątrz, matka nie wiedziała o tym, a druga przyszła powróżyć. No to matka się zagapiła z tą, co chciała powróżyć, zaczęła jej tam bajki opowiadać, a druga była na stryszku: trzy futra zginęły, na drugi dzień się okazało. Matka mówi: „O rany, co ja narobiłam, oj po co mi to było, a to...