Nie chciałabym, żeby to wypadło, że się chwalę, ale mój dziadek pochodził z rodziny królewskiej – w linii od króla Leszczyńskiego. Mało tego, posiadał wszelkiego rodzaju insygnia, czyli herb i pamiątki, które niestety w czasie wojny zostały rozkradzione przez wojska rosyjskie, które stacjonowały w naszym mieszkaniu. Jedyną pamiątkową rzeczą, która została w domu, była etażerka – taka na książki, rzeźbiona, piękna. To jedyna pamiątka, jaka została po dziadku. Reszta niestety przepadła, a szkoda, bo to były piękne rzeczy. Później widziałam...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Ulica Parkowa"
W okresie powodzi zachorowałam na odrę i trzeba było brać zastrzyki, przepisali wtedy antybiotyki. Pamiętam jak dzisiaj, że zakonnica z kościoła Ave przychodziła robić mi zastrzyki. To znaczy tata wychodził po nią na sam róg ulicy [Parkowej], dokąd mógł, przenosił ją na barana do tych ludzi, u których nocowałam. Ona się mną zajmowała i tata ją z powrotem odnosił. Woda sięgała powyżej ud i ona nie mogła w tych swoich szatach tamtędy przejść, więc trzeba było ją przenieść. Ta powódź...
Ulicą, na której stawiałam pierwsze kroki, była Parkowa. Mieszkaliśmy nad samą rzeką [Bystrzycą]. Mieliśmy domek parterowy z gankiem, obrośnięty dzikim winem. Na podwórku rosły stare, olbrzymie sokory. Za domem był ogród z drzewami owocowymi, z warzywami na własne potrzeby, dalej łąki obrośnięte różną roślinnością – od trawy począwszy, przez polne kwiaty, a również konopie. Nad rzeką była olbrzymia wierzba. Ja tych czasów nie pamiętam, ale z opowieści moich dziadków, rodziców wiem, że uderzył w nią piorun i powstała dziupla. I...
Na Parkowej każdy miał swoje podwórko. Na podwórku zazwyczaj mieściły się: piaskownica dla dzieci, jakieś tam komórki, zabudowania gospodarcze. Zazwyczaj to były komórki na węgiel, jakaś tam komóreczka na narzędzia dla panów z imadełkiem. Każdy był majstrem w swoim domu. Fachowców się nie wzywało, jak w tej chwili. Także faceci mieli takie swoje warsztaty domowe. I oczywiście ogródki. My żeśmy mieli największy ogród warzywny. Swoje warzywa, swoje owoce. I drób żeśmy mieli. I kwiaty. Ławka, kwiaty, mięta pachnąca, lawenda, maciejka....
Mój dziadek, to znaczy ojciec mojej mamy, nazywał się Władysław Leszczyński. Jego żona Bronisława Leszczyńska, z domu Pietroń. Muszę tu nadmienić, że w tamtych czasach dziadek popełnił mezalians. Bo mój dziadek był z innej sfery, babcia była z innej sfery. Babcia była z tak zwanej sfery chłopskiej. Natomiast dziadek był ze sfery arystokratycznej. Ja pamiętam, co prawda jako dziecko, ale pamiętam, jak siostry mojego dziadka miały mu bardzo za złe to, że dziadek poślubił kobietę z niższego stanu. Dziadek przyjechał...
Z ulicy Parkowej chodziliśmy do pobliskich sklepów. Ulica Skibińska była ulicą sklepową. Tam się mieściła „sodówka”, sklep warzywniczy, spożywczy. Był most na Bystrzycy prowadzący na ulicę Kąpielową. Rzeka była zupełnie inna. Dla dzieci to była frajda, bo się leciało na śluzę patrzeć, jak ta woda spływa z wielkim szumem. Blisko ulicy Motorowej – bodajże to Motorowa, jak dobrze pamiętam – był młyn Krauzego. Tam się też chodziło. To wszystko było bardzo ciekawe dla dzieci. Także chodziliśmy do młyna Krauzego. W...
Jak wkroczyło wojsko radzieckie [do Lublina], zajęli też nasze mieszkanie [przy ulicy Parkowej], to znaczy moich dziadków wtedy, mojej mamy. Według opowieści dziadka zachowywali się bardzo agresywnie. Na szczęście mój dziadek pochodził z Wołynia, umiał bardzo dobrze rozmawiać po rosyjsku, to jakoś ich udobruchał i dzięki temu ten okres przetrwali. Mało tego, w tym czasie moja mama zachorowała na malarię i gdyby nie lejtnant ruski, to nie wyszłaby z tego. Wyleczył ją chininą. Także wyzdrowiała z tej malarii.
Na ulicy Parkowej wszyscy się znali – od rzeki począwszy do końca ulicy. Czasy były inne, ludzie pracowali po 8 godzin. W związku z tym życie sąsiedzkie inaczej wyglądało. To była taka swojska ulica. Przy domach były ławeczki. Sąsiedzi po pracy zbierali się na ławeczkach, rozmawiali sobie. A w okresie maja, jak odbywały się wyścigi kolarskie, to oczywiście wszyscy przeżywali, którzy to Polacy będą na mecie. Życie towarzyskie było inne. W dzisiejszych czasach każdy raczej jest zamknięty w swoich czterech...
Vis-a-vis naszego domu [przy ulicy Parkowej] mieścił się skład stolarski. Przywozili pachnące, świeże drzewa, które później cięli na deski. To był olbrzymi skład. Za stolarnią, za rzeczką mieścił się jeszcze zakład Moritza. Tam pracowali ludzie na dwie zmiany. Jako dziecko z ciekawością zawsze wyglądałam przez okno w kuchni i patrzyłam jak się wieczorem palą światła u Moritza i mówiłam „O, babciu, pracują jeszcze u Moritza.”. Zakłady Moritza zajmowały się produkcją maszyn rolniczych.
Mieliśmy telewizor, pamiętam jak dzisiaj, taki na nóżkach, Klejnot, z tak zwanym filtrem. Taki ekran dodatkowy z paskami w kolorach jakby tęczy. I to się nakładało na ekran na takim sznureczku. Mieliśmy ten telewizor, to pół Parkowej ze stołeczkami, z krzesełkami przychodziło do nas, jak się zaczynał program telewizyjny. A tego programu telewizyjnego to raptem było półtorej godziny. Ale wszyscy przychodzili, bo musieli obejrzeć telewizor.
Na ulicy z dziećmi, jeszcze na Parkowej, graliśmy w dwa ognie, w zbijaka, w klasy, w kiczkę, w kapsle. Były modne Wyścigi Pokoju, więc się rysowało trasy i się w kapsle grało. Jak ktoś nie miał kapsli, to musiał się poruszać kamykami. Skakanka. Już później to się skakało w gumę. Najlepiej było taką gumkę z pasmanterii kupić, zszyć ją albo związać. Dwie osoby trzymało tę gumę na nogach, a jedna skakała, żeby jak najtrudniej było. Także takie zabawy były. W...
Tata pracował w ruchu ciągłym w FSC i zdarzały się awarie, więc nieważne świątek, piątek czy niedziela, był potrzebny w zakładzie. W związku z tym przyjeżdżali po niego, tak i w nocy, nie w nocy, w święta, różnie to się zdarzało. To też koszty zakład jakieś ponosił, żeby przysyłać samochód, kierowcę, gdzie kierowca był też potrzebny do czego innego. Wtedy było ciężko o telefony i dzięki zakładowi, dzięki temu, że ojciec pracował właśnie w ruchu ciągłym i był bez przerwy...
Idąc od strony szkoły podstawowej nr 22, po prawej stronie mieszkali Zabelscy, oni mieli warsztat samochodowy. Dalej mieszkali Praszczaki, Praszczak zajmował się rolnictwem, a ona handlowała jajkami i śmietaną. Dalej mieszkali Kosiorowie, uprawiali swoje pole. Bo w okolicy były łąki, pola, to ludzie tam uprawiali. I pracował w FSC. Później była druga rodzina Kosiorów, to oni wszyscy pracowali. Ona pracowała w handlu, a on pracował w FSC. Później była sąsiadka Głębocka. Jej rodzina też pracowała, jej syn był kolejarzem. Później...
Jak się dzielnicowi zmieniali, to dzielnicowy przychodził do każdego domu, przedstawiał się, że jest dzielnicowym, mówił swoje imię i nazwisko. Także każdy z mieszkańców znał swojego dzielnicowego. Zdarzyło mi się to ostatni raz na Probostwie, to już dzieci miałam, gdzie mam dzwonek do drzwi, otwieram, policjant. Myślę sobie, co się stało? A ten człowiek mówi do mnie, jak się nazywa i że jest moim dzielnicowym. Chodził po całej dzielnicy i się przedstawiał. Od tamtego czasu, niestety, takie rzeczy się już...
Dom składał się z dwóch części. Był drewniany ganek, z ozdobną krateczką, po której wił się dziki winogron. W ganku były dwie ławeczki. Wchodziło się do tak zwanej sieni. Z niej wchodziło się do dwóch jak gdyby osobnych mieszkań. Do jednego mieszkania wchodziło się z sieni do kuchni. Z kuchni było wejście do jednego pokoju, drugiego pokoju. Ale jeszcze z tejże kuchni było wejście do takiego korytarzyka i jeszcze był następny pokój. Ale w tym małym korytarzyku były takie sekretne...
Dom razem z ulicą kupił mój dziadek Pietroń po pracy w Stanach Zjednoczonych, to znaczy mój pradziadek, a teść mojego dziadka. Kupił kawał ziemi, która później nazwana została ulicą Parkową. I tam pobudował dom, w którym mieszkała moja prababcia, z pradziadkiem i ze swoimi dziećmi. Po czym brat mojej babci pobudował się po drugiej stronie ulicy, jak już był dorosły i się ożenił. I tak naprawdę to ta ulica na początku była zamieszkała przez rodzinę Pietroniów. Czyli mojego pradziadka i...
Posiadam zdjęcie mojej rodziny wykonane w naszym miejscu zamieszkania, czyli przy ulicy Parkowej. Jest to zdjęcie zrobione od strony rzeki Bystrzycy. Na tym zdjęciu widać jeszcze fragment wierzby, która po powodzi została wycięta. Olbrzymia wierzba, na której dzieci się bawiły. Zdjęcie zostało zrobione od ulicy Parkowej, czyli od strony wejścia do domu. Dom był otoczony płotkiem, był ganeczek, była sień i dom był podzielony na dwie części, z jednej strony ganku i z drugiej strony ganku. Ten dom został wybudowany,...
To był rok [19]44, właśnie lipiec, sierpień. No i trzeba było myśleć, bo miałem czternaście lat, to był wiek taki, że trzeba pomyśleć o przyszłości. Mój taki cioteczny wujek – Wacław Wójcik, wrócił z Niemiec, bo tam był wysłany na roboty. Wrócił i otworzył zakład kuśmierski na 1 Maja w domu, ten dom istnieje do dzisiaj – Kucharskiego mydlarnia tam była, on wytwarzał mydło wtedy w domu. No i ojciec dostał pracę właśnie jako stolarz na Parkowej. To był prywatny...
Zaraz za Rusałką była droga na łąkę. Łąki to był specjalny rozdział w naszym życiu. Były dwie przystanie kajakowe: pierwsza przystań, gdzie wypożyczało się kajaki, była koło stadionu, a następna za mostem, jak się idzie na ulicę, którą kiedyś nazywano Nową Drogą – szło się nią w kierunku parku, jeszcze wtedy była to droga z kocimi łbami, wybojami. A park Ludowy sadziłam razem z innymi w 1956 roku. Wtedy zaczęło się osuszanie terenu i sadzenie parku w czynie społecznym, więc...